Prometeusz
RECENZJA
Wreszcie jest! Po wielu recenzjach filmów na KURTULI, gdzie oceny były przeważnie dobre, gdy zacząłem się obawiać, że posądzicie mnie o to, że podoba mi się każdy film, nadszedł mój wybawca. Panie i panowie, oto „Prometeusz”!
Ridley Scott ma na karku całe mnóstwo sukcesów. „Obcy – 8. Pasażer Nostromo”. „Łowca Androidów”. „Gladiator”. „Helikopter w ogniu”. Wie, jak tworzyć dobre hollywoodzkie widowiska i superprodukcje. Zna się też na reżyserowaniu filmów science-fiction. (chociaż jeśli chodzi o „Łowcę Androidów”, to książkę uważam za dużo lepszą od filmu). Tym bardziej zastanawiam się, jak mógł nakręcić coś tak słabego, jak „Prometeusz”.
Największą winę ponoszą jednak scenarzyści. Z ciekawości sprawdziłem, kto postanowił zrobić z widzów idiotów. Kto zgarnął zapewne całą górę pieniędzy za scenariusz napisany na szybko, na kolanie, niedopracowany, nielogiczny i absurdalnie głupi. Otóż, tymi sprytnymi panami okazali się Jon Spaihts (jak do tej pory ma na koncie scenariusz do „Najczarniejszej godziny 3D” - ?! oraz „Passengers” – nigdy nie słyszałem) oraz – dobrze znane mi nazwisko – Damon Lindelof. (którego znam jako scenarzystę serialu „Zagubieni” – mimo niesamowitego kręcenia i wikłania historii w późniejszych sezonach, które nie wszystkim przypadły do gustu, trzeba przyznać, że ma głowę. Ale żeby nie było tak różowo – był również scenarzystą „Kowbojów i obcych”). Jakie mam zastrzeżenia do scenariusza?
Krótkie pytanie – na misję kosmiczną, która ma na celu odnalezienie istot, które stworzyły gatunek ludzki wysłalibyście prawdziwych, profesjonalnych naukowców, czy bandę idiotów, którzy – tak jak małe dziecko, wszystkiego muszą dotknąć, choćby był to podejrzany śluz, dziwna, przypominająca węża i wcześniej niespotkana istota żywa? Lindelof i Spaihts wysłaliby tam kretynów, ubierając ich w profesjonalne kombinezony – znakomity zabieg na głupią komedię! A nie... to przecież w założeniach nie jest głupia i absurdalna komedia...
Naukowcy, odkrywając, że na obcej planecie atmosfera jest niemal identyczna, jak na Ziemi zdejmują więc ochronne hełmy, bo „powietrze jest tu nawet doskonalsze niż na Ziemi”. Co z tego, że właśnie są w jaskini, gdzie na ścianach zalega czarna maź (przecież to absolutnie niemożliwe, żeby to było coś biologicznego, co może przedostać się do ich organizmów przez drogi oddechowe!), oglądają i zabierają ze sobą głowę – jak im się wydaje – mieszkańca tej planety. A wydawałoby się, że w takich sytuacjach należy zachować choćby podstawowe zasady bezpieczeństwa...
Ridley Scott ma na karku całe mnóstwo sukcesów. „Obcy – 8. Pasażer Nostromo”. „Łowca Androidów”. „Gladiator”. „Helikopter w ogniu”. Wie, jak tworzyć dobre hollywoodzkie widowiska i superprodukcje. Zna się też na reżyserowaniu filmów science-fiction. (chociaż jeśli chodzi o „Łowcę Androidów”, to książkę uważam za dużo lepszą od filmu). Tym bardziej zastanawiam się, jak mógł nakręcić coś tak słabego, jak „Prometeusz”.
