• Kultura, głupcze!

    Ładunek 200: Wymiana ładunków


    Ładunek 200
    RECENZJA

    Od dawna powtarzam ludziom, że Rosjanie kręcą świetne filmy, co najczęściej kwitowane jest uśmieszkiem i słowami niedowierzania "taa, jasne…". "Ładunek 200" to kolejne potwierdzenie wysokiej formy współczesnej, rosyjskiej kinematografii. To film porażający, mocny, który bez zbytniej zabawy od razu daje porządnego kopa ciężkim wojskowym butem. Kopa, którego później długo się odczuwa.

    "Ładunek 200", film Aleksieja Bałabanowa opowiada o schyłku Związku Radzieckiego. Nie skupia się on na całym społeczeństwie czy mieszkańcach dużego miasta. Wręcz przeciwnie – głównymi bohaterami są ludzie zamieszkujący małą wieś, dyskutujący o Bogu przy kolejnych butelkach wódki, profesor wykładający ateizm naukowy na uniwersytecie w Leningradzie, córka lokalnego sekretarza partii, chłopak lubiący bawić się na dyskotekach i milicjant Żurow. 


    Już od samego początku film uderza dość mocno - od sceny rozmowy sprzedawcy wódki z profesorem z Uniwersytetu w Leningradzie. Naukowiec bez ogródek wyjaśnia, że Bóg i dusza nie istnieje, z czym nie zgadza się miejscowy. Później jednak wszystko nabiera tempa i jest coraz bardziej wstrząsająco – mamy morderstwo, mamy gwałt, ale na tym nie kończą się cierpienia młodej córki sekretarza partii. We wszystko to zamieszany jest Żurow, który później prowadzi śledztwo w obu sprawach.

     To właśnie losy młodej Andżeliki są tu najlepiej przedstawione i one szokują najbardziej, bo zgwałcenie i porwanie to dopiero początek jej cierpień. Przedstawienie nam tego okresu historii Rosji z perspektywy kilku prostych ludzi powoduje, że film tak mocno oddziałuje na widza, pozostawia po sobie takie spustoszenie.

    "Ładunek 200" z czasem coraz bardziej się rozkręca – nie chodzi tu jednak o szybkość akcji czy pojawianie się coraz to nowych wydarzeń wywracających wszystko do góry nogami, a o nasilenie szokujących, odrażających obrazów. Początek, mimo że widzimy, jak cały kraj się rozpada, ściany budynków są obdrapane, wszystko podniszczone, ludzie sprawiają wrażenie, jakby męczyli się z tym, że muszą żyć, przy każdej okazji popijają wódki, nie zwiastuje nam tego, co ujrzymy później. Wydarzenia prowadzą do naprawdę makabrycznego finału, którego długo nie można zapomnieć.

    Wiele jest w tym filmie scen, które na długo zapadają w pamięć. Wspomnę chociażby "wymianę ładunków" w samolocie – wynoszone są z niego trumny z poległymi w Afganistanie, a chwilę potem na jego pokład wbiegają kolejni żołnierze, z których spora część nie wróci. Scena, gdy do więzienia trafia Aleksiej, czy moment powrotu narzeczonego Andżeliki, a wreszcie – chyba najbardziej szokująca scena pojawiająca się pod koniec filmu, gdy Żurow czyta listy.
     To, co poraża w tym filmie, to kompletna znieczulica całego radzieckiego społeczeństwa. Nikogo nie obchodzi, co stanie się z innymi ludźmi, następuje całkowite wypaczenie wartości takich jak miłość, wolność, przywiązanie. Oprócz tego Bałabanow nie stosuje żadnych upiększających ten obraz elementów – wszystko jest szare, brudne, zimne. Postawy bohaterów znakomicie ilustrowane są przez przygaszone, wprowadzające bardzo ponury nastrój zdjęcia.

