• Kultura, głupcze!

    Nazywam się Gary Oldman i nigdy nie dostanę Oscara




    Nazywam się Gary Oldman, mam 54 lata, jestem Anglikiem i nigdy nie dostanę Oscara.




    Zgadza się – nie dostanę nigdy Oscara. Nie jestem chyba szczególnie lubiany przez Amerykańską Akademię Filmową, choć oczywiście gdyby pytać poszczególnych jej członków, to zapewne usłyszelibyście, jakimi to oni nie są fanami mojego talentu i jak to mnie nie doceniają. Tak...

    Generalnie nagrody jakoś mnie omijają. A taki mały przecież nie jestem – jestem mniej więcej tego samego wzrostu, co ten gość od KURTULI. Chwila... on też nie dostaje zbyt wielu nagród. Może to po prostu pechowy wzrost?

    Wracając do tematu – omijają mnie te nagrody. Może po prostu ze statuetką w ręce słabo wychodzę na zdjęciach? Wyglądam niekorzystnie? To tłumaczyłoby, dlaczego tak rzadko jestem nagradzany za swoje role – koledzy i gremium wybierające laureatów po prostu o mnie dbają. Dobra fotka to przecież podstawa! Po co komu Oscary, Złote Globy czy BAFTY?

    takie tam z jakąś nagrodą

    Zaraz, BAFTĘ właściwie mam. Nawet dwie, choć za ten sam film – „Nic doustnie”. 1997 rok. Gdybyście jednak chcieli znaleźć w internecie zdjęcie mnie, trzymającego BAFTĘ... nie próbujcie nawet. Łatwiej i szybciej znajdziecie zdjęcia nienarodzonego jeszcze dziecka ze związku Jake Gyllenhaala z Colinem Farrellem, niż moje z jakąś nagrodą.

    Byłem Normanem Stansfieldem w „Leonie zawodowcu” – wszyscy się mnie baliście, nikt (ze strachu!) nie chciał spojrzeć mi w oczy, nikt nie chciał  stanąć mi na drodze, gdy spacerowałem sobie po zalanym krwią korytarzu z shotgunem w ręce. A jednak ja, Gary Oldman, jak i cały film mieliśmy pecha. Nagrody ominęły nas wielkim łukiem. 


    Film zrobili Francuzi, więc liczyliśmy choć na Cezary – tamtejsze Oscary, tylko o innym kształcie, innej nazwie i generalnie mniej znane na świecie. Były nominacje, były! Choć nie dla mnie... ale pomyślałem, że ucieszę się ze statuetki dla Jeana Reno czy Luca Bessona tak bardzo, jakbym sam odbierał nagrodę. Ale się nie ucieszyłem. Nic nie dostaliśmy. 

    Na Oscarach nawet o nas nie słyszeli. Żadnej nominacji. Choć przyznaję – walka była tam interesująca. Na jednej gali „Forrest Gump”, „Pulp Fiction”, „Cztery wesela i pogrzeb”, „Skazani na Shawshank” i „Quiz show”? Czy kiedyś powtórzył się taki rok? Tak, to był dobry rok dla kinematografii, choć dla nas pechowy.

    Wcześniej też zagrałem świra. W „Prawdziwym romansie”. Scenariusz Tarantino, reżyseria Tony Scott. Miałem wtedy takie fajne długie dredy. Mała rólka, ale ludziom się podobało. Plus – mogłem być bezkarnie niegrzeczny dla Christiana Slatera. Dobrze mu tak! 


    Jeszcze wcześniej byłem Drakulą. No dajcie spokój! Kto by się nie bał? Tym bardziej, że ta rola mi wyszła. Jestem z niej zadowolony, dziennikarze już wiedzą, żeby nie pytać mnie o moją ulubioną rolę. Tony makijażu, dziwny akcent i ton głosu – myślicie, że było łatwo? No, ale przynajmniej dostałem za to Saturna. Aha! A muzykę do „Drakuli” nagrał Wasz Wojciech Kilar.  


    Jeszcze wcześniej zagrałem w filmie „JFK”. I już wiem, dlaczego nigdy nie dostanę Oscara i dlaczego Amerykanie nie lubią mnie nagradzać. Jak się zabija ich prezydenta-celebrytę-kręcącego-się-koło-Marilyn Kennedy’ego, to nie można być lubianym w tym kraju. A zagrałem. Zagrałem Lee Harvey’a Oswalda. I tradycyjnie – „Gary, świetna rola! Fajnie zagrałeś!”. Ale nagrody nie dali...

