Incredible Hulk, Iron Man, Iron Man 2, Thor, Kapitan Ameryka: Pierwsze starcie
miniRECENZJE
Iron Man, Hulk, Thor, Kapitan Ameryka. Te i inne znane z komiksów postacie powstały w studiu Marvela. A że zrobiła się ostatnio moda na ekranizacje komiksów, to i jedna z dwóch największych firm na rynku obrazkowych historii podjęła się trudu stworzenia filmów na podstawie swoich opowieści. Wpadli jednak na pomysł genialny i bardzo ryzykowny.
Bo jak inaczej nazwać kręcenie filmów na dwa fronty? Z jednej strony opowiadają historie poszczególnych bohaterów, z drugiej wiemy, że stanowi to jednocześnie wstęp do czegoś większego. Czegoś, co tego lata ujrzało światło dzienne - "Avengers".
Zdecydowałem się więc na napisanie krótkich, dziesięciozdaniowych recenzji filmów Marvela, które opowiadają o bohaterach pojawiających się w "Avengers". Świadomie pominąłem "Hulka" Anga Lee z 2003. roku
Incredible Hulk (trailer)
Jedna z najbardziej popularnych w uniwersum Marvela postaci nie ma szczęścia do ekranizacji i aktorów, którzy się w nią wcielają. Po „Hulku” Anga Lee, ciekawie zrealizowanemu, ale zdecydowanie za długiemu i zbyt nudnemu, wydawało się, że zielonego, nieobliczalnego bohatera czeka to, co przytrafiło się Batmanowi – zniknięcie z sal kinowych na wiele lat. Jednak już po pięciu latach powrócono do postaci Bruce’a Bannera, w którego tym razem wcielił się Edward Norton. Wybór dość zaskakujący – wszak Norton nie dość, że nie ma sylwetki kulturysty, to jeszcze kojarzony jest raczej z „bardziej ambitnymi” rolami. Mimo, że wybór tego akurat aktora mógł wydawać się nietrafiony, to aktor dobrze odnalazł się w swojej postaci. Bruce Banner po przypadkowym napromieniowaniu promieniami gamma za wszelką cenę próbuje kontrolować swój poziom stresu i tętna. Po przekroczeniu określonej wartości człowiek, pomagający chorym w Ameryce Południowej zmienia się w kipiącego agresją, nieobliczalnego, ogromnego i bardzo silnego zielonego potwora. Przeciwko sobie ma więc niemal wszystkich – łącznie z wojskiem, dowodzonym przez ojca ukochanej Bruce’a, który koniecznie chce go schwytać. Siłą „Incredible Hulk” jest dobra obsada (poza Nortonem Liv Tyler i doskonały Tim Roth) i odpowiednie rozłożenie akcji i wolniejszych momentów. Zdarzają się w tym filmie momenty, które mogą znudzić, ale mimo tego „Incredible Hulk” zasługuje na ocenę pomiędzy 6 a 7.
Jedna z najbardziej popularnych w uniwersum Marvela postaci nie ma szczęścia do ekranizacji i aktorów, którzy się w nią wcielają. Po „Hulku” Anga Lee, ciekawie zrealizowanemu, ale zdecydowanie za długiemu i zbyt nudnemu, wydawało się, że zielonego, nieobliczalnego bohatera czeka to, co przytrafiło się Batmanowi – zniknięcie z sal kinowych na wiele lat. Jednak już po pięciu latach powrócono do postaci Bruce’a Bannera, w którego tym razem wcielił się Edward Norton. Wybór dość zaskakujący – wszak Norton nie dość, że nie ma sylwetki kulturysty, to jeszcze kojarzony jest raczej z „bardziej ambitnymi” rolami. Mimo, że wybór tego akurat aktora mógł wydawać się nietrafiony, to aktor dobrze odnalazł się w swojej postaci. Bruce Banner po przypadkowym napromieniowaniu promieniami gamma za wszelką cenę próbuje kontrolować swój poziom stresu i tętna. Po przekroczeniu określonej wartości człowiek, pomagający chorym w Ameryce Południowej zmienia się w kipiącego agresją, nieobliczalnego, ogromnego i bardzo silnego zielonego potwora. Przeciwko sobie ma więc niemal wszystkich – łącznie z wojskiem, dowodzonym przez ojca ukochanej Bruce’a, który koniecznie chce go schwytać. Siłą „Incredible Hulk” jest dobra obsada (poza Nortonem Liv Tyler i doskonały Tim Roth) i odpowiednie rozłożenie akcji i wolniejszych momentów. Zdarzają się w tym filmie momenty, które mogą znudzić, ale mimo tego „Incredible Hulk” zasługuje na ocenę pomiędzy 6 a 7.
