Można było narzekać na pierwszy odcinek. Że wolny, że w sumie to mało się dzieje, że bardzo wprowadzający, bez konkretów. Na drugi narzekać już się nie da. Mało tego! Mam wrażenie, że przez wielu to właśnie ten odcinek może być uznany za jeden z najlepszych w całym serialu. A to wszystko z jednego prostego powodu…
(Uwaga – klikniesz – przeczytasz moje refleksje o odcinku.
Uwaga – klikniesz i czytałeś książki – nie spojleruj w komentarzach!)
JOFFREY UMARŁ!!!!!!!!!!!!!!
Ale ostudźmy emocje. Po kolei.
Ramsay Snow, niechciany bękart lorda Boltona urządza sobie zabawę z prostytutkami, które wcześniej podniecały Theona. Jedna ucieka, druga strzela do niej z łuku. Zabawa dość szybko i brutalnie się kończy. Dziewczyna przegrała. Chwilę później widzimy też jego ponurego tatusia, który tak bardzo fascynuje się Tywinem Lannisterem, że stara się swoje dziecko traktować jeszcze gorzej, niż Lew swoje. Przez chwilę Theon miał okazję zabić Ramsay’a (i zapewne chwilę później samemu zginąć), gdy go golił i dowiedział się, że Robb Stark nie żyje. Fetor jednak, zupełnie wytresowany, nie odważył się tego zrobić.
Jaime rozmawia z Tyrionem jak brat z bratem, mało tego! Otrzymuje od niższego krewnego pomoc i rozpoczyna treningi szermiercze z Bronnem. Zaprzyjaźnią się? Któryś zrani tego drugiego?
W sytuacji nie do pozazdroszczenia znalazł się Tyrion. Jego ojciec, zaciekle chcący pozbawić szczęścia swojego karłowatego syna, stanowi śmiertelne zagrożenie dla Shae. Po cennej radzie Varysa, Tyrion decyduje się więc powiedzieć wiele przykrych słów (wbrew sobie!), aby jego ukochana bezpiecznie odpłynęła do Pentos.
Gdyby ktoś pytał, to Stannis nadal przez cały czas, kiedy widoczny jest na ekranie ma skwaszoną minę. Nadal jego twarzy tak daleko do uśmiechu, jak Aryi Stark do spotkania z ojcem, matką, starszym bratem… W imię Pana Światła paleni są ludzie, którzy nie wyrzekli się starych bogów. Przy przecudownej kolacji – Stannis, Melisandre, Selyse zapada decyzja, żeby księżniczkę przekonać na wiarę w Pana Światła. Nuda.
Bran jest coraz lepszym wargiem. Generalnie nuda, aż do czasu jak Bran połączył się z wielkim drzewem i dostrzegł trochę przeszłości, trochę przyszłości, mnóstwo strasznych rzeczy. Ojca, zwiastun nadchodzącej zimy, ptaki, trójoką wronę, opuszczony, zaśnieżony tron, prawdopodobnie zwiastujący nadejście Innych i mocne wmieszanie się w plany ludzi Westeros.
No i wesele! Prezent od Tyriona – mądra książka zostaje brutalnie porąbana mieczem z walyriańskiej stali, który Chłopiec Młody dostał od Tywina. Na weselu jak to na weselu – ktoś błaznuje, ktoś za dużo pije, ktoś kogoś nienawidzi i ktoś kogoś obgaduje. Generalnie, niewielu gości bawi się naprawdę dobrze.
Oberyn bezczelnie olewa Tyriona. Na imprezie weselnej występują chłopaki z Sigur Rós (serio!), lady Olenna Tyrell chodzi i zabawia wszystkich rozmową i swoją nieprzebraną mądrością.
Jaime dyskutuje z ser Lorasem, który ma poślubić Cersei, grozi mu, ale dostaje rykoszetem. Chwilę później Brienne rozmawia z Cersei o Jaimem. Była królowa regentka jest zazdrosna o wspólną podróż z niewoli swojego brata i kobiety z Tarthu. Cersei najpierw wypomina Brienne zmiany obozów, dla których służy (Renly, Catelyn Stark, Jaime Lannister), a później dowiaduje się, że wojowniczka kocha jej brata. Takie rozmowy tylko na weselu! Chwilę później wkurzona Cersei gnoi zboczeńca Pycelle’a dla sportu. (Swoją drogą – Cersei na tym ślubie wygląda wyjątkowo ładnie.)
Świetnie przebiega rozmowa Oberyna Martella z Tywinem i Cersei. Mieszkaniec Dorne dość odważnie rzuca groźbami i – jestem pewien – nie są to słowa rzucane na wiatr. Ta krótka rozmowa dobrze zapowiada to, co dopiero wydarzy się między Oberynem a Lannisterami.