Największą winę ponoszą jednak scenarzyści. Z ciekawości sprawdziłem, kto postanowił zrobić z widzów idiotów. Kto zgarnął zapewne całą górę pieniędzy za scenariusz napisany na szybko, na kolanie, niedopracowany, nielogiczny i absurdalnie głupi. Otóż, tymi sprytnymi panami okazali się Jon Spaihts (jak do tej pory ma na koncie scenariusz do „Najczarniejszej godziny 3D” - ?! oraz „Passengers” – nigdy nie słyszałem) oraz – dobrze znane mi nazwisko – Damon Lindelof. (którego znam jako scenarzystę serialu „Zagubieni” – mimo niesamowitego kręcenia i wikłania historii w późniejszych sezonach, które nie wszystkim przypadły do gustu, trzeba przyznać, że ma głowę. Ale żeby nie było tak różowo – był również scenarzystą „Kowbojów i obcych”). Jakie mam zastrzeżenia do scenariusza?
Krótkie pytanie – na misję kosmiczną, która ma na celu odnalezienie istot, które stworzyły gatunek ludzki wysłalibyście prawdziwych, profesjonalnych naukowców, czy bandę idiotów, którzy – tak jak małe dziecko, wszystkiego muszą dotknąć, choćby był to podejrzany śluz, dziwna, przypominająca węża i wcześniej niespotkana istota żywa? Lindelof i Spaihts wysłaliby tam kretynów, ubierając ich w profesjonalne kombinezony – znakomity zabieg na głupią komedię! A nie... to przecież w założeniach nie jest głupia i absurdalna komedia...
Naukowcy, odkrywając, że na obcej planecie atmosfera jest niemal identyczna, jak na Ziemi zdejmują więc ochronne hełmy, bo „powietrze jest tu nawet doskonalsze niż na Ziemi”. Co z tego, że właśnie są w jaskini, gdzie na ścianach zalega czarna maź (przecież to absolutnie niemożliwe, żeby to było coś biologicznego, co może przedostać się do ich organizmów przez drogi oddechowe!), oglądają i zabierają ze sobą głowę – jak im się wydaje – mieszkańca tej planety. A wydawałoby się, że w takich sytuacjach należy zachować choćby podstawowe zasady bezpieczeństwa...
Dobrze, że kobieta-naukowiec jest tam tak wytrzymała, że bez znieczulenia pozwala maszynie robić sobie operację, otwierając brzuch, wyrywa sobie pępowinę i po pięciu sekundach od zaszycia biega po korytarzach. Dobrze, że naukowcy dysponują tak zaawansowanym sprzętem, że mogą sporządzić mapę 3D obcego terenu, kombinezon każdego naukowca ma kamerę i lokalizator, aby można było wszystko kontrolować z pokładu statku. Pewnie mają to po to, żeby nikt nie zgubił się w obcym i – być może – niebezpiecznym terenie. Dobrze, że tak zadbali o bezpieczeństwo. Zaraz... w takim razie dlaczego dwóch naukowców się po prostu zgubiło? Dlaczego nie wykorzystano zapisu z ich kamer, żeby zobaczyć, czy zginęli i jak zginęli? Ach, małe niedopatrzenie!
Na szczęście ludzie chcą wszystkim pokazać, jak pokojowo nastawionym są gatunkiem. Dlatego na daleką i niebezpieczną kosmiczną misję nie biorą ani dodatkowego statku, który byłby w jakiś sposób uzbrojony, ani broni, ani choćby kilku przypakowanych facetów, którzy na przykład wiedzieliby, jak zachować się w sytuacji zagrożenia, albo potrafiliby obsługiwać karabiny. Po co obcy, którzy i tak chcą nas zniszczyć mają się przed tym dodatkowo denerwować?! Uff, mądre posunięcie ze strony ludzkości!
Dobrze, że obce istoty wyglądają jak kalmary – pewnie istniały wcześniej jakieś połączenia między tymi światami – ludzkim i obcym i ustalono, że obcy powinni wyglądać, jak kalmary albo Lord Voldemort, żeby ludzie (naturalnie jak już będą dysponowali odpowiednią techniką), gdy tam dotrą, spotkali znajome twarze.
