• Kultura, głupcze!

    Nebraska: W prostocie siła


    W nominowanej do Oscarów dziewiątce znajdują się dwa filmy, o których niemal nikt nic nie mówi. Jeśli chodzi o „Tajemnicę Filomeny”, to wspomina się chociaż rolę Judi Dench. O „Nebrasce” natomiast cisza. I nic dziwnego, bo to film, który do listy nominowanych pasuje tak jak Tony Stark do rodziny Starków z „Gry o tron”.

    Alexander Payne swoje szanse na statuetkę już miał. „Spadkobiercy” być może nawet otarli się o „najlepszy film” w 2012 roku. Teraz powraca w mistrzowskiej formie i serwuje nam obraz tak dobry, jakiego od dawna nie widziałem.



    Nareszcie cechy charakterystyczne stylu Payne’a dopasowały się do siebie znakomicie. Dlatego powolne tempo opowiadania historii w połączeniu z emocjonalnym ciepłem, niewymuszonym humorem sytuacyjnym i pewną nieporadnością bohaterów tak urzekają. Film nakręcony został na czarno-białej taśmie, co potęguje jeszcze wrażenie, jakbyśmy oglądali stare zdjęcia rodzinne Grantów.

    To właśnie rodzina i relacje pomiędzy jej członkami (a w szczególności ojcem-alkoholikiem i nieporadnym życiowo synem) są tu najważniejsze. Historia jest prosta – Woody Grant, niedosłyszący, zniedołężniały emeryt znajduje list, informujący go o tym, że wygrał milion dolarów, który odebrać może w Nebrasce (gdzie kiedyś mieszkał). Wszyscy dookoła wiedzą, że to reklama, nieprawdziwa informacja, ale Woody jest uparty, wyrusza więc z synem w podróż. Od początku jednak wiemy, że w tej podróży nie o pieniądze będzie przecież chodziło. 

    Woody spotyka po drodze kolejnych znajomych i zatrzymuje się u rodziny, z którą nie widział się wiele lat. Wszystko to jest pretekstem do niewymuszonego humoru sytuacyjnego i ukazaniu zabawnych rodzinnych sytuacji, które zna każdy z nas. Rozmowy prowadzone o niczym, bez zaangażowania, narzekania na bóle stawów, rodzinne oglądanie telewizji, plotkowanie i opowiadanie sobie historii, w których demencja porobiła ogromne dziury. Te momenty są jednak równoważone przez sceny dramatyczne i bardzo melancholijne, w których syn dowiaduje się o ojcu rzeczy, których o nim nie wiedział lub wspomina się alkoholizm Woody’ego.


    Muszę jednak zaznaczyć, że chyba w żadnym filmie nigdy nie widziałem, by reżyser tak kochał swoich bohaterów i przedstawiał ich z taką czułością. Jest dla nich jak krewny – owszem, śmieje się z nich czasami, wytykając Woody’emu problemy ze słuchem, a jego żonę, Kate, przedstawiając jak typową babcię wysiadującą przy oknie, której nie umknie nic, co dzieje się w okolicy. A przy tym jednak dba o to, żeby na ekranie wypadli jak najlepiej - jakby otrzepywał kurz z marynarek przed rodzinnym spotkaniem. Bohaterów absolutnie nie da się nie polubić.

    Zasługa w tym rewelacyjnych aktorów, na czele z Bruce Dernem, fantastycznie wcielającym się w stetryczałego Woody’ego. Kroku dotrzymuje mu jego filmowa żona – June Squibb jako szalona babcia, której wspomnienia tak zmieszane są z fantazjami, że chyba sama nie potrafiłaby tego rozgraniczyć. (nie będę mówił więcej – sami posłuchajcie jej historii)

    „Nebraska” to fantastyczna opowieść o rodzinnej miłości, o naiwnej wierze w ludzi i ludzką szczerość, ale także o poświęceniu. To kameralne kino drogi, w które widz całkowicie angażuje się emocjonalnie. Nie da się przejść obok tego filmu obojętnie. Od dawna żaden obraz nie był u mnie tak blisko najwyższej możliwej oceny.

    „Nebraska” nie jest tak dynamiczna jak „Wilk z Wall Street”, nie porusza tak ważnego społeczne tematu jak „Zniewolony”. Nie ma takich efektów specjalnych i operatorskiego kunsztu jak „Grawitacja”. Aktorzy nie musieli poświęcać się do roli jak w „Witaj w klubie”, nie są też tak abstrakcyjni i kolorowi jak w „American Hustle”. "Nebraska" nie skupia się na dramacie jednostki jak „Kapitan Phillips”, ani nie opowiada smutnej historii z prawdopodobnej przyszłości jak „Ona”. I co z tego? Nie musi. Bije te filmy na głowę, bo posiada ten magiczny pierwiastek, którego w kinie poszukujemy.



    zdjęcia: http://www.ropeofsilicon.com , http://www.ashvegas.com

    2 komentarze :

    1. Życzę temu filmowi przynajmniej jednego Oscara i będę usatysfakcjonowany. Świetna produkcja i drugi kandydat do Oscara, obok American Hustle, którego obejrzałem dwa razy w ciągu jednego dnia.

      OdpowiedzUsuń
    2. Świetny ostatni akapit. Nie dałem rady tak tego dobrze ująć u siebie :) Za to ocena identyczna. 9/10. Pozdrawiam

      OdpowiedzUsuń