• Kultura, głupcze!

    Florence + The Machine: Idealna doskonałość


    Florence + The Machine - Ceremonials
    RECENZJA
     
    Brytyjski zespół Florence + The Machine miał mocne wejście wraz z wydaniem płyty Lungs w 2009 roku. Album promowany był przez dwa doskonale single, cieszył się uznaniem tak krytyków, jak i publiczności – liderka grupy - Florence Welsch dostała mnóstwo propozycji od studiów nagraniowych za oceanem i amerykańskich artystów, którzy aż palili się do współpracy.

    Choć w mojej ocenie Lungs było trochę nierówne – numery absolutnie rewelacyjne, jak Dog days are over, Rabbit Heart (Raise It Up) czy Hurricane Drunk przeplatały się z minimalnie słabszymi, to jednak był to powiew świeżości i naprawdę bardzo dobrej muzyki. Na Ceremonials czekałem więc ze zniecierpliwieniem, jak się okazuje słusznie, bo nowy album Brytyjczyków jest fenomenalny!



    Zachwyt. Właściwie na tym słowie mógłbym zakończyć recenzję Ceremonials. Znajdziemy tu tyle doskonałych utworów, że trudno którykolwiek wyróżnić, bo to mogłoby się wiązać z niedocenieniem pozostałych. Album jest trochę bardziej przebojowy, niż Lungs – od pierwszych chwil wpada w ucho i zostaje w głowie na długo, a jedyne, co chce się zrobić po przesłuchaniu całości to wcisnąć jeszcze raz przycisk „play”.

    Nową płytę cechuje wręcz barokowe bogactwo aranżacyjne, różnorodność instrumentów i doskonałe brzmienie. To wszystko okraszone mocnym, charakterystycznym głosem Florence Welch, która w przekroju całej płyty pokazuje wszystkie swoje możliwości – czasem może nawet trochę przesadza, ale trudno uważać to za minus, skoro ma jeden z najlepszych głosów, jakie ostatnio pojawiły się na scenie.

    Dwa pierwsze kawałki stanowią idealne wprowadzenie do płyty. Zaczyna się od dobrych bębnów i interesującego pogłosu w wokalu. Shake it out jest natomiast jednym z najlepszych singli, jakie kiedykolwiek słyszałem. Przebojowy, nie pozwala się nie lubić, ładuje słuchacza pozytywną energią i aż porywa do tańca i śpiewania razem z Florence i chórkiem. Doskonały wybór singla promującego album.

    Dalej album nie zwalnia tempa, poziom artystyczny nie spada, nie waha się mimo tak dużej różnorodności piosenek. Do czynienia mamy z kolejnym przebojowym numerem – What the Water Gave Me, później następuje jednak lekkie wyciszenie w postaci Never Let Me Go i Breaking DownLover to Lover rozpoczyna się również spokojnie dźwiękami kabaretowego pianina, w pewnym momencie jednak rozpędza się perkusja, a w końcówce Florence pokazuje pełnię swoich wokalnych możliwości. No Light, No Light to z kolei utwór z ciekawą konstrukcją – zaczyna się od organów i stopniowo nabiera tempa stając się jednym z bardziej podniosłych, czy wręcz „bojowych” utworów na płycie – z wyraźną perkusją i popisową zabawą głosem wokalistki. Wybrany jako drugi singiel ma jednak zdecydowanie inny nastrój od Shake it out, może więc przekonać tych, którzy pierwszym singlem się nie zachwycili. (choć nie sądzę, żeby było to możliwe)

    Po tak bogatym i barokowym utworze następuje dużo bardziej kameralny Seven Devils, który jakby tonuje nastroje i klimat przed następnym, jednym z tych nieznacznie wybijających się ponad inne kawałków – Heartlines. Hipnotyzujące bębny, klaskanie i zaśpiewy kojarzące się z Czarnym Lądem wkomponowują się idealnie w Ceremonials – właśnie dla takich chwil słucha się muzyki! Doskonałość w każdej sekundzie.