Na szczęście ludzie chcą wszystkim pokazać, jak pokojowo nastawionym są gatunkiem. Dlatego na daleką i niebezpieczną kosmiczną misję nie biorą ani dodatkowego statku, który byłby w jakiś sposób uzbrojony, ani broni, ani choćby kilku przypakowanych facetów, którzy na przykład wiedzieliby, jak zachować się w sytuacji zagrożenia, albo potrafiliby obsługiwać karabiny. Po co obcy, którzy i tak chcą nas zniszczyć mają się przed tym dodatkowo denerwować?! Uff, mądre posunięcie ze strony ludzkości!
Dobrze, że obce istoty wyglądają jak kalmary – pewnie istniały wcześniej jakieś połączenia między tymi światami – ludzkim i obcym i ustalono, że obcy powinni wyglądać, jak kalmary albo Lord Voldemort, żeby ludzie (naturalnie jak już będą dysponowali odpowiednią techniką), gdy tam dotrą, spotkali znajome twarze.
Osoba, która wydaje się jedną z najważniejszych na statku – dodajmy, iż jest to kobieta, ma swoją prywatną kajutę, która jest osobnym modułem, niezależnym od reszty statku. W razie czego można się tam schronić. Jest też specjalne medyczne urządzenie, które wykona każdy rodzaj operacji. A nie, zaraz! Nie każdy. Nasza kapitan jest kobietą, ale maszyna przystosowana jest do męskiego ciała.
I tak dalej i tak dalej. Nie mogę zbyć milczeniem faktu, że najgłębszy portet psychologiczny ma tu android, który nie odczuwa emocji ani uczuć i – jak to android! – jest zwykłym robotem w ludzkiej skórze. Tak płytkich postaci nie widziałem w filmie już dawno. Dobrze, że w końcu scenarzyści przypomnieli mi, jak źle można rozpisać bohaterów filmu!
Film opisuje się jako „horror science-fiction”. Cóż – fiction jest. Science już nie bardzo. Wydaje się, że twórcy uznali, że skoro mają supernowoczesny statek kosmiczny, to już można odhaczyć pozycję „science” i przejść do czystej fikcji. Więc zaprezentowali nam kompletnie fikcyjnych bohaterów z fikcyjnymi mózgami i fikcyjnymi zachowaniami. Hmm –a może to właśnie byli obcy? Bo przecież zdrowo myślący człowiek by się nie zachowywał w taki sposób, w jaki zachowują się ci „naukowcy”. Ciekawa teoria.
W takie bagno wrzucono (czy raczej sami świadomie w nie weszli – dlaczego?!) Michaela Fassbendera i Charlize Theron. O roli androida, w którego wciela się Fassbender już mówiłem – to postać o największej głębi psychologicznej. Wycisnął z tego, ile się dało. Nie wiem natomiast, komu z twórców i za co podpadła tak bardzo Charlize Theron, która dostała do zagrania postać tak papierową, że właściwie powinna narysować sobie na kartce coś takiego - ☺ , przykleić ją do czoła i nosić przez cały film. (ten uśmiech wydaje tu zbyt mocny – powinna narysować pokerową minę, ale Word nie pozwala na takie zabiegi, stąd moje uproszczenie w postaci „☺”)
I tak dalej i tak dalej. Nie mogę zbyć milczeniem faktu, że najgłębszy portet psychologiczny ma tu android, który nie odczuwa emocji ani uczuć i – jak to android! – jest zwykłym robotem w ludzkiej skórze. Tak płytkich postaci nie widziałem w filmie już dawno. Dobrze, że w końcu scenarzyści przypomnieli mi, jak źle można rozpisać bohaterów filmu!
