• Kultura, głupcze!

    Lincoln: Do poprawki


    Lincoln
    RECENZJA

    Podręczniki do nauki historii mają to do siebie, że potrafią śmiertelnie zanudzić i najciekawszy nawet temat pokazać w sposób, który z atrakcyjnością nie będzie miał nic wspólnego. Oczywiście – istnieją autorzy potrafiący pisać ciekawie, istnieją też ludzie tak zauroczeni nauką historii, że czerpią przyjemność z czytania najnudniejszego podręcznika. Nie da się jednak ukryć, że stanowią mniejszość.

    Podobnie może być, gdy ktoś kręci film, który taki podręcznik historii przypomina. Fascynaci danego okresu na ogół są zadowoleni, że ktoś poruszył ich ulubioną tematykę i jednocześnie wypominają faktograficzne błędy, ale cała reszta może po prostu poczuć się znudzona.




    Takim właśnie filmem jest „Lincoln” Stevena Spielberga. Wierność historyczna zachowana, oszałamiająco dokładnie wykonane kostiumy i cała scenografia, monumentalne ujęcia i zdjęcia pełne patosu i natchnienia. I Abraham Lincoln przedstawiony jako mąż stanu do kwadratu. 

    A jednocześnie jest to bardzo zachowawczy film. Robiony typowo pod gusta członków Akademii Filmowej. Mentalnie osadzony w latach 90. Nastawiony na zdobycie jak największej ilości Oscarów. Nominacji otrzymał mnóstwo – Spielberg na pewno połechtał Amerykanów, przedstawiając wiernie jednego z najbardziej znanych i wpływowych prezydentów i pokazując kawałek historii, której echo odzywa się nawet w dzisiejszych czasach.

    „Lincoln” nie jest pełnoprawną biografią szesnastego prezydenta Stanów Zjednoczonych. To dwuipółgodzinny obraz dotyczący zaledwie wycinka historii – batalii o uchwalenie trzynastej poprawki do konstytucji, częściowo znoszącej niewolnictwo. 


    Daniel Day-Lewis. Te trzy słowa powinny wam zagwarantować, że na ekranie na pewno zobaczymy bardzo dobre aktorstwo. I rzeczywiście – Brytyjczyk wygląda zupełnie jak amerykański prezydent. To zadziwiające, jak bardzo potrafi wcielić się w postać, którą ma odgrywać na ekranie. Postawa, głos, czy nawet fakt, iż kuleje – robi wrażenie to, jak mocno Daniel Day-Lewis staje się Abrahamem Lincolnem. Wcale nie gorzej jest również na drugim planie, na którym prym wiedzie Tommy Lee Jones. Przez ekran przewija się również Joseph Gordon-Levitt.

    Technicznie jest więc dobrze. Dobre aktorstwo, dbałość o scenografię i kostiumy, piękne zdjęcia. Ale co z tego, skoro ten film jest zwyczajnie zbyt długi i nudny? Ludzie zainteresowani szczegółową historią Stanów Zjednoczonych, jak i sami Amerykanie na pewno będą z niego zadowoleni, ale cała reszta może nie tylko pogubić się w zawiłościach i nazwiskach kongresmenów, ale i zwyczajnie znudzić. Spielberg utonął na tym, co miało być największą zaletą jego filmu – wierności historycznej. Stworzył obraz, który jest podręcznikiem historii, napisanym w mało ciekawy sposób.




    zdjęcia: http://www.filmweb.pl , http://www.filmofilia.com

    7 komentarze :

    1. Właśnie tego się obawiałam: że "Lincoln" będzie nudny. Mimo to, wybiorę się na pewno do kina. Wiem już mniej więcej na co się nastawić :)

      OdpowiedzUsuń
    2. Anonimowy26/1/13 23:17

      Film świetny, polecam :)

      OdpowiedzUsuń
    3. Zgadzam się ze wszystkim, dodam też, że jako osoba, która miała na studiach dwa semestry historii USA i mam o sprawie nieco większe pojęcie niż przeciętny odbiorca, to i tak musiałem walczyć, żeby wytrwać do końca. Co gorsza chwilami czuć ciężką łapę Spielberga - a to podniosła muzyka, a to dramatyczne okrzyki kolejnych głosujących, a do tego oczywiście idealizacja tytułowego bohatera. Najbardziej nie mogę zrozumieć ostatnich nastu minut, co to miało wspólnego z całą resztą filmu?

      OdpowiedzUsuń
    4. Anonimowy1/2/13 00:42

      Może i należę do nieliczne grupy ludzi, którzy na film idą z uwagi na zainteresowania. Obejrzałem go już 2 razy. I chyba nie wszyscy byli na tym samym filmie co i ja. Wymowa filmu jest zupełnie inna. Ale jeśli kogoś nudzi "historia" to i z takiej uproszczonej formy nic nie jest w stanie wyciągnąć...

      OdpowiedzUsuń
    5. Spielberg długo tworzył ten film, chyba za długo. Nominacje do Oscarów chyba głównie ze względu na uwielbienie Amerykanów ich historią i tego typu filmami.

      OdpowiedzUsuń
    6. Anonimowy15/2/13 08:56

      Błędem kardynalnym tego filmu jest sugerowanie, że wojna secesyjna wybuchła z powodu chęci zniesienia przez część stanów niewolnictwa. A to nie jest prawda. Te stany się chciały oderwać jako osobne państwo i tyle.

      OdpowiedzUsuń
    7. Jeden z dwóch "oscarowych" filmów, na którym mi się przysnęło... Porażka roku, bo naprawdę wiele sobie po tym filmie obiecywałam i czekałam na niego jak głupia. Wróżę mu wiele Oscarów wobec tego.

      OdpowiedzUsuń