• Kultura, głupcze!

    Co z tą klasyką?


    Nie lubię postawy „jeśli mówimy o klasyce, to tylko z pozycji kolan”. Nie rozumiem, dlaczego nie miałbym być krytyczny wobec dzieł, które powstały 20, 30, 90 lat temu. Szacunek? Jasne. Wiedza, jak dany film przyczynił się do rozwoju sztuki filmowej? Oczywiście. Ale już traktowanie jak świętość, wywyższanie ponad miarę, „bo to jednak klasyka!” – nie.

    Nie ukrywajmy – nikt nie zaczyna swojej edukacji filmowej i „podróży przez świat filmów” od klasyki. Na nią przychodzi pora później. Jedni sami jej szukają, inni oglądają „przy okazji” trafiając na coś w telewizji.

    Dopiero jakiś czas temu pierwszy raz obejrzałem w całości „Obywatela Kane”. Wiadomo – wypada znać, tym bardziej, jeśli chce się pisać recenzje filmów. Pamiętam, że jakiś rok-półtora roku temu czytałem recenzję w „Przekroju”, a tam zwroty typu „mimo tych wszystkich lat, wcale się nie zestarzał”. No cóż, ja mam inne zdanie. Doceniam oczywiście rolę, jaką odegrał w rozwoju sztuki filmowej oraz fakt, iż był niezwykle nowatorski, jak na czasy, w których powstał. Ruchoma kamera, operowanie światłocieniem, montaż wewnątrzkadrowy, zaburzenie chronologii – zgadza się, to wszystko nowatorskie elementy języka filmu, które z czasem stały się podstawą.
     
    A jednak fabuła zachwycająca nie była, historia potrafiła nużyć, być przeciągana, jakby na siłę. Gdyby na chwilę zapomnieć o całym nowatorstwie „Obywatela”, okazałoby się, że to tylko „jeden z wielu” filmów.

    Oczywiście, podniosą się głosy oburzenia, że ktoś, kto tak twierdzi, najwyraźniej się na kinie nie zna, ale jedną z najlepszych cech ludzi jest to, że się różnią – i jedno dzieło może zostać odebrane zupełnie inaczej przez różne osoby. I jestem pewien, że oprócz wielu oburzonych moim zdaniem, znajdę też takich, którzy mają podobne odczucia.

    A również całkiem niedawno oglądany „Brzdąc” Chaplina z 1921 roku nadal pozostaje mi w głowie jako film rewelacyjny, piękny i doskonale (choć w „stary, przedkane’owy sposób”) zrealizowany”. Czuć w nim wylewającą się z ekranu magię i pasję tworzenia. Historia jest ciepła i optymistycznie przedstawiona, choć przecież opiera się na dość smutnym wydarzeniu. Do tego rewelacyjny młody aktor - tytułowy Brzdąc, który nie pozwala oderwać od siebie wzroku i uwagi.

    Cóż. Klasyka klasyce nierówna - podobnie, jak gusta publiczności. Ale czy to właśnie nie jest piękne?

    zdjęcia: http://www.fdb.pl , http://www.travellersinn.pl

    3 komentarze :

    1. tak, ja nie jestem jedną z 'oburzonych', podpisuję się pod swoistą krytyką Kane'a obiema rękami! Jednak liczyłam na jakieś psychologiczna rozwinięcie kwestii 'dlaczego ludzie uwielbiają/mówią, że uwielbiają klasykę' ;)

      OdpowiedzUsuń
      Odpowiedzi
      1. Psychologicznego rozwinięcia nie będzie, bo wtedy ludzie marudzą, że za długi tekst ;)

        Usuń
    2. Anonimowy23/6/13 11:57

      Również nie uważam, że do tzw. klasyki należy podchodzić na kolanach. Jednak z Twoją oceną "Obywatela Kane" się nie zgadzam. Nie dlatego został ten film uznany za klasykę, bo stary. I nie dlatego też, że nowatorski. Lecz dlatego, że tak jak obrazy Moneta, utwory Straussa rzeźby Anioła, wciąż wywołuje całkiem współczesne emocje. Bo sztukę każdy przeżywa samotnie, w sferze emocji właśnie. Być może do techniki malarskiej Hansa Memlinga można się przyczepić (kompletnie się na tym nie znam), ale kiedy patrzę na jego "Sąd Ostateczny" z moją duszą dzieją się rzeczy, których ani nazwać ani zrozumieć nie potrafię. Jednocześnie, gdy słyszę Chopina to wyłączam radio. A jednak nie zaryzykowałbym twierdzenia, że Chopin był pretensjonalny i odtwórczy. Dla bardzo wielu ludzi oglądanie "Obywatela..." jest ucztą, bo znajdują tam cząstkę siebie samych i swojej współczesności. I naprawdę niewiele powstało takich filmów w ponad stuletniej historii kina, o których można by to powiedzieć.
      pwidz

      OdpowiedzUsuń