Film opisuje się jako „horror science-fiction”. Cóż – fiction jest. Science już nie bardzo. Wydaje się, że twórcy uznali, że skoro mają supernowoczesny statek kosmiczny, to już można odhaczyć pozycję „science” i przejść do czystej fikcji. Więc zaprezentowali nam kompletnie fikcyjnych bohaterów z fikcyjnymi mózgami i fikcyjnymi zachowaniami. Hmm –a może to właśnie byli obcy? Bo przecież zdrowo myślący człowiek by się nie zachowywał w taki sposób, w jaki zachowują się ci „naukowcy”. Ciekawa teoria.
W takie bagno wrzucono (czy raczej sami świadomie w nie weszli – dlaczego?!) Michaela Fassbendera i Charlize Theron. O roli androida, w którego wciela się Fassbender już mówiłem – to postać o największej głębi psychologicznej. Wycisnął z tego, ile się dało. Nie wiem natomiast, komu z twórców i za co podpadła tak bardzo Charlize Theron, która dostała do zagrania postać tak papierową, że właściwie powinna narysować sobie na kartce coś takiego - ☺ , przykleić ją do czoła i nosić przez cały film. (ten uśmiech wydaje tu zbyt mocny – powinna narysować pokerową minę, ale Word nie pozwala na takie zabiegi, stąd moje uproszczenie w postaci „☺”)
Są małe plusy w "Prometeuszu". Dariusz Wolski wykonał dobrą robotę - jego zdjęcia są ładne, estetyczne i to bez różnicy, czy na ekranie widzimy akurat pokład statku czy jaskinie, które eksplorują "naukowcy". "Prometeusz" niby odwołuje się do starszych filmów science-fiction, do "Obcego" (co jest oczywiste) - tego mu odmówić nie można, ale nie mogę też wystawić wysokiej oceny widząc dziurawy jak ser szwajcarski scenariusz. Po kilku dniach od obejrzenia najnowszego tworu Ridley'a Scotta moja ocena trochę wzrosła. Faktycznie - zdjęcia były dobre, Noomi Rapace, która grała główną rolę, starała się jak mogła, aby przykuć uwagę widzów, ostatecznie - widziałem już gorsze filmy. Może konfrontacja Scotta z istotami, które miały stworzyć ludzkość nie wyszła najlepiej, ale sam zamysł jest ciekawy i wart dyskusji.
Niedawno pisałem o „Avengers”, że filmy prezentujące czystą, niczym niezmąconą rozrywkę to coś, co w okresie letnio-wakacyjnym sprzedaje się najlepiej. Film z postaciami z komiksów Marvela był skrojony bardzo dobrze. „Prometeusz” miał nie być zwykłą rozrywką. Miał wyprzedzać inne filmy o lata świetlne. Wyprzedził. W poziomie głupoty i bezsensowności scenariusza.
Dodajmy do tego trailer, który w trzy minuty pokazuje wszystko, co dzieje się w filmie i idealnie zarysowuje niemal wszystkie wątki fabularne, które pojawiają się w dwugodzinnym obrazie. To tak jakby mówić „przeczytajcie nasz cudowny, zawikłany kryminał, w którym przez 399 stron nie wiadomo, kto jest zabójcą, ale na ostatniej stronie okazuje się, że jest to brat głównej bohaterki.”
Niedawno pisałem o „Avengers”, że filmy prezentujące czystą, niczym niezmąconą rozrywkę to coś, co w okresie letnio-wakacyjnym sprzedaje się najlepiej. Film z postaciami z komiksów Marvela był skrojony bardzo dobrze. „Prometeusz” miał nie być zwykłą rozrywką. Miał wyprzedzać inne filmy o lata świetlne. Wyprzedził. W poziomie głupoty i bezsensowności scenariusza.