    Co później? Spectrum czyli kolejna zmiana stylistyczna – rytm już bardziej elektroniczny, niż etniczny, trochę disco, a jednak wszystko w dobrym stylu – trudno oprzeć się wrażeniu, że Florence + The Machine chcieli pokazać całe szerokie spektrum swoich zainteresowań i umiejętności kompozytorskich. Przedostatni utwór na płycie, All This and Heaven Too to ballada o filmowym, może nawet bajkowym klimacie. Wiemy, że już utwory z Lungs były chętnie kupowane i wykorzystywane w serialach i filmach – numer jedenasty z Ceremonials wydaje się jakby stworzony do ozdobienia końcowej sceny dobrego filmu. Album kończy Leave my Body – znów z dość znaczącą rolą chóru stanowiącego idealne tło dla silnego głosu Florence Welch.

    Podniosły nastrój płyty nie przeszkadza - na szczęście twórcy z daleka ominęli niebezpieczny i przesadny patos – jest poważnie, epicko, ale nie sztucznie i nienaturalnie. Na dodatek materiał pomimo swojej "wagi" od razu wpada w ucho.

    Bez względu na to ile znakomitej muzyki będziemy mieli okazję jeszcze posłuchać w 2011 roku Ceremonials będzie w ścisłej czołówce najlepszych albumów roku. Potomni będą nam zazdrościć, że żyliśmy w czasach wydania tej płyty, a jeśli ktoś będzie zastanawiał się, jak nagrać doskonały album powinien poprosić o radę Florence + The Machine.




    zdjęcia: http://www.florenceandthemachine.net
    recenzję możesz przeczytać również pod adresem: http://80bpm.net/2011/11/florence-and-the-machine-ceremonials-recenzja-konkursowa/

    8 komentarze :

    1. Bardzo dobra, rzeczowa recenzja. :) Mam nadzieję, że niedługo kupię płytę Florence, może nawet w wersji deluxe...?

      OdpowiedzUsuń
    2. Popieram sam dałem w swojej recenzji aż 8.5/10 . Od bardzo dawna nie słyszałem tak dobrego i spójnego albumu.

      OdpowiedzUsuń
    3. Anonimowy2/11/11 23:33

      Od rana dzięki iTunes słucham "Ceremonials" i jestem zachwycony. Płyta dojrzalsza, głębsza i przede wszystkim- spójna. To nie porozrywane "Lungs", to kawał epickiej i genialnej płyty! Ciekawy jestem jaki utwór będzie następnym singlem promującym płytę- po "What the Water Gave Me" i "Shake it out". Może "Never Let Me Go" lub "Spectrum"? Pozdrawiam!

      OdpowiedzUsuń
    4. Anonimowy3/2/12 17:56

      "Ceremonials" to naprawdę wspaniała płyta, odkąd trafiła w moje ręce (wersja deluxe), nie mogę przestać jej słuchać. Dodatkowe utwory są naprawdę godne uwagi. Gorąco polecam :)

      OdpowiedzUsuń
    5. Oj tak... Płyta jest boska, przyciąga tak, że nie można się od niej oderwać. Wspaniała!

      OdpowiedzUsuń
    6. Anonimowy19/7/12 14:58

      Mój ukochany album. Muzyka niesamowita. Nieprawdopodobne jest jak bardzo płyta różni się od debiutanckiego, znacznie skromniejszego w brzmieniu albumu zespołu, Lungs - to totalnie inny poziom, inna energia. Głos Flo absolutnie fenomenalny, wręcz uzależniający (choć muszę przyznać, iż musiałam się przyzwyczaić do jej "wiercącego" krzyku). Utwory wspaniałe, z pomysłem i klimatem. W moim ulubionym "What the Water Gave Me" odnalazłam wręcz duchowe oświecenie:), zresztą wszystkie utwory z płyty wydają się jakoś tak... uduchowione. Dzięki temu albumowi można naprawdę pojąć czym jest prawdziwa MUZYKA. Pozdrawiam :)

      OdpowiedzUsuń
    7. What the Water Gave Me był 1szym singlem. 2gim Shake it out...

      OdpowiedzUsuń
      Odpowiedzi
      1. What the Water Gave Me był takim teaserem zapowiadającym album. Pierwszym oficjalnym singlem natomiast Shake it out.

        Usuń