Tak popularny agent nie mógł nie doczekać się swoich parodii. Zresztą – jest przecież co naśladować – 12 powieści, muzykę, 22 filmy. Lista satyr na Jamesa Bonda jest naprawdę imponująca. Próbowali również Polacy, ale nasze twory w stylu "Komisarz Blond i Oko Sprawiedliwości" pominiemy milczeniem. Co natomiast warto wyróżnić?
Zacznijmy od parodii, którą odkryłem stosunkowo niedawno (tzn. w tym roku) – "OSS 117". To, rzecz jasna, najlepszy agent francuskich sił specjalnych z wielce kreatywnym pseudonimem 117.
Co jest najlepsze w obu częściach OSS 117? („Kair – gniazdo szpiegów”, „Rio nie odpowiada”) To po prostu najlepsze parodie pierwszych Bondów, jakie można sobie wyobrazić. Jean Dujardin, grający rolę agenta OSS 117 (jeszcze przed oscarową rolą w „Artyście”) jest niezwykle podobny do Seana Connery’ego. Ta sama fryzura, podobny owal twarzy, zachowanie, nawet te same garnitury. Agent 117 jest również szowinistą – jego niepoprawne politycznie, seksistowsko-rasistowskie przytyki pod adresem kobiet i Arabów są jawną parodią pierwszych filmowych Bondów i przede wszystkim stylu w jaki Ian Fleming pisał swoje powieści.
Warto również zwrócić uwagę na niemal taki sam styl kręcenia czy pracy kamery. Podobnie jak w pierwszych filmach o agencie 007 mamy tu sceny „nocne” kręcone w ciągu dnia przy użyciu niebieskiego filtra, a gdy bohaterowie jadą samochodem tło, które widać w tylnej szybie jest wyraźnie wstawione komputerowo i przyspieszone. (zawsze śmieszyło mnie to jak bardzo było to widoczne w filmach o Jamesie Bondzie)
Poza oczywistymi momentami wyśmiewania się z brytyjskiego agenta, oba filmy OSS 117 są po prostu po brzegi wypełnione gagami i absurdalnymi sytuacjami. Dawno nie śmiałem się na żadnej komedii tak bardzo jak przy Jeanie Dujardinie udającym Jamesa Bonda.
Ze swojego agenta śmieją się także sami Brytyjczycy. Inna sprawa, że Johnny English to akurat średnio udana parodia. (33% pozytywnych recenzji według serwisu Rotten Tomatoes mówi samo za siebie) W tytułową rolę wcielił się jeden z najbardziej znanych brytyjskich komików – Jaś Fasola Rowan Atkinson.
Johnny’ego English również powstały dwie części - w kontynuacji zagrała nawet Rosamund Pike, która wcześniej pojawiła się przecież w „Śmierć nadejdzie jutro”, gdzie chciała pokrzyżować plany Pierce’owi Brosnanowi.. Poza nią „Johnny English Reborn” był wypełniony „doskonałymi”, „prześmiesznymi” pomysłami.
Jednak najbardziej znaną chyba parodią Jamesa Bonda są filmy „Austin Powers”. Wybitnie kiczowate, momentami niesmaczne i odwołujące się do lat sześćdziesiątych. Powstały już trzy części (w planach podobno jest kolejna), więc widzowie chyba lubią tę serię.
„Austin Powers” to jednak nie tylko parodia Bonda, ale generalnie filmów detektywistycznych lat sześćdziesiątych. Choć nie ma wątpliwości, że to właśnie na agencie 007 opiera się większość wątków wszystkich trzech filmów. Jakby tego było mało, pojawiają się tam też postaci, które znamy z Jamesa Bonda, jak choćby Ernst Stavro Blofeld, zwany tutaj „Doktorem Zło”.
Rzecz jasna, nie tylko filmy były parodiowane. „Weird Al” Yankovic – jeden z najdziwniejszych muzyków na świecie nagrał swoją piosenkę, będącą pastiszem piosenek, które znamy z czołówek filmów o Jamesie Bondzie, a o których mieliście okazję ostatnio poczytać.
W skrócie - Spy Hard to piosenka do filmu o tym samym tytule (oczywiście parodiującym 007), która bardzo przypomina utwór do filmu „Goldfinger” i „Operacja piorun”, a tło w teledysku jest bardzo podobne do tego, które widzimy przy piosence do „W tajnej służbie Jej Królewskiej Mości”. Zresztą, posłuchajcie sami.
James Bond parodiowany jest również na innych platformach. Choćby w grach komputerowych, w których jedną z moich ulubionych są dwie części „No One Lives Forever”. Ich bohaterką jest piękna agentka Cate Archer – można powiedzieć „Bond w spódnicy”. A klimat? Klimat trochę przypomina filmy „Austin Powers” (ze względu na wszechobecny kicz lat sześćdziesiątych)
Obie gry wręcz po brzegi wypełnione są komizmem. (szczególnie cudowne są tu rozmowy między strażnikami i bandytami) Poza tym kierowanie poczynaniami Cate to czysta przyjemność, a sama bohaterka jest moją ulubioną postacią „poznaną” w grach komputerowych. Wreszcie – obie części NOLF to po prostu doskonałe produkty, bardzo dobrze oceniane i mimo, że mają już swoje lata, to nadal potrafią dać bardzo, bardzo dużo przyjemności z grania.
Widać więc, że skoro James Bond we współczesnych filmach zatracił element komiczny, jaki obecny był przede wszystkim w serii filmów, w których w agenta 007 wcielał się Roger Moore, musimy ratować się parodiami, gdy chcemy pośmiać się z najlepszego tajnego agenta na świecie.
A to jak ważną postacią jest dla Brytyjczyków James Bond pokazuje choćby poniższy filmik.
Tym samym żegnamy się z serią tekstów poświęconą Jamesowi Bondowi. Żegnamy się, ale... przed nami prawdopodobnie jeszcze jeden tekst, można powiedzieć, że "najważniejszy". Ale czy pojawi się w piątek jak planowałem - tego obiecać nie mogę.
zdjęcie: http://www.legomyphotos.wordpress.com
"Najważniejszy" tekst, może się pojawić raczej w sobotę, zależy tylko o ,której godzinie :)
OdpowiedzUsuńOk! jednak może pojawić się w piątek. Poprzedni wpis to efekt demencji związanej z wiekiem :)
UsuńPowiem szczerze, że ten post szczególnie przypadł mi do gustu. Jedynka "Johnny'ego Englisha" była niezła, niestety dwójka to dno. Jedną z części "Austin Powers" oglądałam i momentami śmiałam się jak głupia :D
OdpowiedzUsuńNie jestem fanką Jamesa Bonda, ale wszystkie Twoje wpisy o nim przeczytałam z wielką ciekawością i przyjemnością. Fantastycznie piszesz i potrafisz niesamowicie wciągnąć czytelnika. Czekam niecierpliwie na ostatni artykuł z tej serii :)
pozdrawiam