Iron Man (trailer)
Tony Stark to ma klawe życie. Pije, spotyka się z najpiękniejszymi kobietami, jeździ drogimi samochodami i jest bajecznie bogaty. Gdy jednak dowiaduje się, że produkowana przez niego supernowoczesna broń służy terrorystom, przez których sam zostaje porwany, postanawia zrobić coś dobrego dla społeczeństwa. Tworzy więc zaawansowaną technicznie zbroję, która umożliwia mu latanie i walkę z przeciwnikami, z którymi inni sobie nie radzą. „Iron Man” to dobry przykład rozrywkowego kina – cięty humor Starka, dużo akcji, wątek Stark-Pepper – to wszystko powoduje, że mimo pełnych dwóch godzin, film się nie nudzi. Ale największym atutem obrazu jest Robert Downey Jr., którego luz pozwolił na stworzenie postaci, którą polubi każdy – kobieta, mężczyzna, młodsi, starsi. Można wręcz powiedzieć, że Downey Jr. w całości wykreował Iron Mana, który w amerykańskiej kulturze obecny jest przecież od lat sześćdziesiątych. Pasuje do tej roli idealnie. A na drugim planie Gwyneth Paltrow i łysy Jeff Bridges, którzy również sprawdzają się w swoich rolach. „Iron Man” to bardzo sprawnie zrealizowane kino rozrywkowe – odpowiednio dowcipne i lekkie, aby umilić dzień.
Iron Man 2 (trailer)
Tony Stark – miliarder, playboy i filantrop znów musi stanąć przeciw złu zagrażającemu Nowemu Jorkowi. Tym razem na jego drodze nie stoi były współpracownik, ale dwóch przeciwników – rosyjski inżynier z elektrycznymi biczami (Mickey Rourke) i szef firmy rywalizującej ze Stark Industries (Sam Rockwell). Jakby tego było mało odłamki, tkwiące blisko serca Tony’ego coraz bardziej mu zagrażają. I choć w stosunku do drugiej części „Iron Mana” pojawia się dużo więcej negatywnych opinii, to dla mnie sequel jest niemal tak dobry jak jego poprzednik. Akcji jest trochę mniej, ale wątek rywalizacji dwóch firm, produkujących nowoczesną broń to rekompensuje. Tony Stark, mając przed sobą wizję zbliżającej się śmierci, popuszcza swoim instynktom i próżności. To nie trwa jednak długo - przecież nikt nie ma wątpliwości, że w końcu odezwą się w nim bohaterskie uczucia, które kolejny raz pozwolą mu uratować świat. Na drugim planie ponownie widzimy Pepper-Gwyneth Paltrow oraz Scarlett Johansson, która stanowi jakby zapowiedź „The Avengers”. „Iron Man 2” to kolejne dwie godziny oglądania doskonałego Roberta Downey Jr. I choć nie hołduje zasadzie sequeli – „więcej, mocniej, szybciej”, to nadal pierwowzorowi niewiele ustępuje.
Thor (trailer)
Thor jest dumnym synem swojego ojca. A że nie każdy ma ojca, który jest najwyższym w hierarchii Bogiem – Odynem, to i nie każdy dysponuje taką siłą i zdolnościami jak bohater filmu. Jednak jak każdy porządny Bóg, tak i Thor wychowywał się z bratem – Lokim, który dorastał w cieniu wielkiego brata. W końcu nie wytrzymał i zwrócił się przeciwko Bogowi Asgardu, który w międzyczasie został wygnany na Ziemię, pośród śmiertelników. Śmiertelników, których nie do końca rozumie, ale – jak przystało na bajkę – potrafi właśnie w mieszkance Ziemi się zakochać. Nie dane mu będzie jednak wieść sielankowej egzystencji, bo Loki będzie próbował znaleźć jak najlepszy sposób na pozbycie się brata. Jeżeli kupicie historię o tym, że Bóg z innego świata, dzierżący ogromny młot bojowy, przybywa na Ziemię, to film będzie wam się podobał. Kolejny raz studio Marvela pochwalić trzeba za dobór aktorów – Chris Hemsworth, ze swoją nordycką urodą i „godną” sylwetką dobrze sprawdza się w roli Boga. A na drugim planie dobry Tom Hiddleston w roli Lokiego, Anthony Hopkins jako Odyn i nie wysilająca się Natalie Portman w roli Jane Foster, w której rozkochuje się Thor. Dla mnie to właśnie „Thor” jest jedną z lepszych ekranizacji, które wyszły od Marvela – nie ma momentów, które się dłużą, historia jest spójna i naprawdę dobrze się to ogląda.
