• Kultura, głupcze!

    Dziewczyna z tatuażem: Zimno, zimniej, najdziwniej


    Dziewczyna z tatuażem
    RECENZJA

    Jak często pojawiają się książki, o których mówi się, że przywracają czytelnictwo na świecie? Taki szał był przy „Harrym Potterze” (że dzieci oszalały na jego punkcie i zamiast siedzieć przy komputerze, albo biegać za piłką, biorą się za czytanie), podobnie było ostatnio przy trylogii „Millennium” Stiega Larssona.

    Całkiem szybko Szwedzi postanowili więc wykorzystać sukces powieści i je zekranizować, ale to hollywoodzka wersja z Danielem Craigiem w głównej roli odniosła większy sukces. (na pewno medialny)


    Od razu przyznam się, że szwedzkiej filmowej trylogii nie oglądałem (choć miałem taki zamiar), a powieści przeczytałem łącznie w kilka dni i jestem ich fanem. Spotkać się można często z opiniami, że wersja z Hollywood nie umywa się do szwedzkiej lub że jest słabym odwzorowaniem książki. Cóż... takie opinie wygłaszają albo ci, którzy nie lubią kina Hollywood z zasady (bo to modne ostatnio), albo tacy, którzy „Mężczyzn, którzy nienawidzą kobiet” nie czytali.

    Doprawdy, nie wiem na co tu narzekać. Za kamerą David Fincher, czyli człowiek, który już w 1995 roku pokazał, że potrafi stworzyć w filmie niesamowity klimat – ponury, chory, odrażający i mroczny. („Siedem”) A taki właśnie nastrój bije z powieści Stiega Larssona. Fincher doskonale pokazuje ciemne zaułki Sztokholmu, a gdy pokazuje mroźną zimę, to i widzom po karku przebiega dreszcz. (ciekawostka – zdjęcia powstawały podczas najmroźniejszej od dwudziestu lat zimy w Szwecji) Tak więc od strony reżysera i zdjęć absolutnie nie ma do czego się przyczepić.


    Także pod względem odwzorowania wydarzeń zawartych w powieści nie można mieć większych zastrzeżeń. To logiczne, że ponad sześciuset stronicowej książki nie da się przenieść w całości na ekran kin, nawet w filmie trwającym dwie i pół godziny. I mimo, że należało dokonać cięć – zdecydować, co pokazać, a czego nie, nie ma się wrażenia, że na ekranie nie zobaczyliśmy czegoś istotnego, co w książce się pojawiało.

    Jeżeli zastanawiacie się, który z filmów 2012. roku miał najlepszą czołówkę, to odpowiedź jest prosta - "Dziewczyna z tatuażem". Sugestywna, "brudna" z doskonałym remiksem Immigrant Song stworzonym przez Trenta Reznora - lidera grupy Nine Inch Nails. Mistrzostwo!

    Jednak największą zaletą „Dziewczyny z tatuażem” jest brawurowa rola Rooney Mary wcielającej się w Lisbeth Salander. (swoją drogą – to chyba najciekawsza kobieca bohaterka jaka ostatnimi czasy pojawiła się w kulturze) Stała przed bardzo, bardzo, BARDZO trudnym zadaniem. Lisbeth Salander już na kartach powieści Larssona była pełnokrwistą, wybitnie interesującą postacią. Sportretować więc kogoś takiego przed kamerą to zadanie, które raczej może się nie udać, niż być uznane za sukces. A Rooney Mara sportretowała Lisbeth rewelacyjnie. Bezbłędnie. Jest mroczna, odpowiednio antyspołeczna, a jednocześnie pociągająca. Wydaje się wręcz, że mało znana do tej pory aktorka onieśmieliła na ekranie znacznie bardziej doświadczonego Daniela Craiga. Zasłużona nominacja do Oscara, brawurowa, rewelacyjna kreacja.


    Najwięcej kontrowersji budziła chyba kwestia obsadzenia Daniela Craiga – Jamesa Bonda w roli Mikaela Blomqvista. Ubrano go w okrągłe okulary w grubych oprawach, ciepły płaszcz i modnie zawiązany szal, dano do ręki notesik i... mamy dziennikarza śledczego. Moim zdaniem z roli wywiązał się całkiem dobrze. Pasuje mi taki Mikael Blomqvist.


    Warto zwrócić uwagę także na drugi plan, na którym błyszczy Christopher Plummer i przede wszystkim Stellan Skarsgård.

