PJ Harvey - Let England Shake
RECENZJA
PJ Harvey to artystka za każdym razem pokazująca publiczności inną twarz – surowej buntowniczki, romantyczki opowiadającej o miłości, czy wreszcie – jak na Let England Shake historyczki.
Już na początku muszę powiedzieć, że Let England Shake to jedna z najlepszych płyt jakie ujrzały światło dzienne w 2011 roku. W wielu rankingach to właśnie ona była na pierwszym miejscu i trudno się temu dziwić.
Już na początku muszę powiedzieć, że Let England Shake to jedna z najlepszych płyt jakie ujrzały światło dzienne w 2011 roku. W wielu rankingach to właśnie ona była na pierwszym miejscu i trudno się temu dziwić.
PJ Harvey, Brytyjka, zwraca się tym razem ku swojej ojczyźnie – części Europy, ale jednak pozostającej na uboczu przez swoje położenie. To poczucie odrębności doskonale ukazują pierwsze wersy drugiego utworu na płycie – The Last Living Rose ("Goddamn' Europeans!/ Take me back to beautiful England/ and the grey, damp filthiness of ages, and battered books,/ fog rolling down behind the mountains,/ and on the graveyards, and dead sea-captains.") Dość nostalgiczny kawałek, ale czy może być inaczej, skoro opowiada o tak charakterystycznej dla Anglii szarości i wilgoci?
Myliłby się jednak ten, kto pomyślałby, że Let England Shake to peany na cześć wyspiarskiego kraju. Polly jest krytyczna, nawet bardzo, zagląda w historię, pyta, co jest owocem jej cudownego kraju i od razu, dość brutalnie odpowiada, że są to oszpecone dzieci.
W kolejnym utworze The Words That Maketh Murder dość niewinnym głosikiem śpiewa o żołnierzach, których strzępy leżały na drzewach, ("I've seen and done things I want to forget;/ I've seen soldiers fall like lumps of meat,/ Blown and shot out beyond belief./ Arms and legs were in the trees.") a my przed oczami mamy kolejne wojny, w które wikłali się Anglicy i żołnierzy, którzy ginęli w brutalny sposób w bitwach.
Myliłby się jednak ten, kto pomyślałby, że Let England Shake to peany na cześć wyspiarskiego kraju. Polly jest krytyczna, nawet bardzo, zagląda w historię, pyta, co jest owocem jej cudownego kraju i od razu, dość brutalnie odpowiada, że są to oszpecone dzieci.
W kolejnym utworze The Words That Maketh Murder dość niewinnym głosikiem śpiewa o żołnierzach, których strzępy leżały na drzewach, ("I've seen and done things I want to forget;/ I've seen soldiers fall like lumps of meat,/ Blown and shot out beyond belief./ Arms and legs were in the trees.") a my przed oczami mamy kolejne wojny, w które wikłali się Anglicy i żołnierzy, którzy ginęli w brutalny sposób w bitwach.
Swoiste danse macabre artystka kontynuuje na najlepszym według mnie utworze – All and everyone. Powolne tempo, dość niski głos i wyczucie z jakim śpiewa Polly robią wrażenie już od pierwszego przesłuchania. Żeby nagrać piosenkę opowiadającą o wszechobecnej śmierci, piosenkę, której słucha się tak dobrze, trzeba być Artystą. Właśnie tak – przez wielkie A. Jak „Arcydzieło”.
Kolejny utwór, to już pełny popis wokalnych możliwości Polly. Śpiewa tak wysokim głosem, jakiego nie spodziewalibyście się po kobiecie, która nagrała przed paroma laty Rid on me. Do tego wspiera ją John Parish, a mnie cały klimat utworu kojarzy się trochę z szantami, trochę z morzem.
Wokalne popisy i nieograniczone możliwości Polly kontynuuje na England i In the Dark Places, który ma trochę mocniejsze brzmienie, pojawia się dźwięk gitar, a tekst napisany jest z perspektywy jednego z żołnierzy ("We got up early,/ washed our faces,/ walked the fields/ and put up crosses,/ Passed through/ the damned mountains,/ went hellwards,/ and some of us returned,/ and some of us did not.")
