Twórcy serialu nadal pozwalają nam lizać rany po pełnym atrakcji drugim odcinku i nie przyspieszają tempa opowieści. Starają się raczej budować napięcie i przygotowywać nas do kulminacyjnego momentu. Z jednej strony, to fajnie, z drugiej - dostaliśmy kolejny odcinek, który nie powoduje tak oczekiwanego przecież zachwytu.
(Uwaga – klikniesz – przeczytasz moje refleksje o odcinku.
Uwaga – klikniesz i czytałeś książki – nie spojleruj w komentarzach!)
Szary Robak uczy się czytać, zupełnie tak, jakby wziął przykład z ser Davosa. Jeden z nich za nauczycielkę miał stannisową księżniczkę, drugi wybrał sobie tłumaczkę Daenerys – Missandei. Początkowe opowieści o domu, dzieciństwie i wartościach powoli zmieniają się w mały romans w obozie Matki Smoków. Trochę szkoda, bo Szary Robak jako Nieskalany został pozbawiony odczuwania przyjemności w sposób, który mógłby być naturalnym następstwem owego romansu.
Już po chwili, wojownik Daenerys przekonuje mających wątpliwości niewolników z Meeren, że warto sprzeciwić się swoim panom i dołączyć do rosnącej w siłę blondynki. W jej wątku nie dzieje się absolutnie nic nowego – pokazuje swoje miłosierdzie dla niewolników, pogardę i nienawiść dla ich panów.
Jaime nadal trenuje z Bronnem szermierkę i doświadcza specyficznych umiejętności najemnika – zostaje powalony swoją własną, śliczną, nową, złotą ręką. Mało tego, Bronn pokazuje nam się z zupełnie innej strony, przekonując Królobójcę do odwiedzenia brata i kolegi po fachu - drugiego lannisterskiego „Królobójcy”, Tyriona.
Karzeł szuka swojego ratunku w rękach brata i choć przekonane go idzie mu dość opornie, to widzimy, że Jaime z Tyrionem będzie współpracował. Trochę na złość Cersei, która nie odpuści Tyrionowi, dopóki nie zobaczy jego głowy na włóczni, a Jaimego traktuje coraz gorzej – to nie jest dobry sposób na pozyskiwanie sojuszników. Swojego ukochanego (a może już nie?) brata potraktowała protekcjonalnie, jak królowa regentka zwykłego dowódcę Królewskiej Gwardii. Jednocześnie poleciła mu odnaleźć i zabić Sansę.
A Jaime? Sam chyba nie wie, kogo kocha bardziej – Cersei, czy Brienne, której podarowuje swój miecz z valyriańskiej stali i zleca odnalezienie Sansy i zapewnienie jej bezpieczeństwa. W drogę wyrusza z nią ulubieniec publiczności, Podrick, jako giermek. A sama scena pożegnania Królobójcy z olbrzymką jest naprawdę wzruszająca i wiele mówiąca o uczuciach Lannistera.
Sansa, o którą tyle szumu, nadal przebywa na łodzi z Littlefingerem. Ten natomiast przyznaje, że nie do przecenienie jest jego rola w morderstwie Joffrey’a. Otwarcie mówi o swojej współpracy z „potężnymi sojusznikami” (babcia Olenna), a mi przypomniała się scena, w której przestrzegał Neda Starka przed ufaniem komukolwiek – również samemu Littlefingerowi. Zastanawia mnie, co planuje teraz.
Tym bardziej, że jego sojusznik - Lady Olenna wciąż jest w stolicy i już knuje nowe intrygi, kręci nowe wałki. Mówiąc o swojej historii, nakręca Margery na nieletniego Tommenna. Przecież warto zrobić wszystko, żeby być królową i żeby utrzymać koligacje i wpływ rodu Tyrellów na świat. Jednocześnie zdradza Margery, że to za jej sprawą młody Joffrey kopnął w kalendarz.
Margery, posłuszna wnuczka, odwiedza młodego, leżącego w łóżku Tommenna i dość szybko oplata swe sieci wokół niego i odciąga go od matki. Widać, że potrafi w to grać.
W Nocnej Straży Jon Snow nadal podnosi swoją pozycję, ku wielkiemu niezadowoleniu tymczasowego dowódcy – Allisera Thorne’a, który robi to, co lubi najbardziej - poniża bękarta Neda Starka i deprecjonuje jego umiejętności. Przy okazji widzimy nowa-starą twarz w szeregach straży – Locke’a – tego samego, który odrąbał rękę Jaimemu Lannisterowi.
Bękart wyrusza za mur, pozabijać buntowników, którzy przebywają w twierdzy Crastera. Alliser pozwala mu jednak wziąć ze sobą tylko kilku ochotników. Snow nie ma problemów z poderwaniem braci do tego, żeby wymierzyć sprawiedliwość buntownikom. Idą starzy koledzy i idzie nowy - odcinacz ręki.
Tymczasem u Crastera Sodoma i Gomora. Już po twarzach widać, że nie są to zbyt przyjazne typki. Robią dokładnie to, co robił Craster i odnoszą jego dziecko Białym Wędrowcom. Poza tym, przetrzymują w klatce wilkora Jona – Ducha. Skąd on się tam wziął?
W sytuacji nie do pozazdroszczenia znalazł się również Bran ze swoją ekipą – są już tak blisko, że słyszą płacz odniesionego Białym Wędrowcom dziecka, a po chwili wpadają w ręce buntowników z Nocnej Straży. Spodziewałem się, że Jon z kolegami zjawią się na czas i zdążą ich uratować, ale najwyraźniej musimy na to poczekać do kolejnych odcinków. Mam nadzieję, że powyrzynają ich tak brutalnie, jak tylko się da, bo robienie pośmiewiska z Hodora, to nie jest coś, co widzowie polubią.
A na samym końcu Biały Wędrowiec w scenie, w której widzimy go zawsze – nie spiesząc się, konno przemierza lodowe pustkowia, tym razem z dzieckiem Crastera na rekach. Dzieckiem, które składa na swoistym ołtarzu (?) z lodu. Po chwili widzimy nowego Innego w prawdziwie diabelskim wcieleniu - ich dowódcę (?), który dotknięciem zamienia bobasa w nieumarłego, w Białego Wędrowca.
zdjęcia: http://www.klydecamilo.com , http://www.zap2it.com
0 komentarze :
Prześlij komentarz