    Film, mimo swojej długości nie ma nudnych fragmentów. Podziwiamy mroczny klimat thrillera skrzyżowanego z kryminałem, misterną fabułę i ciekawie skonstruowane postaci. Choć na ekranie nie widzimy dynamicznych pościgów i strzelanin, to ciągle coś się dzieje, napięcie wręcz wylewa się z ekranu.

    Krótko mówiąc – „Dziewczyna z tatuażem” to bardzo dobra ekranizacja rewelacyjnej powieści. Dobre kreacje aktorskie, dość wierne odwzorowanie wydarzeń zawartych w powieści Stiega Larssona i niezapomniany, mroczny i mroźny klimat Szwecji i opowieści, która jak magnes przyciąga naszą uwagę. 





     zdjęcia: http://www.filmweb.pl , http://www.suicideblonde.tumblr.com , http://www.thefilmnest.com , http://www.theiapolis.com

    10 komentarze :

    1. Muszę w końcu obejrzeć! Wszyscy zachwalają Rooney :)

      OdpowiedzUsuń
    2. Anonimowy4/12/12 20:45

      Bardzo podoba mi się eleganckie stwierdzenie że ostatnio modne jest nie lubienie kina Hollydodzkiego z zasady... idiots. idiots everywhere. Ja tam do Hollywoodu nic nie mam, wręcz bardzo lubię.

      OdpowiedzUsuń
    3. Anonimowy4/12/12 21:29

      Wybacz, ale skoro nie widziałeś szwedzkiej wersji, nie możesz stwierdzić czy jest lepsza czy też gorsza od hollywoodzkiej przeróbki.

      OdpowiedzUsuń
      Odpowiedzi
      1. a gdzie tu widzisz stwierdzenie, że któraś wersja jest lepsza od drugiej?

        Usuń
      2. "Od razu przyznam się, że szwedzkiej filmowej trylogii nie oglądałem (choć miałem taki zamiar), a powieści przeczytałem łącznie w kilka dni i jestem ich fanem. Spotkać się można często z opiniami, że wersja z Hollywood nie umywa się do szwedzkiej lub że jest słabym odwzorowaniem książki. Cóż... takie opinie wygłaszają albo ci, którzy nie lubią kina Hollywood z zasady (bo to modne ostatnio), albo tacy, którzy „Mężczyzn, którzy nienawidzą kobiet” nie czytali."

        Nie chcę niczego hejtować ani prowokować wielkiej kłótni na temat wyższości któregokolwiej z wersji, po prostu jest to dla mnie trochę nielogiczne, żeby wygłaszać opinie podobne do tej cytowanej wyżej, skoro nie ma się ku temu, tak naprawdę, podstaw. Ale pewnie po prostu się czepiam, przepraszam.

        Usuń
      3. Przecież to jest proste.
        1) jestem fanem powieści
        2) nie oglądałem szwedzkiej ekranizacji
        3) wersję z Hollywood uważam za bardzo dobrą (nie porównując ze szwedzką)
        4) w modzie ostatnio jest mówienie "nie lubię amerykańskich filmów bo... nie"
        5) wersja hollywoodzka jest całkiem niezłym odwzorowaniem książek, więc od razu odrzucam ten zarzut

        Usuń
    4. Rooney Mara w tym filmie - brak mi słów, GENIALNA! I choć nie przepadam za Danielem Craigiem, to w sumie nawet mi pasował do tej roli.
      Jestem wielką fanką książek i powstałym na podstawie nich filmów.

      OdpowiedzUsuń
    5. Rooney Mara=Noomi Rapace, moim skromnym zdaniem. Bo każda z nich stworzyła oryginalną, a przede wszystkim odmienną interpretację Salander.
      A teraz a propo powyższej recenzji: zgadzam się z opinią co do filmu, po prostu solidne kino z wysokiej półki, a haters gonna hate, więc nie ma co zważać na przesadne kłótnie na temat wyższości produkcji europejskiej nad amerykańską (amerykańska ma 1 zasadniczą przewagę: jest spójna przez całe 158 minut i nie ma chwili szczątkowego oderwania od fabuły, jak ma to chwilami miejsce w wersji z Noomi).
      Pozdrawiam;]

      OdpowiedzUsuń
    6. Tak ta czołówka jest mistrzowska. Miałam ją przed oczami jeszcze kilka dni. Coś absolutnie genialnego! Nie pamiętam żeby jakakolwiek czołówka została mi tak w pamięci ja ta z "dziewczyny z tatuażem"

      OdpowiedzUsuń
    7. Film mocno wbił mnie w fotel. W mojej pierwszej trójce 2012 jest na pewno.

      OdpowiedzUsuń