• Kultura, głupcze!

    Iceman: Historia mordercy: My, Polacy wiemy jak...


    My, Polacy, lubimy jak doceniają nas za granicą. Jesteśmy dumni, że Amerykanie znają Lecha Wałęsę, Jana Pawła II. Cieszymy się, że nasz, Polak, gra w NBA, że nasz, Polak odnosi sukcesy w tenisie, chwalimy się nawet tym, że jeden z gangsterów rywalizujących z Alem Capone był z pochodzenia Polakiem. Możemy pochwalić się jeszcze jednym – jeden z najsłynniejszych seryjnych morderców, również swoje korzenie miał w naszym kraju. Specjalizował się w... strzelaniu, duszeniu i zamrażaniu swoich ofiar. Panie i panowie – przed wami Richard Kuklinski.



    Szacuje się, że popełnił co najmniej sto morderstw. On sam mówi o ponad dwustu. Był psychopatycznym zabójcą, na usługach rodziny Gambino, mordercą na zlecenie, który z zimną krwią wykonywał wyroki. Jak to zwykle bywa, rozpoczęło się od przemocy domowej, sadyzmu w stosunku do zwierząt, a skończyło się na zabójstwach za pieniądze.

    Zawsze jedną z najbardziej interesujących rzeczy w przypadku takich ludzi jest ich psychika, dlatego głównym zarzutem w stosunku do „Iceman: Historia mordercy” jest fakt, że Ariel Vromen postanowił nie wnikać zbyt głęboko w psychopatyczny umysł. Niestety, bohatera potraktował zbyt powierzchownie, skupiając się raczej na ukazaniu jego dwóch twarzy – kochającego ojca, dla którego najważniejsza jest rodzina oraz zabójcy z zimną krwią.

    Niedoskonałości w scenariuszu zemściłyby się na filmie dużo bardziej, gdyby nie fenomenalny w roli Richarda Kuklinskiego Michael Shannon. Już w „Zakazanym imperium” pokazywał, że stać go na role szaleńców. W „Iceman: Historia mordercy” potwierdził swoje nieprzeciętne umiejętności i naprawdę dobrze sportretował amerykańskiego zabójcę, polskiego pochodzenia. 

    Tempo filmu jest wolne. Akcja najczęściej opiera się na zagrożeniu, na spojrzeniach Michaela Shannona w stronę jego potencjalnych ofiar. Reżyser nie skupia się też na dokładnym pokazywaniu morderstw. Przyznać również trzeba, że Ariel Vromen dość znacząco skrócił historię Richarda Kuklinskiego i pokazał właściwie tylko jego pracę dla Roy’a Demeo (w tej roli Ray Liotta) i konflikt z tym człowiekiem.

    Dlatego, choć nie jest to film zły, nadal dużo lepiej ogląda się film dokumentalny HBO – „Wyznania mordercy” albo "The Iceman Tapes", w którym psychiatra przesłuchuje prawdziwego Richarda Kuklinskiego. Choć bohater może kłamać i koloryzować, to jest to naprawdę rzecz godna uwagi, którą powinniście obejrzeć. 





    zdjęcie: http://www.filmweb.pl

    2 komentarze :

    1. "Ariel Vromen postanowił nie wnikać zbyt głęboko w psychopatyczny umysł. Niestety, bohatera potraktował zbyt powierzchownie, skupiając się raczej na ukazaniu jego dwóch twarzy – kochającego ojca, dla którego najważniejsza jest rodzina oraz zabójcy z zimną krwią."

      Uważam, że analiza osobowości Kuklińskiego jest wystarczająca. Nie lubię nachalnych interpretacji, tutaj wszystko jest wyważone i subtelne. Poznajemy Richarda jako aktora dubbingowego 'kreskówek', któremu jednak z dziwną łatwością przychodzi morderstwo. Richie pnie się po szczeblach 'kariery', jednocześnie obdarzając uczuciem żonę i córki (co również okazał podczas przemówienia na końcu). Poznajemy w międzyczasie jego smutną przeszłość, a także obserwujemy chęć wyrwania się ze środowiska (Kuklinski zamierza faktycznie zostać inwestorem, poza tym kilka razy wspominał o wyjściu z 'biznesu').
      Nie zgodzę się, że bohater jest psychopatą. To morderca-rzemieślnik, któremu zabijanie przychodzi z łatwością, jednak traktuje je zawodowo - nie zabija kobiet ani dzieci, a myśl o rodzinie wywołuje w nim naturalne uczucia. Psychopata to człowiek, który lubi zabijać bądź osiąga seksualne podniecenie czy adrenalinę od bycia ściganym - Kuklinski to po prostu zawodowy zabójca, taki sam jak uwielbiany 'Leon zawodowiec'.

      OdpowiedzUsuń
    2. Lubimy jak o nas jest głośno w świecie :) kto by nie lubił. Polacy to jednak wyjątkowa społeczność .. całkowicie i bezapelacyjnie się zgadzam.

      Pozdrawiam

      OdpowiedzUsuń