Z kolei Bitter branches można odnieść do żołnierzy w każdym zakątku Ziemi – który bowiem kraj nie ma zakorzenionych w świadomości obrazów idących na wojnę żołnierzy, żegnanych przez swoje ukochane. To scena, którą tak dobrze znamy choćby z obrazu Artura Grottgera - Pożegnanie powstańca. ("Their young wives with white hands/ wave goodbye./ Their arms as bitter branches/ spreading into the world./ Wave goodbye,/ Wave goodbye...")
Kolejny utwór, którego tytuł mówi sam za siebie – Hanging in the Wire to znów powrót do spokojniejszego tempa, pojawia się pianino, a Polly delikatnym głosem znów opowiada o wiszącym na drucie kolczastym żołnierzu. ("Walker's in the wire/ Limbs point upwards") Piękne są te kontrasty złożone z delikatnego, czasem dziewczęcego głosu i brutalnych, naturalistycznych tekstów.
Written on the forehead to bardziej elektroniczna piosenka z rytmicznymi bębnami, a my słyszymy o płonącym ogniu i krwi. Natomiast kończący album The Colour of the Earth to znów historia z perspektywy żołnierza, który stracił podczas bitwy przyjaciela.
Kolejny utwór, to już pełny popis wokalnych możliwości Polly. Śpiewa tak wysokim głosem, jakiego nie spodziewalibyście się po kobiecie, która nagrała przed paroma laty Rid on me. Do tego wspiera ją John Parish, a mnie cały klimat utworu kojarzy się trochę z szantami, trochę z morzem.
Wokalne popisy i nieograniczone możliwości Polly kontynuuje na England i In the Dark Places, który ma trochę mocniejsze brzmienie, pojawia się dźwięk gitar, a tekst napisany jest z perspektywy jednego z żołnierzy ("We got up early,/ washed our faces,/ walked the fields/ and put up crosses,/ Passed through/ the damned mountains,/ went hellwards,/ and some of us returned,/ and some of us did not.")
Z kolei Bitter branches można odnieść do żołnierzy w każdym zakątku Ziemi – który bowiem kraj nie ma zakorzenionych w świadomości obrazów idących na wojnę żołnierzy, żegnanych przez swoje ukochane. To scena, którą tak dobrze znamy choćby z obrazu Artura Grottgera - Pożegnanie powstańca. ("Their young wives with white hands/ wave goodbye./ Their arms as bitter branches/ spreading into the world./ Wave goodbye,/ Wave goodbye...")
Artur Grottger - Pożegnanie powstańca |
Kolejny utwór, którego tytuł mówi sam za siebie – Hanging in the Wire to znów powrót do spokojniejszego tempa, pojawia się pianino, a Polly delikatnym głosem znów opowiada o wiszącym na drucie kolczastym żołnierzu. ("Walker's in the wire/ Limbs point upwards") Piękne są te kontrasty złożone z delikatnego, czasem dziewczęcego głosu i brutalnych, naturalistycznych tekstów.
Written on the forehead to bardziej elektroniczna piosenka z rytmicznymi bębnami, a my słyszymy o płonącym ogniu i krwi. Natomiast kończący album The Colour of the Earth to znów historia z perspektywy żołnierza, który stracił podczas bitwy przyjaciela.
Dowiedziałem się, że PJ Harvey najpierw pisała teksty do swoich utworów, a dopiero później dogrywała do nich muzykę. To naprawdę czuć – Let England Shake to jedna z najlepszych tekstowo płyt, jakie miałem okazję słuchać. Pojawiają się nawiązania i cytaty z T.S. Eliota, czy Harolda Pintera. Tekstowo – doskonałość!