Kapitan Ameryka: Pierwsze starcie (trailer)
Czym Kapitan Ameryka znacząco odróżnia się od opisywanych wyżej filmów? Przede wszystkim czasem akcji. Steve Rogers, chuderlawy, chory na astmę, ale zadziorny i twardy chłopak za wszelką cenę chce, podobnie jak jego koledzy, uczestniczyć w drugiej wojnie światowej. Po byciu odrzuconym przez niemal wszystkie komisje wojskowe w Stanach, spotyka wreszcie na swojej drodze naukowca, który przeprowadza na nim eksperyment. Po jego przejściu Rogers jest żołnierzem idealnym – zachował swoje najlepsze cechy charakteru – nieustępliwość, gotowość do poświęceń i otrzymał nowe, posągowe ciało. Zabójcza mieszanka sprawia, że to właśnie jeden człowiek jest w stanie wygrać wojnę. I choć początkowo jest chowany przed frontem, traktowany jako udany eksperyment, który trzeba chronić, to jednak po jakimś czasie nie może w takiej roli wytrzymać, więc na własną rękę zaczyna walczyć. Podzielenie filmu na wyraźne dwie części pozwoliło w pierwszej skupić się na przedstawieniu bohatera, a w drugiej popuścić wodze fantazji i nakręcić jak najbardziej efektowne sceny akcji. „Kapitan Ameryka” był dla mnie najsłabszy ze wszystkich opisywanych przeze mnie filmów Marvela (choć czytałem mnóstwo opinii, że to właśnie jedna z najbardziej udanych produkcji tego studia), ale i tak trzyma poziom – mimo kilku nudnych momentów. Na uwagę zasługuje rewelacyjny, bardzo gorzki happy end.
Tony Stark to ma klawe życie. Pije, spotyka się z najpiękniejszymi kobietami, jeździ drogimi samochodami i jest bajecznie bogaty. Gdy jednak dowiaduje się, że produkowana przez niego supernowoczesna broń służy terrorystom, przez których sam zostaje porwany, postanawia zrobić coś dobrego dla społeczeństwa. Tworzy więc zaawansowaną technicznie zbroję, która umożliwia mu latanie i walkę z przeciwnikami, z którymi inni sobie nie radzą. „Iron Man” to dobry przykład rozrywkowego kina – cięty humor Starka, dużo akcji, wątek Stark-Pepper – to wszystko powoduje, że mimo pełnych dwóch godzin, film się nie nudzi. Ale największym atutem obrazu jest Robert Downey Jr., którego luz pozwolił na stworzenie postaci, którą polubi każdy – kobieta, mężczyzna, młodsi, starsi. Można wręcz powiedzieć, że Downey Jr. w całości wykreował Iron Mana, który w amerykańskiej kulturze obecny jest przecież od lat sześćdziesiątych. Pasuje do tej roli idealnie. A na drugim planie Gwyneth Paltrow i łysy Jeff Bridges, którzy również sprawdzają się w swoich rolach. „Iron Man” to bardzo sprawnie zrealizowane kino rozrywkowe – odpowiednio dowcipne i lekkie, aby umilić dzień.
Iron Man 2 (trailer)
Tony Stark – miliarder, playboy i filantrop znów musi stanąć przeciw złu zagrażającemu Nowemu Jorkowi. Tym razem na jego drodze nie stoi były współpracownik, ale dwóch przeciwników – rosyjski inżynier z elektrycznymi biczami (Mickey Rourke) i szef firmy rywalizującej ze Stark Industries (Sam Rockwell). Jakby tego było mało odłamki, tkwiące blisko serca Tony’ego coraz bardziej mu zagrażają. I choć w stosunku do drugiej części „Iron Mana” pojawia się dużo więcej negatywnych opinii, to dla mnie sequel jest niemal tak dobry jak jego poprzednik. Akcji jest trochę mniej, ale wątek rywalizacji dwóch firm, produkujących nowoczesną broń to rekompensuje. Tony Stark, mając przed sobą wizję zbliżającej się śmierci, popuszcza swoim instynktom i próżności. To nie trwa jednak długo - przecież nikt nie ma wątpliwości, że w końcu odezwą się w nim bohaterskie uczucia, które kolejny raz pozwolą mu uratować świat. Na drugim planie ponownie widzimy Pepper-Gwyneth Paltrow oraz Scarlett Johansson, która stanowi jakby zapowiedź „The Avengers”. „Iron Man 2” to kolejne dwie godziny oglądania doskonałego Roberta Downey Jr. I choć nie hołduje zasadzie sequeli – „więcej, mocniej, szybciej”, to nadal pierwowzorowi niewiele ustępuje.
