Długo przymierzałem się do napisania tekstu o tym artyście, ale zawsze miałem wrażenie, że potraktuję go zbyt powierzchownie, zbyt niedokładnie, o zbyt wielu rzeczach nie napiszę. W końcu, z okazji jego urodzin (przedwczoraj, siódmego grudnia) zdecydowałem się choćby spróbować. Nie mam wątpliwości, że Tom Waits jest genialny. A przy tym szalony i dziwny. Nieprzystępny i wrogi dla słuchacza, a jednocześnie niezwykle magnetyczny i przyciągający. Człowiek paradoks.
Nie wiadomo kto, nie wiadomo gdzie, nie wiadomo kiedy, powiedział, że Tom urodził się w Los Angeles na tylnej kanapie taksówki, nieogolony, a jego pierwszymi słowami było „dawaj na Times Square!”. Ktoś inny stwierdził, że Waits zna na pamięć powieść „W drodze” Jacka Kerouaca. Mieszka na wsi w Północnej Kaliforni. Dlaczego akurat tam? Bo lubi sikać na dworze.
Dlaczego uważam, że jest genialny? Powodów jest mnóstwo, oto ich zalążek:
Niezwykły głos
To, na co zwraca się uwagę przede wszystkim, to jego niesamowicie przepity/przepalony/przećpany głos. Niska barwa, wszechobecna chrypka, momentami nadwyrężająca gardło do charakterystycznego fałszu – tak określiłbym wokal Toma Waitsa. Z jednej strony jest odstraszający, z drugiej przyciągający. Na dodatek raz decyduje się śpiewać, innym razem melorecytuje, w jeszcze innym przypadku tylko szepcze albo wydaje z siebie dziwne odgłosy. Wydaje się, że głos to dla niego jeden z instrumentów.
Zróżnicowanie stylistyczne płyt
W jego dyskografii znajdziemy takie nagromadzenie różnych stylów i sposobów grania muzyki, że wydaje się niemożliwym, żeby wszystko było dziełem tego samego faceta. A jednak! Od bluesa w początkowym etapie twórczości, przez muzykę eksperymentalną, country, polki, serenady, rock, muzykę filmową, ilustracyjną, po folk. Ballady, utwory całkowicie pokręcone (tak w kwestii rytmu, jak i tekstów), piosenki przystępne, instrumentalne – całe spektrum, do wyboru do koloru. Musicie tylko oswoić się z jego głosem.
Dysonans
Z jednej strony, pierwsze spotkanie z muzyką Toma Waitsa jest doświadczeniem ekstremalnym – nie znam nikogo, kto od początku polubiłby jego głos, jego muzykę, jego przedziwne eksperymenty. Z drugiej strony – może zaciekawić, bo jest to coś zupełnie innego. I znów – długie słuchanie jego muzyki może czasem męczyć (ja mam tak z jednym z jego najlepiej ocenianych albumów – Rain Dogs). A z drugiej strony trudno nam przełączyć Waitsa na coś innego, bo wiemy, że już za chwilę zaskoczy nas czymś nowym. Mało tego – zaskoczy nas czymś na naprawdę bardzo wysokim poziomie.
Poeta
Zafascynowany bitnikami i kulturą przedhipisowską, Tom Waits jest prawdziwym poetą, wydobywającym surrealizm ze świata. Jest bacznym obserwatorem rzeczywistości, którą przepuszcza przez krzywe zwierciadło. Jest zjadliwym krytykiem (God’s away on business), prowokatorem (Chocolate Jesus), romantykiem (I hope I don’t fall in love with you), kronikarzem społeczeństwa (I don’t wanna grow up), obserwatorem rytmu miasta (Downtown Train). Równie dobrze, jeśli ktoś nie potrafi znieść głosu Toma, mógłby zaczytywać się w jego tekstach. Wyłapie się i chwytliwe dwuwersy, ciekawe spostrzeżenia, ale i szerszą całość, koncepcję, którą Waits chce przekazać. On po prostu wyśpiewuje prawdziwe historie, a nie dyrdymały o niszczącej kuli, dupach, czy zabawie w piątkowe wieczory.
Nagrał utwór z gatunku „horror”
Żeby nikt nie miał wątpliwości, co do wszechstronności i szerokich zainteresowań Toma, ten postanowił nagrać utwór, którego słuchanie w nocy może przestraszyć. Horror. Skoro eksperymentuje z kilkoma gatunkami, dlaczego nie nagrać strasznej piosenki, która będzie wywoływała u słuchacza niepokój i ciarki na plecach?