    Film Aleksieja Bałabanowa nie niesie żadnego promyka nadziei na poprawę, reżyser nie wprowadza żadnego pozytywnego bohatera – jedyny pozytyw można dostrzec w końcówce w postaci wykładowcy Artema, który zmienia swoje poglądy, pragnie przyjąć chrzest – nie widzimy samego obrządku, ale można to potraktować, jako pewien pozytyw – skoro Artem może zmienić to, co zdawałoby się jest niemożliwe do zmiany (przecież z takim zawzięciem pouczał, że Bóg i dusza nie istnieją!), to może i ludzie, którzy nie odczuwają współczucia, czy zainteresowania innymi ludźmi także mogą się zmienić?

    "Ładunek 200" można rozpatrywać na wiele sposobów – pod kątem religii (różne poglądy odnośnie Boga), socjologicznym (przeobrażenia społeczeństwa, psychologia społeczna), historycznym (jako film o rozpadającym się ZSRR), również wojskowym (problem "ładunków" – żołnierze umierają, a w ich miejsce przychodzą kolejni, którzy także zginą na wojnie).

    Aktorzy spisali się bardzo dobrze – zero sztuczności, niepotrzebnych gestów, ruchów. Wszyscy bez wyjątku grają naprawdę na wysokim poziomie - Agniya Kuznetsova w roli Andżeliki, Aleksei Serebryakov jako Aleksiej, Aleksei Poluyan grający kapitana Żurowa, czy Leonid Gromov grający Artema.

    "Ładunek 200" to film mocny, wstrząsający, przerażający, momentami także odrażający. Aleksiej Bałabanow w naturalistyczny sposób pokazuje rozpad więzi międzyludzkich, rozpad struktur całego kraju i całkowitą degrengoladę mieszkańców ZSRR. Jest to kino naprawdę bezkompromisowe, nie pozostawiające nikogo obojętnym. Polecam, choć nie jest to film na każdą okazję – trzeba mieć do niego odpowiedni nastrój.



    recenzję możesz znaleźć również pod adresem: http://www.filmweb.pl/user/blek/reviews/Wymiana+%C5%82adunk%C3%B3w-9281

    1 komentarze :

    1. Kino rosyjskie/radzieckie jest mi bardzo bliskie i śledzę najnowsze produkcje i wracam do staroci. Po obejrzeniu Ładunku 200 długo nie mogłam dojść do siebie i niestety nie mogę stwierdzić czy to dobry czy niedobry film, bo jestem (nadal) w jakimś totalnym szoku oraz w zniesmaczeniu. Gdybym spotkała reżysera to chyba bym mu nakopała, bo jakim prawem robi z widzem, to co robi. Jestem dość mocno odporna na obrazki przemocy (nawet bardzo, podejrzewam siebie nawet o nieczułość), ale nawarstwienie i ilość tych scen przekraczających wszelkie granice dla mnie była już nie do przeskoczenia i nie dlatego, że oglądanie filmu ma sprawiać przyjemność, absolutnie nie! Ja po prostu nie widzę uzasadnienia aż takiej ilości i w zasadzie powtarzalności scen przemocy (każda następna jest jeszcze mocniejsza od poprzedniej). Nie widzę uzasadnienia dla fabuły. Bardzo mnie irytują głosy, że reżyser epatuje bez potrzeby przemocą (takie głosy były a propo Róży), jeśli to wynika z prawdy nie zamykam na fakty oczu, ale w Ładunku 200 odniosłam wrażenie, że reżyser się bawi widzem, że sprawdza jego wytrzymałość i nie ma we mnie na taką manipulację zgody. Nie przeczę, że tak właśnie dzieje się w Rosji, ale dziękuje. Dla mnie to za dużo jak na jeden obraz.
      Jakiś czas temu obejrzałam tegoż reżysera film "Morfina" i dobrze, że nie wiedziałam, że to jego bo bym nie obejrzała i bardzo, bardzo żałowała, bo film mnie zaczarował:)Przy okazji polecam.

      http://czarodziejskagoraksiazek.blogspot.com/2012/06/w-ostatnim-czasie-obejrzane-czyli.html

      Rzadko piszę o filmach, gdyż nie mam ku temu zdolności, ale jak już trafię na perłę nie mogę się powstrzymać:)
      Pozdrawiam i będę zaglądać i pewnie ślady bytności w postaci komentarzy zostawiać:)

      OdpowiedzUsuń