Powiedzieć o Ryszardzie Kuklińskim, że to postać kontrowersyjna, to jak stwierdzić, że piłka nożna to popularny sport. Jedni nazwą go bohaterem, drudzy zdrajcą, a jeszcze inni pomylą z Richardem. Pewne jest jedno – jego historia to kawał materiału na co najmniej kilka filmów. Po dziesięciu latach od śmierci szpiega, pierwszej próby ukazania jego działalności w fabularnym filmie podjął się najbardziej amerykański z polskich reżyserów.
Bo u Pasikowskiego zawsze oglądaliśmy zamerykanizowaną Polskę. Lindę – jankesa, nowatorskie, sensacyjne „Psy”, a teraz pełen napięcia polityczny thriller, już z założenia opowiadający iście hollywoodzką fabułę, w której jeden człowiek ratuje świat przed III wojną światową.
„Jack Strong” skupia się na wisience na torcie – na najbardziej ciekawym etapie współpracy pułkownika Ludowego Wojska Polskiego z amerykańskim wywiadem. I choć działalność Kuklińskiego odbija się w filmie na trzech płaszczyznach – rodzinie, osobowości głównego bohatera i – co oczywiste - wywiadowczej rozgrywce, to nie da się nie zauważyć, że Pasikowskiego najbardziej interesuje właśnie ten trzeci element i zobrazowanie go wychodzi mu najlepiej.
Film, choć rozkręca się dość długo, a pierwsze minuty służą głównie zarysowaniu postaci i wiernemu odtworzeniu realiów PRL, w drugiej połowie nabiera coraz żwawszego tempa i utrzymuje widza w niepewności i napięciu, choć przecież finał tej historii nie jest żadną tajemnicą. A jednak ogląda się to doskonale, jak kawał dobrego, sensacyjnego politycznego thrillera, trochę w stylu brytyjskiego „Szpiega” – rozgrywającego się w zadymionych pomieszczeniach, na brudnych ulicach i w półmroku. Klimatowi nie można absolutnie nic zarzucić.
Podobnie zresztą jak obsadzie. Wcielający się w Ryszarda Kuklińskiego Marcin Dorociński jest w swojej roli fenomenalny. Nie udaje tu Jamesa Bonda – szpiega idealnego, który z każdej opresji wyjdzie obronną ręką, ale pułkownika wojska, który niejako z przypadku stał się szpiegiem, któremu w przypadku dekonspiracji grozi śmierć. Stąd właśnie zmiany w osobowości, coraz większa nerwowość, początkowa determinacja w przekazywaniu Amerykanom dokumentów, stąd pocące się ręce i roztrzęsienie człowieka, który czuje nieustanne zagrożenie.
Również drugoplanowych aktorów należy pochwalić. Wszyscy dobrze wykonali swoją pracę – od Mai Ostaszewskiej, wcielającej się w rolę żony Kuklińskiego, przez Zbigniewa Zamachowskiego, wprowadzającego do filmu trochę humoru, demonicznego Dimitrija Bilova aż po Krzysztofa Dracza, wyglądającego jak prawdziwy generał Jaruzelski.
„Jack Strong” to świetne polskie kino w prawdziwie amerykańskim stylu. Niemal wszystko zagrało tu bardzo dobrze – od obsady, na czele z Dorocińskim, przez wyśmienicie odtworzone realia PRL aż po nieopadające napięcie, odczuwalne szczególnie w końcowych fragmentach filmu. Pasikowski nie zastanawia się nad kontrowersjami, krążącymi wokół postaci Kuklińskiego - wprost mówi, że był to wielki bohater i momentami trochę na siłę stara się ukazać go jako krystalicznie czystego i idealnego.
zdjęcia: http://www.filmweb.pl
zdjęcia: http://www.filmweb.pl
Świetne kino - 8/10. Dorociński fenomenalny, idealnie rozkłada emocje na cały seans (tak jak napisałeś). Najmniej podobał mi się Wilson z żoną, Dagmarą.
OdpowiedzUsuń