    Uważacie się za pechowych ludzi? To słuchajcie tego – żeby przypodobać się Amerykanom postanowiłem zagrać w trylogii o Batmanie – wiecie, Batman – superbohater, kochany przez Amerykanów, więc jeśli się tam pojawię, to mnie polubią i niedługo dadzą za coś Oscara. Dostałem rolę komisarza Gordona, starałem się, ale Amerykańce odkryli, że filmy reżyserował Brytyjczyk. Batmanem był Brytyjczyk. Jego lokajem był Brytyjczyk. Komisarzem Gordonem byłem ja, czyli Brytyjczyk. W ostatniej części nawet przeciwnikiem był... Brytyjczyk. Pomyśleli, że my, Brytyjczycy, chcemy przejąć od nich dobro narodowe i zapewne się na nas wkurzyli. Mój plan spalił na panewce. 


    Pierwszą nominację do Oscara złapałem rok temu za „Szpiega” – film bardziej doceniany przez krytyków, niż publiczność. Rywalizowałem z Bradem Długowłosym, Georgem Zawsze Pięknym, Demiánem Nieznanym i Jeanem Zwycięzcą. Można by powiedzieć – grupa śmierci. 

    Skoro do tej pory Oscara nie dostałem (o Złotym Globie nie wspomnę), to już pewnie nie dostanę. Choć tak stary jeszcze nie jestem. Ale prędzej uhonorują mnie jakąś statuetką za całokształt twórczości (proszę was! Przecież nikt nie pamięta Oscarów za całokształt twórczości!). O ile dożyję, rzecz jasna. Ale sam nie wiem czy chcę taką nagrodę pocieszenia. Nagroda za to, że pomijali mnie w nagrodach? Głupia nagroda. Wybaczcie powtórzenia, ale rozumiecie – nerwy. 

    Oscara nie ma, ale przynajmniej wywiady przeprowadza ze mną Świnka Piggy. Wyszedłem na trochę wkurzonego, ale nie lubię tego typu świńskich pytań. Wolę jak jest kurtularnie.

    Nie mam pojęcia, czy Gary Oldman naprawdę ma wielkie parcie na zdobycie Oscara (mam wrażenie, że nie). Jednocześnie trzymam kciuki, żeby mój tekst nie był proroczy i żeby Gary zdobył za jakiś czas tę statuetkę. Tak, wiem, Oscary przereklamowane, bardziej miarodajne są.................. (tu wpisz nazwę nagrody), ale jednak to nagroda Amerykańskiej Akademii Filmowej jest tą najbardziej znaną na świecie i często najbardziej pożądaną przez aktorów.

    zdjęcia: http://www.collider.com , http://www.belfasttelegram.co.uk , http://www.gdefon.com , http://www.muppet.wikia.com

      10 komentarze :

      1. DiCaprio też nie ma na koncie żadnego Oscara, a należałby mu się...

        OdpowiedzUsuń
        Odpowiedzi
        1. Zgadzam się...

          Usuń
        2. przepraszam za co Leosiowi chcecie dać Oskara ? Za Titanica ?

          Usuń
        3. Anonimowy21/2/15 11:34

          "Leoś" od Titanica zagrał wiele fantastycznych ról.

          Usuń
      2. "Takie tam z jakąś nagrodą" :)) Kocham Cię za ten wpis, na Oscara za "Szpiega" miałam głupią, nierealną nadzieję. Rzeczywiście, grupa śmierci.
        Ale może jeszcze dostanie, chociaż na pewno zagranie Syriusza Blacka nie pomogło, jak może dostać Oscara facet, który występuje jako sama głowa w cudzym kominku? I w dodatku ten na wskroś brytyjski bestseller i milion części ekranizacji, którą wszyscy prawie lubią, a na ich śliczny, amerykański "Zmierzch" kręcą nosem. Oldman zadaje się po prostu z niewłaściwymi ludźmi :)

        OdpowiedzUsuń
      3. Gary świetnie wcielił się rolę Sida Viciousa w filmie "Sid and Nancy" (to były początki jego kariery). Otrzymał nawet za nią nagrodę w kategorii 'najbardziej obiecujący debiut.;)
        Z jego udziałem polecam również "Interstate 60" - tutaj też został nagrodzony.
        To są filmy średnio popularne w Polsce, nie mniej jednak warto się im bliżej przyjrzeć. :>

        OdpowiedzUsuń
      4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

        OdpowiedzUsuń
      5. Anonimowy28/1/13 23:39

        Zanosi się na to, że o GO będą się uczyć za 50 lat studenciaki z filmówki... Jakoś tak jest na tym świecie że ci najwybitniejsi są doceniani dopiero po śmierci.

        OdpowiedzUsuń
      6. Nie jest jedyny, można znaleźć więcej takich przypadków. Pytanie czy to faktycznie niechęć Amerykanów czy po prostu pech.

        OdpowiedzUsuń
      7. Jeszcze Rosenkrantz i Guildenstern nie żyją, trochę zapomniany film z Oldmanem i Rothem z 1990roku. Dla mnie genialny.

        OdpowiedzUsuń