• Kultura, głupcze!

    Storm Corrosion: Senny horror


    Storm Corrosion - Storm Corrosion
    RECENZJA

    Wieści o tym albumie pojawiły się już dawno temu i w światku muzyki progresywnej wywołały bardzo duże zainteresowanie. Oto, wspólny album zdecydowali się nagrać dwaj wyraziści liderzy swoich bandów uwielbiający eksperymentować i angażować się w różne projekty poboczne. Steven Wilson – lider Porcupine Tree i Mikael Åkerfeldt z Opeth to postaci znane i cenione wśród fanów rozbudowanych, progresywnych, rockowych kompozycji.

    Nie jest to pierwsza współpraca tych dwóch dżentelmenów – pracowali już razem przy albumie Blackwater Park Opeth – albumie, od którego zdecydowanie najczęściej zaczynają późniejsi fani szwedzkiego deathmetalowego zespołu. Steven Wilson zaproszony do współpracy zmienił w znaczącym stopniu oblicze ostro grających Szwedów (choć i przed 2001 rokiem panowie potrafili już zgrabnie łączyć ostre deathmetalowe granie z dużo bardziej wyciszoną muzyką – kontrasty były jednymi z zabiegów, które uczyniły z Opeth jeden z najciekawszych zespołów na scenie).



    Oba zespoły w ostatnich latach zmieniły swoją muzykę. Porcupine Tree z łagodnego, progresywnego rocka (Stupid Dream, Lightbulb Sun) zaczęli od In Absentia grać ostrzej i ostrzej stając się bardziej metalowym, niż rockowym zespołem. Sam Wilson natomiast wydał solową płytę A Grace for Drowning, bardzo wyciszoną. Opeth natomiast po wielu zmianach personalnych zmniejszyli natężenie dźwięków, wprowadzili w znacznym stopniu, niż wcześniej instrumenty klawiszowe, a ostatnim albumem – Heritage zaszokowali swoich fanów serwując im płytę art rockową, na której nie usłyszeliśmy ani tnących powietrze ostrych gitarowych riffów, ani growlu Åkerfeldta.

    Wreszcie panowie weszli do studia i oddali się nagrywaniu materiału do Storm Corrosion. Co wyszło ze współpracy dwóch muzyków za wszelką cenę chcących być uznawanych za niezwykle otwartogłowych i wszechstronnych? Steven Wilson mówi, że to jakby trzecia część trylogii rozpoczętej przez Heritage i A Grace for Drowning. Trzy kwadranse wyciszonej, melancholijnej, art rockowej muzyki, która stanowiłaby całkiem dobrą ścieżkę dźwiękową do horroru, sama w sobie natomiast na początku w dużym stopniu... nudzi i usypia, ale wraz z kolejnymi przesłuchaniami odkrywa się poukrywane tu i ówdzie smaczki.

    Trzeba to powiedzieć od razu – nie usłyszymy tu gitarowych riffów. Nie będzie perkusyjnej podwójnej stopy, nie będzie zdzierania gardła przez wokalistów. W zamian za to otrzymujemy wyciszone, momentami wręcz ambientowe i niepokojące dźwięki, sporo gitary akustycznej i delikatne wokale Wilsona (wysoki) i Åkerfeldta (niski).

    Storm Corrosion to jedna z najtrudniejszych do oceny płyt – początkowo byłem do niej bardzo negatywnie nastawiony – usypiała mnie i zwyczajnie nudziła. Z czasem jednak zacząłem się do niej przekonywać coraz bardziej, aż doszedłem do etapu, w którym uznałem, że to naprawdę dobra muzyka. Nadal nudzi i usypia, ale przy tym jest naprawdę dobrze napisana, zagrana i zaśpiewana. Kilka ładnych, delikatnych gitarowych solówek i dominujący wokal Wilsona, a w tle mroczna muzyka, w której da się wyczuć podskórny niepokój.

    Jak mawiał klasyk – „momenty są”. Ciekawsze zagrania, które próbują udawać, że jednak nie pozwolą nam przy tej muzyce zasnąć. Są też momenty, w których wręcz prosi się o wjazd perkusji, przyspieszenie gitar i zmianę tempa utworu, ale na takie zagrania czekamy, czekamy ale efekt jest taki sam, jak oczekiwanie na pierwsze zwycięstwo w MMA Marcina Najmana. Jedynym szybszym momentem jest chyba rozkręcenie perkusji w Hag na zaledwie kilkanaście-kilkadziesiąt sekund.

    Musimy nastawić się na to, że słuchamy muzyki, której trzeba poświęcić czas, wsłuchać się w nią. Włączając ją w biegu, w zgiełku miasta najprawdopodobniej nic nie usłyszymy. Włączając ją jako tło, nie będziemy wiedzieli, kiedy zdążyła się skończyć. Natomiast jeśli usiądziemy do niej z nastawieniem na melancholię i spokój – sprawdza się całkiem dobrze.

    Album zdecydowanie ma „jesienny” charakter i moim zdaniem dużo lepiej na wyobraźnię podziałałby w realiach padającego deszczu, ogólnej atmosfery przybicia i spaceru po zamglonym lesie w nocy. (to chyba wystarczająco „mroczne”?) Warto więc swoją opinię zaktualizować na jesieni (co na pewno uczynię), aby w stu procentach ocenić i docenić Storm Corrosion. To, co już teraz zwraca uwagę to doskonały teledysk do Drag Ropes, wprowadzający nas w mroczny, średniowieczny nastrój. Przy tym jest to naprawdę doskonała animacja. (do obejrzenia niżej)

    Storm Corrosion to jeden z najtrudniejszych do oceny albumów. Choć po kilku przesłuchaniach się do niego przekonałem, to jednak odczuwam pewien niedosyt. Wiem, że Wilson z Åkerfeldtem chcieli nagrać płytę art rockową bez ostrzejszych momentów, ale jednak, pomimo tej wiedzy, brakuje mi ich, tym bardziej, że w pewnych fragmentach pasowałyby idealnie. To zdecydowanie melancholijna i jesienna muzyka, choć nieco usypiająca i monotonna. Gdybym miał ocenić ją w skali 1-10 wstrzeliłbym się pewnie gdzieś między 6 a 7. (choć bliżej szóstki)




    zdjęcia: http://www.artrock.pl , http://www.roadrunnerrecords.com

    0 komentarze :

    Prześlij komentarz