Dodajmy do tego trailer, który w trzy minuty pokazuje wszystko, co dzieje się w filmie i idealnie zarysowuje niemal wszystkie wątki fabularne, które pojawiają się w dwugodzinnym obrazie. To tak jakby mówić „przeczytajcie nasz cudowny, zawikłany kryminał, w którym przez 399 stron nie wiadomo, kto jest zabójcą, ale na ostatniej stronie okazuje się, że jest to brat głównej bohaterki.”
zdjęcia: http://www.filmweb.pl , http://www.beginningandend.com , http://www.popwatch.ew.com , http://www.digitaltrends.com
Słaba i pachnąca stronniczością recenzja. Szkoda czasu na czytanie.
OdpowiedzUsuń4/10 - dość ostro oceniłeś ten film i mam nadzieję, że się mylisz :). Osobiście nie mogę się doczekać premiery, aczkolwiek po przeczytaniu paru recenzji, w tym Twojej, nie nastawiam się na jakieś arcydzieło. Wszyscy narzekają na ten wybrakowany scenariusz i idiotyzmy w nim zawarte, ale czy na prawdę są one tak wielką skazą by wystawić temu filmowi ocenę 4? No chyba, że przez 2 godziny wieje nudą i panem Ch.
OdpowiedzUsuńZjechałeś. Ja wybieram się jeszcze w tym tygodniu ,no i trochę się przeraziłem...
OdpowiedzUsuńRecenzja ... nie podoba mi się ... przypomina raczej streszczenie! Recenzja nie może zawierać spojlów!
Jeśli chodzi o scenariusz ,rzeczywiście w większości recenzenci mówią o lukach . Już kilka miesięcy przed premierą Scott mówił ,że w filmie najważniejsza jest historia i jeśli tylko "Prometeusz" dobrze zarobi ,a wytwórnia da kolejne miliony ,to film doczeka się kontynuacji . Możliwe ,że z wytłumaczeniem. Nawet przy "Obcym" zadawałem sobie wiele pytań - "skąd sygnał?", "czyj ten statek? ,"skąd się wzięły ksenomorfy?" ... Scott nie odpowiadał na te pytania przez 33 lata i mam nadzieję ,że teraz się dowiem. Być może będzie tak jak z "Obcym"? Film okazał się klapą ,a już po kilku latach został okrzyknięty majstersztykiem ,tak samo jak "Bladerunner".
Mam nadzieję ,że "Prometeusz" mimo wielu nieprzychylnych recek ,za kilka lat okaże się klasykiem :))
Pzdr :P
Film jest zdecydowanie dobry - ma klimat, a Twoja recenzja nie. Myślę, że do recenzowania takich filmów musisz dojrzeć.
OdpowiedzUsuńNiezmiernie śmieszą mnie teksty typu "nie zrozumiałeś filmu", "recenzja jest do dupy", "musisz dojrzeć do recenzowania takich filmów". Wysilcie się, fani Prometeusza, bo jak na razie ograniczacie się do tych trzech zarzutów. Nie zrozumiałem filmu? Zrozumiałem, nie jest on specjalnie trudny, ma za to dziury w scenariuszu. Recenzja jest do dupy? Jasne - jest do dupy, bo negatywnie oceniłem w niej film, który wam się podoba. Musisz dojrzeć do recenzowania takich filmów? Oczywista głupota.
OdpowiedzUsuńA może by tak po prostu uznać, że TO MOŻLIWE, że jednym się dany film podoba, innym nie. I nie chodzi tu o kwestię jego zrozumienia lub nie.
A może po prostu nastawiłeś się na film który miał stać się kamieniem milowym dla kina sci-fi tak jak obcy w swoich czasach, ale jednocześnie stwierdziłeś, że na pewno nie spełni on Twoich oczekiwań i przez cały film szukałeś tylko błędów by potwierdzić swoją tezę. Co więcej robiłeś to z takim zaangażowaniem, że przegapiłeś jak Shaw przyjmuje znieczulenie przed operacją. Najwyraźniej dwie "olbrzymie" nowoczesne strzykawki nie rzuciły Ci się w oczy, że nie wspomnę już o znieczuleniu miejscowym podanym przez maszynę. Pozdrawiam ;]
UsuńNie przegapiłem tego momentu, ale sorry - znieczulenie miejscowe i maksymalne rozcięcie brzucha + to co działo się później (i zszywki jak u frankensteina) - nie nie nie.
