• Kultura, głupcze!

    Wróg numer jeden: Złap mnie, jeśli potrafisz


    Wróg numer jeden
    RECENZJA

    Drugiego maja 2011 roku, prezydent Obama miał jedno z najważniejszych wystąpień publicznych w swojej prezydenturze. Transmitowane przez media na cały świat. Poinformował w nim o zabiciu Osamy bin Ladena, którego Amerykanie tropili przez dziesięć lat, a który stał się wrogiem numer jeden po atakach na World Trade Center.

    Wszystko to było trochę nie po myśli Kathryn Bigelow, która chciała nakręcić film o tym, jak rząd USA wydaje miliardy dolarów na bezskuteczne poszukiwania terrorysty. A tu taki psikus – Osama zabity.




    Reżyserka musiała więc uwzględnić ten fakt w swoim filmie, który z obrazu krytykującego Amerykę za bezsensownie wydawane pieniądze, przekształcił się w produkcję, która pokazuje, jak sprawnie zadziałały amerykańskie siły specjalne. (SEAL) Oczywiście – większość filmu pokazuje nieudane próby wyśledzenia Osamy, ale sama końcówka to już pochwała na rzecz (prawie) doskonale przeprowadzonej operacji wojskowej.

    Cały film koncentruje się na postaci Mayi – pracownicy CIA, której upór i determinacja doprowadziły do sukcesu operacji. Młoda kobieta trafia od razu w sam środek piekła – obserwuje tortury na schwytanych członkach Al-Kaidy i musi szybko dostosować się do świata, w którym przyszło jej pracować. Wraz z nabieraniem przez nią wprawy mamy wrażenie, że sama też stała się niewrażliwa i wręcz jej obsesją stało się znalezienie kryjówki bin Ladena. To proste – musi tak funkcjonować, aby osiągnąć swój cel. A jednak w chwilach, gdy jest sama, dostrzegamy, że jest jej ciężko – trudno znieść presję, trudno znieść torturowanie bezbronnych więźniów.


    Sceny tortur – rzecz jasna – stały się obiektem wielu kontrowersji w Stanach Zjednoczonych. Senatorzy zdążyli już zawyrokować, że „Wróg numer jeden” to film antyamerykański. A przecież doniesienia o stosowaniu tortur przez agentów CIA znane są już wszystkim. Ukazanie ich na ekranie dopełnia tylko wiarygodności obrazu.

    Wracając jednak do głównej bohaterki – Maya została doskonale zagrana przez Jessikę Chastain. Nagrodzona Złotym Globem aktorka stworzyła świetną kreację kobiety, która w pracy nie może pokazać słabości, a jednak jest przejęta swoją pracą, metodami i tym, jak daleko trzeba się posunąć, aby zrealizować założony cel. 


    Nie byłem fanem poprzedniego filmu Kathryn Bigelow – „The Hurt Locker” (recenzja jeszcze z czasów filmwebu – wtedy pisałem chyba trochę gorzej ;) ). „Wróg numer jeden” jest natomiast zrobiony świetnie. Począwszy od brutalnych scen tortur (waterboarding), przez rozwój śledztwa (akurat w połowie film trochę przynudza), aż do doskonale nakręconych ostatnich trzydziestu minut. Niby wszyscy wiemy, jak ta historia się skończy, jak zakończy się Operacja Trójząb, a jednak napięcie zbudowane jest tak, że wręcz nie można oderwać oczu od ekranu. Przez bite pół godziny siedziałem wpatrzony bez mrugnięcia okiem w działania amerykańskich komandosów z SEAL. Reżyseria na najwyższym poziomie.

    Film Kathryn Bigelow na pewno stanie się kontrowersyjny także w Polsce, bo wprost pokazuje tajne więzienie CIA w Gdańsku (a przecież póki co nie ma żadnych potwierdzonych informacji o takowym miejscu). To z pewnością przysporzy jej kilku widzów więcej. Jednak to wcale nie ten fakt powinien przyciągnąć was do kina. Tym, co powinno to zrobić jest doskonała reżyseria, świetne aktorstwo i aktualność tematu. Nawet jeśli o słynnej operacji wiecie wszystko, to i tak warto, żebyście poszli do kina i sprawdzili, jak wygląda to na dużym ekranie. To po prostu kawał bardzo dobrego thrillera politycznego.




    zdjęcia: http://www.filmweb.pl , http://www.screenrant.com, http://www.salon.com 

    4 komentarze :

    1. A mi się podobał "The hurt locker", nawet bardzo. Z przyjemnością też obejrzę ten film. Jestem tylko ciekawa czy film na realne szanse na Oscara.

      OdpowiedzUsuń
    2. Też nie przepadam za The Hurt Locker, ale jednak minimalnie wolę go od ZDT. Uważam, że Oscar dla Bigelow i dla filmu to jedna z większych porażek ostatniej dekady przyznawania tych nagród.

      Zaś w temacie ZDT, czy nie zabrakło Ci np.:
      - rozwoju bohaterów, pokazania ich motywacji, ewolucji (lub braku tejże, chociaż to akurat mniej więcej pokazano i nie wypada IMHO za dobrze) poglądów?
      - jakiegoś tła? Siedzą w tym Pakistanie i szukają, nic ich przez tyle lat tam nie zastanowiło? Może jacyś lokalni bohaterowie bardziej rozbudowani by się przydali?
      - jakiejś refleksji na temat stosowności tortur? To już zresztą konkretnie zjechano, iż film tworzy wrażenie, że tortury były kluczowe w odnalezieniu Osamy, tymczasem wcale nie.
      - może też ze dwie minuty można było poświęcić na refleksję, czy rozstrzelanie Osamy bez procesu było jedynym możliwym rozwiązaniem? Hitlerowców chociaż sądzono w Norymberdze.
      Dla mnie 5/10 i to głównie za Stronga (bo Chastain dla mnie walczyła z brakiem materiału, nawet wygrała, ale wielkiej kreacji z tego nie ma) i końcówkę.

      P.S. Znienawidzisz mnie chyba, bo co chwilę coś tu komentuję, ale ostatnio co trafiam na FW, to linkujesz do siebie, więc zakładam, że zależy Ci na wymianie myśli nt. dzieł.

      OdpowiedzUsuń
    3. ale masz maraton oscarowy! wróg jeszcze przede mną, ale z ciekawością zerknąłem na Twoje przemyślenia

      OdpowiedzUsuń
    4. Jeden z dwóch "oscarowych" filmów, na którym mi się przysnęło... Nie ogarnęłam. Nie dla mnie.

      OdpowiedzUsuń