• Kultura, głupcze!

    Zrób to sam!


    Nietykalni
    "Jestem Amerykaninem" = "nie potrafię czytać napisów"?

    Który przemysł filmowy jest najbardziej kasowy i znany na świecie? Hollywood. To amerykańskie filmy trafiają do niemal każdego zakątka na Ziemi, to gwiazdy Hollywood są rozpoznawane przez miliony ludzi. I choć kino europejskie, jednak różniące się od amerykańskiego, również ma się czym pochwalić, to gdy tylko pojawi się dobry film nakręcony w języku innym, niż angielski, w Hollywood zapada decyzja – „robimy remake!”



    Lenistwo i chciwość to straszne połączenie. Z jednej strony Amerykanie nie są przyzwyczajeni do oglądania filmów, w których muszą czytać napisy (och, to takie straszne!), z drugiej strony zdają się przejawiać myślenie „jeżeli dany film tyle zarobił w Europie, to zrobimy to samo, po swojemu, z gorącymi, hollywoodzkimi nazwiskami i sami wyciągniemy na tym pomyśle kupę kasy!”.

    Choć z jednej strony ten pomysł nie przeszkadza mi za bardzo (gdyby nie amerykańska wersja „Braci”, która była remakem duńskiego filmu, pewnie nigdy bym o nim nie słyszał), to jednak trzeba przyznać, że może to irytować.

    13. kwietnia do polskich kin weszła jedna z najbardziej kasowych francuskich komedii – „Nietykalni” (recenzję możecie przeczytać tutaj). Choć jest to film, który światową premierę miał we wrześniu 2011 roku, to Amerykanie (a konkretnie The Weinstein Company) już położyli na nim łapę. Sparaliżowanego milionera ma zagrać Colin Firth, a obraz wyreżyseruje Paul Feig mający na koncie między innymi „Druhny”, czy „Odnaleźć przeznaczenie”. Zastanawia mnie, kto wcieli się w rolę Drissa, którą perfekcyjnie odegrał Omar Sy. Jakaś "gwiazda", czy też spróbują znaleźć kogoś względnie mało znanego i obiecującego?

    Nie przekreślam z góry amerykańskiej wersji „Nietykalnych”. Kto wie – może uda się, tak jak w oryginale – połączyć dramat z komedią i sprawić, żeby z ekranu biło mnóstwo ciepła i optymizmu. Natomiast fakt, iż Amerykanie uważają się za królów świata, którzy ze wszystkim mogą robić wszystko, co tylko im się zachce, bardzo mnie denerwuje. Lubię amerykańskie filmy, więc niech się skupią na swoich scenariuszach i kręcą dalej, a europejskie kino niech lepiej zostawią w spokoju, bo na pewno nie potrzebuje ich „pokojowych interwencji”.

    zdjęcie: http://www.indiewire.com

    2 komentarze :

    1. Anonimowy17/4/12 19:47

      Zgadzam się!
      Colin Firth nie pasuje mi do tej roli.
      Tylko czekać kto zagra Drissa.

      OdpowiedzUsuń
    2. Fajnie to ująłeś "europejskie kino niech lepiej zostawią w spokoju, bo na pewno nie potrzebuje ich „pokojowych interwencji”!
      I jeszcze masz rację!!!
      Niestety "decyzja- robimy remake" dotyczy nie tylko europejskiej kinematografii. Ostatnio taka niemoc twórcza w tym Hollywood, że robią "remark" już wszystkiego (nawet swoich filmów klasy B) i to z tragicznym skutkiem.
      Pozdrawiam

      OdpowiedzUsuń