UsuńKobieta wzięła dwa zastrzyki po czym dostała jeszcze znieczulenie od maszyny, sorry ale w dzisiejszych czasach kobiety dostają znieczulenie miejscowe przed cesarką. Możesz powiedzieć (napisać) że nie działa ono natychmiastowo i, że nie można od razu po nim wstać ale w filmie jest rok 2091 (chyba bo dokładnej daty nie pamiętam) a medycyna idzie naprzód. Podobnie z tymi zszywkami. Dzisiaj używa się takich zszywek, ale z tego co wiem nie przy takich zabiegach a kto wie co będzie za 80 lat :]To że ona jeszcze jest w stanie później funkcjonować to już rzeczywiście trudno wytłumaczyć, ale z drugiej strony kobiety po cesarce bardzo szybko dzisiaj dochodzą do siebie, a ona w dodatku walnęła kolejne znieczulenie i jeszcze jakieś proszki.
UsuńJeśli będąc zwolennikiem fimu posługujesz się argumentem "To że ona jeszcze jest w stanie później funkcjonować to już rzeczywiście trudno wytłumaczyć" - to co ma powiedzieć osoba nastawiona mniej entuzjastycznie?
UsuńObejrzałem uważnie Prometeusza i jest teraz lekko zdziwiony kolejnymi recenzjami. Tak jakbym obejrzał co innego albo zupełnie inaczej odbierał główne przesłania filmu. A kilka ich jest. Nie chcę spojlerować: nie uważam że w P są duże dziury logiczne. Jest ich mniej niż w space operach dla szerokiej publiki typu Avatar. I że fabuła nie została zamknięta i Scott pozostawił nas z masą niedopowiedzeń "bo będzie sequel". Bzdura, film to fabularna choć wielowątkowa całość. To, co pozostało niedopowiedziane, to szczegóły, rzucone do analiz fascynatom uniwersum Obcego. Dla Scotta obojętne są szczegóły cyklu rozrodczego Obcych albo sposobach działania okrętów Space Jockeyów. Film nie jest o takich pierdołach, tylko dotyka tzw. tematów fundamentalnych. Polecam.
OdpowiedzUsuńMusiałeś okrutnie cierpieć oglądając Prometeusza, a pisząc recenzje do tegosz filmu wykazałeś się jawnym masohizmem - niemal w każdym zdaniu jesteś na NIE. Wybacz, ale jest w tym coś infantylnego, dlatego też podtrzymuje to co powiedziałem: do recenzowania takich obrazów musisz dojrzeć. Jak ktoś ma uczulenie, to może zadrapać się na śmierć. Ja radzę posmarować strupki i poczekać jak same odpadną. Napisz za miesiąc z okładem jeszcze raz z większą empatią dla obrazu, ludzi którzy nad nim pracowali i odbiorców. Jak widzisz krytykować jest o wiele łatwiej - jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie - proste, no nie?
OdpowiedzUsuńNie krytykuję wielu filmów i nigdy nie jestem z góry nastawiony na nie. "Prometeusz" zawiódł mnie na całej linii. I dlaczego miałbym odczuwać empatię dla obrazu i ludzi, którzy nad nim pracowali, skoro moim zdaniem większość z nich swoją robotę po prostu spieprzyła?
UsuńKrytyka musi mieć swoje ramy! Jeśli brakuje dystansu do obrazu, to lepiej poczekać. Nie mam wątpliwości, że będziesz opowiadał o filmach i oby Twoje opowieści zbliżyły się poziomem do "Prometeusza" - szczerze Ci tego życzę.
