The xx - Coexist
RECENZJA
Cześć smutasy. Jesień powoli się zbliża, wrzesień straszy, że jest pierwszym jesiennym miesiącem, wypada więc znaleźć dźwięki, przy których będzie można się smucić, prawda?
A że od ostatniego albumu The xx zatytułowanego... xx (ach, ta różnorodność!) minęły trzy lata, to trio postanowiło nagrać nowy materiał, który ukazał się dziś, w poniedziałek, dziesiątego września pod nazwą Coexist.
A że od ostatniego albumu The xx zatytułowanego... xx (ach, ta różnorodność!) minęły trzy lata, to trio postanowiło nagrać nowy materiał, który ukazał się dziś, w poniedziałek, dziesiątego września pod nazwą Coexist.
Jak określiłbym styl jaki na Coexist proponują nam The xx? Melancholia, ponure dźwięki, minimalizm, przejmujące wokale, nieśmiało przygrywające instrumenty nastawione na odpowiednio smutne brzmienie. To muzyka, której będziecie słuchać czując jesienną chandrę. Albo której powinniście posłuchać, jeśli ze zgrozą stwierdzicie „już październik, a mnie nadal nie napada jesienna chandra! Muszę coś zrobić!”. I wtedy włączacie sobie Coexist, gdzie macie wszystko czego potrzebujecie – smutną muzykę elektroniczno-gitarową i dołujące teksty o złamanych sercach, rozstaniach i samotności. Czego chcieć więcej, drogie smutasy?
Cały czas słuchając płyty miałem wrażenie, że kojarzę te melodie, znam już te dźwięki. Można to uznać za plus jeśli kierujemy się zasadą „lubimy te melodie, które już znamy”, ale niekoniecznie musi to być zaleta, jeśli eksplorujemy rynek muzyczny i szukamy czegoś nowego.
Cały czas słuchając płyty miałem wrażenie, że kojarzę te melodie, znam już te dźwięki. Można to uznać za plus jeśli kierujemy się zasadą „lubimy te melodie, które już znamy”, ale niekoniecznie musi to być zaleta, jeśli eksplorujemy rynek muzyczny i szukamy czegoś nowego.
Wszystkie utwory są w tym samym stylu, więc nie ma sensu opisywać pokrótce każdego z nich. I znów – można to uznać za plus, że album jest spójny, ma określony nastrój i nie zaskoczy nas niczym, czego usłyszeć byśmy tu nie chcieli. Ale i za minus, bo po pewnym czasie przestajemy odróżniać jedną piosenkę od drugiej i mamy wrażenie monotonii. Choć z drugiej strony Coexist nie jest na siłę przedłużone - płyta trwa niecałe czterdzieści minut.
Cały album mi się podoba, mimo, że momentami zlewa się w jedno. Podobają mi się elektroniczne, basowe podkłady i przede wszystkim wokale – tak Romy Madley Croft jak i Olivera Sima.
I pomimo tych kilku wątpliwości, czy uznać niektóre z ich pomysłów za trafione, czy nie trzeba przyznać, że tej płyty po prostu dobrze się słucha. Z pewnością tak jak debiutancką płytą The xx zdobyli rzeszę fanów, tak i tą płytą wielbicieli nie stracą, a mogą tylko zyskać.
Cały album mi się podoba, mimo, że momentami zlewa się w jedno. Podobają mi się elektroniczne, basowe podkłady i przede wszystkim wokale – tak Romy Madley Croft jak i Olivera Sima.
I pomimo tych kilku wątpliwości, czy uznać niektóre z ich pomysłów za trafione, czy nie trzeba przyznać, że tej płyty po prostu dobrze się słucha. Z pewnością tak jak debiutancką płytą The xx zdobyli rzeszę fanów, tak i tą płytą wielbicieli nie stracą, a mogą tylko zyskać.
zdjęcie: http://www.thexx.info , http://www.uncut.co.uk
No tak, bo jesień bez depresji, smętnego przesiadywania w domu przed komputerem ewentualnie przy książce, melancholijnej muzyki to nie to samo. To nie w stylu Polaka-wiecznego cierpiętnika ! :D
OdpowiedzUsuńoczywiście! aż dziwne, że jeszcze żaden polityk nie wpadł na to, żeby mówić, że "prawdziwy Polak powinien się jesienią smucić!" ;)
Usuń