Thor (trailer)
Thor jest dumnym synem swojego ojca. A że nie każdy ma ojca, który jest najwyższym w hierarchii Bogiem – Odynem, to i nie każdy dysponuje taką siłą i zdolnościami jak bohater filmu. Jednak jak każdy porządny Bóg, tak i Thor wychowywał się z bratem – Lokim, który dorastał w cieniu wielkiego brata. W końcu nie wytrzymał i zwrócił się przeciwko Bogowi Asgardu, który w międzyczasie został wygnany na Ziemię, pośród śmiertelników. Śmiertelników, których nie do końca rozumie, ale – jak przystało na bajkę – potrafi właśnie w mieszkance Ziemi się zakochać. Nie dane mu będzie jednak wieść sielankowej egzystencji, bo Loki będzie próbował znaleźć jak najlepszy sposób na pozbycie się brata. Jeżeli kupicie historię o tym, że Bóg z innego świata, dzierżący ogromny młot bojowy, przybywa na Ziemię, to film będzie wam się podobał. Kolejny raz studio Marvela pochwalić trzeba za dobór aktorów – Chris Hemsworth, ze swoją nordycką urodą i „godną” sylwetką dobrze sprawdza się w roli Boga. A na drugim planie dobry Tom Hiddleston w roli Lokiego, Anthony Hopkins jako Odyn i nie wysilająca się Natalie Portman w roli Jane Foster, w której rozkochuje się Thor. Dla mnie to właśnie „Thor” jest jedną z lepszych ekranizacji, które wyszły od Marvela – nie ma momentów, które się dłużą, historia jest spójna i naprawdę dobrze się to ogląda.
Kapitan Ameryka: Pierwsze starcie (trailer)
Czym Kapitan Ameryka znacząco odróżnia się od opisywanych wyżej filmów? Przede wszystkim czasem akcji. Steve Rogers, chuderlawy, chory na astmę, ale zadziorny i twardy chłopak za wszelką cenę chce, podobnie jak jego koledzy, uczestniczyć w drugiej wojnie światowej. Po byciu odrzuconym przez niemal wszystkie komisje wojskowe w Stanach, spotyka wreszcie na swojej drodze naukowca, który przeprowadza na nim eksperyment. Po jego przejściu Rogers jest żołnierzem idealnym – zachował swoje najlepsze cechy charakteru – nieustępliwość, gotowość do poświęceń i otrzymał nowe, posągowe ciało. Zabójcza mieszanka sprawia, że to właśnie jeden człowiek jest w stanie wygrać wojnę. I choć początkowo jest chowany przed frontem, traktowany jako udany eksperyment, który trzeba chronić, to jednak po jakimś czasie nie może w takiej roli wytrzymać, więc na własną rękę zaczyna walczyć. Podzielenie filmu na wyraźne dwie części pozwoliło w pierwszej skupić się na przedstawieniu bohatera, a w drugiej popuścić wodze fantazji i nakręcić jak najbardziej efektowne sceny akcji. „Kapitan Ameryka” był dla mnie najsłabszy ze wszystkich opisywanych przeze mnie filmów Marvela (choć czytałem mnóstwo opinii, że to właśnie jedna z najbardziej udanych produkcji tego studia), ale i tak trzyma poziom – mimo kilku nudnych momentów. Na uwagę zasługuje rewelacyjny, bardzo gorzki happy end.
zdjęcia: http://www.filmeb.pl , http://www.comicbooktherapy.com , http://www.collider.com , http://www.dekiwallpapers.com , http://www.filmschoolrejects.com , http://www.nytimes.com , http://www.screenrant.com
Szczerze mówiąc bardzo lubię komiksy Marvel i za każdym razem kuszę się na pójście do kina na kolejny film o jakimś superbohaterze, ale ostatnio jest ich jakiś wysyp, a jesienią w TVN także będzie można obejrzeć m.in. Iron Man 2 i Batmana.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Dla mnie z ekranizacji marvelowych komiksów o bohaterach, którzy potem złożyli się w kinowe Avengers, najlepszą była pierwsza część Iron Mana. Wszystkie pozostałe filmy stały raczej, moim zdaniem, na niskim poziomie, a niektóre nawet na bardzo niskim. Na przykład druga część Iron Mana to już konkretna porażka.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do zabawy: http://projekt-kino.blogspot.com/
Moim zdaniem najlepszego filmu doczekał się Iron man, na drugim miejscu może być Thor. Strzałem w dziesiątkę Avengers była zmiana aktora grającego Bruce'a Banner'a, Mark Ruffalo o wiele lepiej zagrał tę rolę.
OdpowiedzUsuń