Teatr na koncertach
Marek Dyjak, skądinąd doskonały polski śpiewak (nie pasuje mi określenie „wokalista”, a tym bardziej „piosenkarz”), w kilku wywiadach zaznaczał, że porównywanie go do Toma Waitsa nie ma sensu, bo Amerykanin na scenie tworzy teatr, podczas, gdy Polak niczego nie udaje. Trudno nie przyznać mu racji, choć należy powstrzymać się od wartościowania. Teatr, który tworzy Tom to kolejny etap jego sztuki – nie tylko tworzy sztukę przez muzykę, czy teksty, ale również przez sceniczne występy. Jego zachowanie, wygląd, ubiór, confetti, scenografia – wszystko to jest dokładnie zaplanowane i bardzo dobrze się sprawdza. A sam Waits? Równie doskonałe zaśpiewa w skromnym, zadymionym, zaciemnionym klubie, siedząc na krzesełku i nie tworząc spektaklu. Natomiast niemal każdy jego koncert obfituje w anegdoty i opowieści – równie pokręcone, jak on sam, czego najlepszym dowodem jest płyta Nighthawks at the Diner.
Pierwowzór dla kreacji Jokera w wykonaniu Heatha Ledgera
Choć nigdzie nie znalazłem na ten temat oficjalnej informacji, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że Tom Waits był pierwowzorem zachowań, które do postaci Jokera w „Mrocznym rycerzu” wprowadził Heath Ledger. Sposób mówienia, postawa, ruchy, specyficzna duchowa nieobecność w miejscu, w którym przebywa ciało. Zresztą, sami spójrzcie na ten wywiad i wydajcie własny osąd. Pijany? Naćpany? Jedno i drugie? Co za różnica?
Role w filmach
Jego aktywność w branży filmowej nie opiera się tylko na byciu rzekomym pierwowzorem Jokera w „Mrocznym rycerzu”. Waits ma przecież za sobą kilka epizodycznych ról w filmach (jest chyba zbyt charakterystyczny na główną rolę). Szczególnie ceni sobie współpracę z Terrym Gilliamem, Jimem Jarmuschem oraz Francisem Fordem Coppolą (pięć filmów, napisał też muzykę do jego musicalu „Ten od serca”). U tego pierwszego zagrał między innymi w „Parnassusie”. Wcielił się w rolę diabła, kuszącego tytułowego bohatera i grającego z nim o duszę jego córki. U Jarmuscha, natomiast, wystąpił w scenie, która do tej pory jest chyba najsłynniejszą sceną z jego udziałem – w „Kawie i papierosach” z Iggym Popem.
Jest dziwny
Czasami zdarza mi się tak, że lubię włączyć któryś z amerykańskich show – Lettermana, Conana O’Briena, czy Jimmy Kimmela i obejrzeć wywiady ze sławnymi ludźmi. Nikt z nich nie może się równać z Tomem Waitsem w sensie bycia dziwnym, nieprzewidywalnym, interesującym i inteligentnym. Nawet Woody Harrelson, który chyba zawsze jest na haju nie mówi tak pokręconych rzeczy, jak Tom. Moim ulubionym fragmentem jest wywiad Lettermana, w którym muzyk pokazuje pułapkę na szczury, którą ostatnio zakupił.
Możecie zarzucać mi, że najczęściej powtarzanym słowem w tym artykule jest „specyficzny”. Cóż, jest to określenie, które chyba najlepiej charakteryzuje Toma Waitsa. Rok temu, zimą, utopiłem się w jego muzyce i długo się nie wynurzałem, dziś znów do mnie powraca w tym właśnie okresie. To artysta, który tworzy prawdziwą sztukę, której warto dać dwie, trzy, cztery szanse, aby przemówiła. Do czego zachęcam.
zdjęcia: http://www.willthefire.com , http://www.wfuv.org , http://www.images.vincos.it , http://www.upload.wikimedia.org , http://www.fruitbatdesign.com
mam słabość przez ten film: http://www.filmweb.pl/film/Tamten+%C5%9Bwiat+samob%C3%B3jc%C3%B3w-2006-275051
OdpowiedzUsuńmoże nie głowna rola, ale bardzo istotna dla filmu:)
Za co kocham Toma Waitsa:
OdpowiedzUsuń1. Powiedział, ze "Żaden pies nie zdoła obsikać pędzącego samochodu".
2. "Clap Hands".
3. Teksty.
4. Inspirował się nim Rob Dougan.
Dziękuję.
Ja się od razu zakochałam w jego głosie!!!!! W 1989
OdpowiedzUsuń