No i Joffrey. Stężenie joffreyowatości w samym Joffrey’u chyba jeszcze urosło, przez co król stał się jeszcze bardziej wkurzający, jeszcze bardziej wyzwalający żądzę mordu (ups!). Najpierw pokazuje wszystkim super przedstawienie z karłami, którzy udają królów (Stannisa, Robba itd.) i upokarza Sansę, a chwilę później mamy do czynienia z GENIALNIE nakręconą sceną upokarzania Tyriona przy cichej aprobacie Cersei i Tywina. Niemal każde działanie Joffrey’a sprawia, że Tyrion musi czuć się coraz bardziej upodlony. Na szczęście zachował on resztki godności i nie klęknął przed swoim siostrzeńcem-królem, mimo wyraźnych nalegań tego ostatniego.
I wreszcie kulminacja – Joffrey je z ręki Margery suchy pasztet i popija winem, które podał mu Tyrion. Chwilę później zalewa się śliną, traci oddech, dusi się i wreszcie umiera. Z dawna oczekiwana scena w końcu następuje, zapewne ku uciesze niezliczonej rzeszy fanów serialu. A jednak mimo przyjemnego widoku śmierci najbardziej wkurzającej postaci ciągłe z tyłu głowy mamy Tyriona i jego losy po całym tym wydarzeniu. Cersei jest przekonana, że karzeł się zemścił, dosypując truciznę do wina Joffrey’a i zapewne przez cały sezon (co wiemy już z materiału zapowiadającego czwarty sezon) Tyrion będzie gnębiony, upokarzany, znajdzie się w sytuacji bez wyjścia – w takiej, w której nawet on nie będzie potrafił sobie poradzić. Tyrion stanie się Theonem czwartego sezonu.
Mamy więc teraz dwóch Lannisterów-królobójców, którzy zawrą prawdopodobnie jakiś mały sojusz (to też wiemy z zapowiedzi sezonu). Zastanawiam się, czy oberwie się też Jaimemu, który przecież jako dowódca Królewskiej Gwardii miał chronić króla, a jednak tego nie zrobił. Ja jednak jestem przekonany, że truciznę do wina (a może pasztetu?) dosypał zupełnie ktoś inny, ktoś, kto z boku wszystkiemu się przypatrywał, kto wypytywał Sansę o Joffrey’a i mocno wziął sobie do serca słowo, które padło – „potwór”.
zdjęcia: http://www.cultbox.co.uk , http://www.serialowiec.pl , http://www.kickass.to
Nareszcie!!!
OdpowiedzUsuńA ja myślę, że oprócz osoby wypytującej o Joffreya i biorącej sobie do serca słowo "potwór" ktoś jeszcze maczał w tym palce.
OdpowiedzUsuńJa obstawiam babcię Olennę albo Margaery, te ich ponure spojrzenia rzucane Joffreyowi podczas uczty. A może Oberyn? Nie bez powodu nazywają go Żmiją, a teraz miałby swoją zemstę.
OdpowiedzUsuńObejrzałam jeszcze raz dokładnie, myślę, że to jednak Tyrellowie. Można zauważyć, jak klejnot z naszyjnika Sansy znika, gdy Cierniowa Babcia się nim bawi.
OdpowiedzUsuńPo rozmowie Oleny z Sansą, Królowa Cierni przechodzi obok stolika pary młodej, jednak nie idzie zauważyć żadnej interakcji miedzy nimi. Możliwe że kamiuszek wrzuciła np. w owoce bądź Margaery miała truciznę przy sobie. Warte zauważenia jest, że Młoda Królowa przez całe wesele nie skosztowała niczego, podobnie jak jej kielich, który był pełen przez cały czas.
-Wylanie wina na głowę Tyriona, po tym Joff przejeżdża palcem po kieliszku i go oblizuje. Nic się nie dzieje. Kielich jest jeszcze czysty.
- Pasztet. Marg odkłada kielich. Wymiana wzrokowa z babcią. Zapewne wrzucenie trucizny.
- Joff zawraca Tyriona. Kolejna wymiana spojrzeń Różyczek. Marg kiwa głową.
- Spojrzenie babki "Pijże to wreszcie".
- Finał
Najważniejszy w tym śnie jest cień smoka nad Królewską Przystanią.
OdpowiedzUsuńNie, tego jeszcze nie było w książce, bo aż do piątego tomu Daenerys ma cały czas swoje przygody za morzem.
Ale jest sporo znaków, że przyleci na sam koniec zrobić Innym z dupy jesień średniowiecza.
Zaczynam się naprawdę bać Paluszka. Może to on stoi za absolutnie wszystkim?
OdpowiedzUsuńNie jestem pewien czy dobrze usłyszałem, ale wydawało mi się że tam gdzie lektor mówi "pasztet" w oryginale pada słowo "pie". Nie wydaje Wam się dziwaczne albo wręcz śmieszne że na weselu podaje się "suchy pasztet"? A może to ja się mylę?
OdpowiedzUsuń