Muzycznie? Dominuje cytra, której dźwięk tak bardzo polubiła Polly, pojawia się pianino, gitary, trochę elektroniki, trochę dźwięków kojarzących się z dawnymi czasami, zagrzewających żołnierzy do walki. Ale to nie muzyka jest tu najważniejsza, ale głos – głos PJ Harvey, który naprawdę zachwyca. Wydaje się, że to artystka o nieograniczonych możliwościach wokalnych. I mówię to nie tylko mając na myśli porównywanie Let England Shake z jej wcześniejszymi płytami. Nie. Ona potrafi zaprezentować cały szereg różnych zaśpiewów, nastrojów głosowych i ich wysokości w obrębie jednego albumu, czego Let England Shake jest doskonałym przykładem. Zresztą, ona sama, jak przyznaje w wywiadzie dla Bridport długo poszukiwała odpowiedniego brzmienia swojego głosu, aby móc dobrze wyrazić emocje zawarte w tekstach na Let England Shake. ("I couldn’t sing those in a rich strong mature voice without it sounding completely wrong. So I had to slowly find the voice, and this voice started to develop, almost taking on the role of a narrator.")
Let England Shake kojarzy mi się klimatem z Braveheart. Tym, czym dla Szkotów był film Mela Gibsona, tym dla Anglików jest najnowsze dzieło PJ Harvey. Choć dużo bardziej gorzkie i surowe w ocenie historii. Let England Shake to płyta przesiąknięta brytyjskością na wskroś. Doskonała, rewelacyjna. Jeżeli ktoś, tak jak ja, nie przesłuchał jej w 2011. roku, niech czym prędzej nadrabia zaległości.
Muzycznie? Dominuje cytra, której dźwięk tak bardzo polubiła Polly, pojawia się pianino, gitary, trochę elektroniki, trochę dźwięków kojarzących się z dawnymi czasami, zagrzewających żołnierzy do walki. Ale to nie muzyka jest tu najważniejsza, ale głos – głos PJ Harvey, który naprawdę zachwyca. Wydaje się, że to artystka o nieograniczonych możliwościach wokalnych. I mówię to nie tylko mając na myśli porównywanie Let England Shake z jej wcześniejszymi płytami. Nie. Ona potrafi zaprezentować cały szereg różnych zaśpiewów, nastrojów głosowych i ich wysokości w obrębie jednego albumu, czego Let England Shake jest doskonałym przykładem. Zresztą, ona sama, jak przyznaje w wywiadzie dla Bridport długo poszukiwała odpowiedniego brzmienia swojego głosu, aby móc dobrze wyrazić emocje zawarte w tekstach na Let England Shake. ("I couldn’t sing those in a rich strong mature voice without it sounding completely wrong. So I had to slowly find the voice, and this voice started to develop, almost taking on the role of a narrator.")
Let England Shake kojarzy mi się klimatem z Braveheart. Tym, czym dla Szkotów był film Mela Gibsona, tym dla Anglików jest najnowsze dzieło PJ Harvey. Choć dużo bardziej gorzkie i surowe w ocenie historii. Let England Shake to płyta przesiąknięta brytyjskością na wskroś. Doskonała, rewelacyjna. Jeżeli ktoś, tak jak ja, nie przesłuchał jej w 2011. roku, niech czym prędzej nadrabia zaległości.
zdjęcia: http://www.syn.org.au , http://www.thehitman-cthemusic.blogspot.com , http://www.malarze.com , http://www.zlotowskie.pl
Słaba ta recenzja, w zasadzie trudno nazwać ją recenzją. Makaronizmy, słowotwórstwo, które nie powinno znaleźć się w opisie płyty tak genialnej artystki jaką jest Polly. Mam wrażenie, że nie znasz jej dyskografii wystarczająco dobrze, by móc wypowiadać się o jej ostatnim krążku. Bez urazy. Ćwicz dalej.
OdpowiedzUsuńJak zresztą widzę po statystykach na last.fm przesłuchanie po jednym utworze z 5 albumów (PJ wydała ich znacznie więcej) raczej dyskwalifikuje twoją recenzję jeśli chodzi o obiektywność. Nie znasz twórczości Harvey ani trochę.
OdpowiedzUsuńskoro jesteś tak doskonałym szpiegiem, mógłbyś zauważyć, że to profil, który założyłem pod koniec kwietnia i - jak zresztą tam napisałem - "Profil nie zawiera wielu moich ulubionych zespołów, których po prostu się już "nasłuchałem", a nie zostały zascrobblowane."
Usuń