• Kultura, głupcze!

    Tom Waits: 44 minuty chrypki


    Tom Waits - Bad As Me
    RECENZJA

    Tom Waits – amerykański bard, artysta do którego określenie „kultowy” pasuje jak do mało kogo po siedmiu latach milczenia uderza z nową muzyką.

    Na Bad as Me nie ma muzyki łatwej i przyjemnej. Od pierwszych dźwięków zostajemy przytłoczeni – dysharmoniami, niecodziennymi instrumentami, nieczystym brzmieniem oraz, co najlepsze, zachrypniętym głosem Toma Waitsa. Teoretycznie można włączyć sobie ten album, żeby leciał w tle umilając (?!) pracę nad czymś – tylko po co? To muzyka, której trzeba poświęcić czas, wsłuchać się, aby zrozumieć, choć z drugiej strony wydaje się trochę przystępniejsza, niż ta zawarta choćby na poprzednim albumie artysty - Real Gone.


    Moim faworytem na Bad as Me jest Hell Broke Luce, gdzie od samego początku atakuje nas prawdziwa fala dźwięków. To zaledwie czterominutowy utwór, ale w jego obrębie tak często zmienia się styl, że właściwie nie wiemy, z czym mamy do czynienia. A słychać tu i gitarę elektryczną (na której gra nie kto inny, jak muzyk Rolling Stones - Keith Richards!) i odgłosy wojny i smyczki i puzon i etniczne zaśpiewy i saksofon. Akcenty wciąż się zmieniają, głos Toma walczy o pierwszeństwo z powiększającą się z każdą sekundą armią towarzyszących mu instrumentów. Do tego mamy pierwszej jakości tekst o wojnie. ("That big fucking bomb made me deaf, deaf/ A Humvee mechanic put his Kevlar on wrong/ I guarantee you’ll meet up with a suicide bomb")

    Ballady? Są. Pojawiają się na płycie dość często, śpiewane tym przepitym, przepalonym, zachrypniętym głosem stają się utworami z pazurem, nie mając w sobie nic z ckliwości czy „pościelowej” delikatności. Taki Last Leaf jest idealnym przykładem jesiennej melancholii, w którym doskonały, smutny tekst miesza się z powolnym podkładem muzycznym. ("I’m the last leaf on the tree/ The autumn took the rest but they won’t take me")

    Nie tylko Hell Broke Luce czy Last Leaf wyróżnia się dobrym tekstem. Te są na wysokim poziomie również w pozostałych utworach – są melancholijne, opowiadają o wykluczeniu, o rozstaniach, odejściach, samotności i podróży. ("Ocean wants a sailor/ Gun wants a hand/ money wants a spender/ And the road wants a man")


    Nie najważniejszy jest jednak tekst, melodie, czy instrumenty. Prym wiedzie tu głos Toma, który raz fałszuje, innym razem głos mu się łamie, w jeszcze innych momentach śpiewa prezentując wszystkie swoje możliwości, trochę bełkocze, wchodzi w wyższe rejestry, by po chwili zejść do niskich. Do tego brzmi tak, jakby między kolejnymi dźwiękami, które wydobywają się z jego gardła wypalał paczkę papierosów i wypijał butelkę whisky (a może „Kawy i papierosów”?). Absolutna perfekcja i maksymalne wykorzystanie nieprzeciętnego głosu.

    Fani twórczości Toma Waitsa wiedzą czego się spodziewać – nie ma tu wyraźnej zmiany stylistycznej w stosunku do poprzednich albumów – otrzymujemy dobrą muzykę, do której jesteśmy przyzwyczajeni, choć pojawiają się czasem dźwięki, których wcześniej u Amerykanina nie słyszeliśmy. Ludzie, którzy do tej pory do tej muzyki przekonać się nie mogli raczej nie odkryją tu rzeczy, w których się zakochają, a artysta nie pozyska tą płytą rzeszy nowych fanów - ci więc, którzy spodziewali się rewolucji – zawiodą się, ale czy jest fan Toma Waitsa, który spodziewa się i chce rewolucji stylistycznej w twórczości swojego ulubieńca?



    zdjęcia: http://www.tomwaits.com

    5 komentarze :

    1. Bardzo fajna recenzja. Jak dla mnie świetna płyta, byłem wręcz zaskoczony, że staruszek dalej w takiej dobrej formie :) Oby ruszył w trasę i zawitał do Polski. Pozdrawiam

      OdpowiedzUsuń
    2. Dużo ludzi zarzuca mu przewidywalność tej płyty i to, że mogłaby być bardzo odkrywcza, ja osobiście cenie ją wyżej niż np. real gone, bo na Bad as me waits jest w popisowej formie i bardzo w swoim stylu. Świetnie się tego słucha, bo masz wrażenie, że już te teksty, kawałki znasz. To jak z inżynierem mamoniem, który lubił tylko te filmy, które znał. Ta płyta taka właśnie jest. Ja dałbym w skali do 10 oczko, może dwa wyżej. Oczywiście, miał waits lepsze albumu - Blood Money, Rain Dogs, nawet Closing time chyba bym do takich zaliczył, ale Bad as me jest nie wiele gorszym.

      OdpowiedzUsuń
    3. Tak, teraz po dłuższym czasie i wielu wielu wielu godzin z Bad as me oceniłbym ten album dużo wyżej - w granicach dziewiątki.

      OdpowiedzUsuń