• Kultura, głupcze!

    Po co nam 3D?


    Titanic
    Co by nie mówić, „Titanic” to jeden z najbardziej kasowych filmów w historii kinematografii i jedna z największych pomyłek Amerykańskiej Akademii Filmowej jeden ze zdobywców największej ilości Oscarów. Wydaje się, że na całym świecie znalazłoby się tyle samo jego fanów, co krytykantów. Nie poziomu artystycznego jednak dotyczył będzie mój felieton, a sprawy dużo bardziej przyziemnej – przerabianiu filmów na 3D.
     
    Amerykanie w większości, jak wiemy, traktują Hollywood jako maszynę do zarabiania pieniędzy. Uwielbiają nagrywać remake’i europejskich obrazów, wydawać przeróżne edycje specjalne, wreszcie – konwertować filmy do obrazu 3D. Nikt nie ma chyba wątpliwości, że ponowne wpuszczenie „Titanica” do kin ma jakiś inny cel, niż zarobienie kasy na naiwniakach, którzy pójdą na dokładnie ten sam film, który oglądali ponad dziesięć lat temu.



    3D to nadal nie jest technologia pozwalająca bezgranicznie zachwycać się możliwościami technicznymi twórców. Nadal się rozwija i w tym rozwoju jest, szczerze mówiąc, jeszcze w dość wczesnej fazie. Bo co widzieliśmy do tej pory w tych hollywoodzkich produkcjach 3D? Fragmenty pogoni/pościgu/spadania, gdzie elementy otoczenia rzeczywiście chciały nas uderzyć (jak najlepsza dla mnie scena zrobiona w 3D do tej pory – lot nad miastem w „Opowieści wigilijnej”) i parę momentów, gdzie jedna postać wydawała się być bliżej nas, niż druga. Tyle. (oczywiście nie biorę pod uwagę filmów przyrodniczych, w których z bliska w 3D oglądamy np. pływające ryby)

    Ile mieliśmy udanych filmów 3D? Był „Avatar”, który filmem był średnim, ale z bardzo zaawansowaną techniką (już nie tylko samego 3D, ale naprawdę podobały mi się animacje Pandory). Była „Opowieść wigilijna” ze wspomnianym już przeze mnie przelotem nad miastem. Był dobry „Jak wytresować smoka” z sekwencjami lotu na smokach w 3D. Wymienicie dużo więcej? Nie sądzę.

    Opowieść wigilijna 3D

    Widząc panujące trendy, czekam na „Ojca chrzestnego” w 3D, w którym kot, głaskany przez Vito Corleone będzie tak rzeczywisty, że będę się bał, że na mnie skoczy. Czekam na „Zieloną milę” w 3D, w której będę mógł sam poczuć – na własnej ręce, jak John Coffey leczy Paula Edgecombe z jego wstydliwej przypadłości. I może jeszcze „Rzymskie wakacje” albo "Śniadanie u Tiffany'ego" w 3D, na których będę mógł własnoręcznie otrzeć łzę z policzka Audrey Hepburn.

    Czym innym jest tworzenie filmów od razu w 3D (proszę bardzo, jakoś przecież trzeba tę technikę rozwinąć), a czym innym dostosowywanie filmów znanych, które swoje premiery miały kilka, kilkanaście, kilkadziesiąt lat temu. Wkurza mnie wyciąganie kasy na czym tylko się da, wkurza mnie trend przerabiania filmów na 3D, bo niedługo, żeby utrzymać czytelników będę musiał też pisać w 3D, aa tteeggoo cchhyybbaa bbyyśśmmyy nniiee cchhcciieellii..

    zdjęcia: http://www.list.co.uk , http://www.movievortex.com

    3 komentarze :

    1. Mówi się że "w fotografii było już wszystko", więc nie wiem też czy z kinematografią nie jest podobnie.

      Coraz częściej ma się styczność z odgrzewaniem starych kotletów czy maskowaniem kiepskawej fabuły spektakularnymi efektami specjalnymi, które mają przyciągnąć widza i jego portfel do kina.

      Na szczęście, oprócz superprodukcji holywoodzkich istnieją też ambitniejsze filmy nie nastawione aż tak na zysk -zdarzają się takie np. w Muzie, Malcie.... ;)

      P.S. Nie wiem czy miałeś kiedyś okazję oglądać film z "poczciwej trzydziestki piątki". Człowiek siedział w kinie i wkurzał się słysząc w tle terkot projektora produkcji krajowej "Prexer" (takie dominowały w naszych kinach), który chodził jak czołg czy sieczkarnia. Jeżeli nie...gorąco polecam. To taki efekt specjalny sam w sobie. Najlepszy, w 3D i na żywo.

      OdpowiedzUsuń
    2. Anonimowy15/4/12 14:40

      Abstrahując od tego że denerwują mnie filmy 3D bo często jest tak że efekty to jedyna "wartość" filmu to muszę przyznać że zaryzykowałem i wczoraj po 15 latach po raz drugi byłem w kinie na Titanicu. I jedyne co mi po projekcji przyszło do głowy to REWELACJA. 18 milionów dolarów przeznaczone na efekty 3D to bardzo dobrze wydane 18 milionów $. Co by nie powiedzieć o samej historii przedstawionej w filmie to Cameron wie jak zrobić wyśmienite widowisko. Hofman powinien się uczyć od Camerona jak robić film 3D bo to co było w 1920 (kręcone przecież od początku kamerami 3D) to "pikuś" przy efektach z Tytanica.
      I jeszcze jedna dość istotna sprawa. Kiedy oglądałem pierwszy raz Tytanica mialem 15 lat. Teraz mam 30. W między czasie ani razu nie oglądałem tego filmu. I dziś zupełnie inaczej odbieram historię przedstawioną w filmie. Historia miłosna Leo&Kate od wcoraj jestr tylko tłem. Ważniejsze są kwestie podejścia do ludzi, pieniędzy, wartości które nie zmieniły się od 1912 roku ani tym bardziej od 1997 roku. Tylko 15 lat temu tego nie mogłem wiedzieć.
      Reasumując, od wczoraj bardzo zmieniłem zdanie na temat Tytanica i od dziś mogę stwierdzić że ten film jest po prostu wyśmienity.

      OdpowiedzUsuń