• Kultura, głupcze!

    The Avengers: (boom)


    The Avengers
    RECENZJA

    Nie odkryję (kapitana) Ameryki mówiąc, że nakręcenie „Avengersów” było jednym z najbardziej odważnych pomysłów jakie zostały w ostatnich latach zrealizowane w Hollywood. Mogło nie udać się wszystko – rozmieszczenie w odpowiednich proporcjach patosu i humoru, poświęcenie odpowiedniej ilości czasu każdemu z bohaterów tak, żeby wszyscy poczuli się równi, wreszcie połączenie w jeden zespół aktorski ludzi, którzy do tej pory „mieli swoje filmy”, których akcja kręciła się wokół nich.

    Ostatnio obejrzałem „Avengers” drugi raz, w jakości bluray i – co być może najważniejsze – po zapoznaniu się ze wszystkimi dotychczasowymi filmami Marvela, które na „Avengers” miały wpływ. (w środę krótkie, dziesięciozdaniowe recenzje) I tylko zwiększyłem filmowi ocenę.



    Co może być lepszego od filmu, w którym widzimy kilku swoich ulubionych bohaterów? Kilku bohaterów obrazów, które nam się podobały? Tym bardziej, jeśli realizacja jest rewelacyjna?

    A jest naprawdę doskonały. Podzielony dość wyraźnie na dwie części – pierwszą, w której mamy zawiązanie akcji i wprowadzenie po kolei każdego z głównych bohaterów (Nick Fury, Hawkeye, Loki, Czarna Wdowa, Hulk, Kapitan Ameryka, Iron Man, Thor) oraz drugą, w której mamy do czynienia z czystą akcją. (co najważniejsze nie filmowaną w chaotyczny sposób jak często się to zdarza)

    Czego spodziewać się po bohaterach wiemy już z filmów, które były im poświęcone. Jak natomiast sprawdzają się razem na ekranie? Doskonale. Interakcje między nimi w pierwszej części filmu są jednymi z głównych powodów, dla których warto ten film obejrzeć. Prym wśród nich wiedzie oczywiście niezawodny, złotousty Tony Stark, który ripostuje wszystkich – szybko i celnie. Rozdęte ego superbohaterów powoduje, że między nimi iskrzy. Każdy z nich uważa się za lepszego od innych – Kapitan Ameryka jest przede wszystkim żołnierzem, wykonującym rozkazy i żywą legendą. Thor nie rozumie „głupich śmiertelników”, bo przecież jest Bogiem, więc ludzie go śmieszą. Hulk nie afiszuje się ze swoją siłą, ale jak już zzielenieje ze złości, to robi dużo szumu. A Iron Man? Iron Man ma swoją mega zbroję, więc też może wszystko. 
     

    „Avengers” stanowią jeden z najlepszych przykładów kina rozrywkowego, wakacyjnego „blockbustera”. To doskonała ekranizacja komiksu, pełna akcji i interakcji między bohaterami. Niemal dwie i pół godziny mija niepostrzeżenie przynosząc mnóstwo przyjemności. Na ekranie skrzy się od humoru, ale i odrobiny patosu. I choć jest to film o superbohaterach z supermocami (co oczywiście trzeba zaakceptować), to jest logiczny. Raczej nie znajdziecie w nim niezrozumiałych rozwiązań, od których głupoty rozboli was głowa.

    Czego się spodziewałem oglądając film za pierwszym razem? Patosu i odzywek, które mają wielką popularność wśród wczesnych gimnazjalistów. Odzywki, które mają być jednocześnie bojowe, pompatyczne i dowcipne. Na ogół wychodzą żałośnie. A wracając do tematu – w tym filmie tego typu tekstów nie ma. Patos zaś jest tak umiejętnie schowany, że – oczywiście – są chwile uniesień i majestatycznego wkraczania do akcji bohaterów, ale to nie razi, zaraz jest rozładowane przez złośliwość Starka lub całkowitą zmianę sceny, w której rozgrywa się akcja.



    Podstawowa sprawa – film ma ponad dwie godziny, ale i tak mija na tyle szybko, że nie zdążymy zacząć się na nim nudzić. Bo jak tu się nudzić, skoro dostajemy film, w którym mamy co najmniej 5 głównych bohaterów, którzy czasem, jaki przebywają na ekranie dzielą się niemal po równo? A na dodatek każdy z nich jest postacią ze specyficznymi tylko dla siebie umiejętnościami.

    To właśnie jest zaletą – każdy z bohaterów przebywa na ekranie mniej więcej przez taki sam czas, więc z jednej strony nie będzie takiej sytuacji, że przez cały film będziemy oglądali bohatera, którego nie lubimy i który nas drażni. Choć z drugiej strony... nie będziemy też przez cały czas oglądali Scarlett Johansson postaci, którą darzymy sympatią. Dzięki takiemu zabiegowi film jest dobrze zbalansowany i tak ciekawy – każdy ma przecież do zaoferowania coś interesującego i odróżniającego go od innych.

    „Avengers” to jeden z najlepszych filmów 2012. roku. Można narzekać, że nie pojawili się w nim jedni z komiksowych założycieli Inicjatywy Avegers – Ant-Man z Wasp, a od początku widzimy Kapitana Amerykę. Można się zastanawiać, czy Mark Ruffalo jest dobrym Hulkiem (ta postać ma chyba jakiegoś pecha do filmów), ale prawda jest taka, że nikt z „Avengers” nie powinien wyjść niezadowolony. Chyba, że oczekiwał dramatu psychologicznego osadzonego w realiach dzikiego zachodu, w którym do głosu dochodzą sprawy nierówności społecznych. Jeśli oczekujecie doskonałej ekranizacji komiksu i lekkiego, wypełnionego efektami filmu – sięgnijcie po „Avengers”!




    zdjęcia: http://www.filmweb.pl , http://www.lostcarcosa.net , http://www.filmofilia.com , http://www.ifc.com

    3 komentarze :

    1. Anonimowy16/7/12 12:08

      tylko dodam, że moment podczas tej ostatecznej bitwy/rozpierduchy, w którym Hulk realizuje komendę 'Smash it' to esencja czystej akcji. Najlepszy moment filmu.

      OdpowiedzUsuń
    2. stwierdziłem, że Avengers w pełni zasługują jednak na ładną, okrągłą ósemkę :)

      OdpowiedzUsuń
    3. Anonimowy26/8/12 12:23

      film jest niezly ale 8 to zbyt wysoka ocena dla tego filmu

      OdpowiedzUsuń