UsuńNie zastanawiałeś się nad faktem, iż Vickers (Charlize Theron) również jest androidem? To dla niej była maszyna Paulsona, w której mogła leczyć uszkodzenia ciała - skoro urządzenie było przeznaczone dla niej, to nie przewidywało możliwości usunięcia ciąży, gdyż z założenia dzieci mieć nie mogła. W scenie z Waylandem mówi do niego Ojcze, przypuszczalnie była pierwszy androidem, który został stworzony w jego korporacji, dlatego to jest powierzył dowodzenie misji. Ostatni argument podajesz sam - papierowość.
OdpowiedzUsuńFilm zdecydowanie otwiera głowe do rozmyśleń. Ideą sf nie jest odpowiadanie na pytania ale ich stawianie. Film oczywiście ma błędy w scenariuszu, kilka naiwnych scen ale takie też sceny i błędy możemy odnaleźć w Obcy - 8 pasażer Nostromo.
Ktoś Ci nawciskał kitu, że Prometeusz wyprzedzi inne filmy o kilka lat, a Ty elegancko łyknąłeś to jak młody pelikan. Wszyskie arcydzieła filmowe mają to do siebie, że wyprzedają pozostałe obrazy ale żaden z nich nie jest szeroko uznawany za takowy zaraz po premierze a dopiero po kilku latach (vide: Blade Runner).
Pamiętaj tez, w jakiej kondycji jest Hollywood. Dziś nikt nie jest w stanie zrobić filmu na miarę Odyseji 2001 - liczy się to ile film zarobi a wizja artystyczna jest na drugim albo dalszym miejscu. Uważam, że z tym problemem Scott poradził sobie całkiem dobrze.
Film oceniam bardzo dobrze. Opowieść, a w zasadzie kwestie nieroziązane dają doskonałe pole do popisu dla wyobraźni. Czy kiedyś uznam to za arcydziało czas pokaże.
Nie zniechęcaj się, dalej prowadź bloga skoro sprawia Ci to przyjemność. Ja lubię oglądać dobre filmy sf i rozmyślać o postawionych w nich pytaniach.
Salut!
Rzeczywiście, nie pomyślałem, że Vickers również może być androidem.
UsuńBlade Runnera też nie uważam za arcydzieło - książka podobała mi się o wiele bardziej od filmu.
Hollywood nie jest może w najlepszej kondycji, ale taki "Moon" z 2009 roku, to był film na ocenę 9/10! Wiem, że budżet nie był ogromny, ale tam liczyła się historia (+ genialne zdjęcia). I to właśnie takie filmy sf chciałbym oglądać.
Nie ma mowy o żadnym zrezygnowaniu, blog będzie prowadzony dalej. Na 100%.
Dzięki za konstruktywną opinię.
A ja sie zgodze z kurtularnym, że Ci cali naukowcy z tej ekspedycji to zachowują się jak banda idiotów.
UsuńDodam przykładowo fakt sprawdzania zawartości atmosfery w czasie lądowania na tym księżycu. Przeciez tego typu rzeczy powinny byc sprawdzane dokladnie wczesniej a nie jak juz tam lądują. Po drugie po co oni tam poszli zamiast wysłać pierw androidy z kamerami co by mogły im pokazać co tam jest? Motyw z tym hełmem (zdejmowaniem go) i głaskaniem nowo poznanej istoty przez "doświadczonego" biologa to już jakaś kpina.
Dodatkowo te wszystkie słowne "zabawne" komentarze załogi przy lądowaniu i zwiedzaniu obcego świata świadczące o lekceważącym i luzackim podejściu do tak wiekopomnej wyprawy nie tyle ocierają się, co tworzą groteskę!
Cała recenzja myślę, że trochę za bardzo skupiła się na tych niedorzecznościach, no ale trzeba przyznać, że przy nich analiza wątków z podtekstami "fundamentalnymi" wydawać się powinna równie groteskowa co bezmyślne zachowanie załogi (może jednak ten film miał pokazać ludzką głupotę? Kto wie :D). Nie oczekuję od twórców żeby każdy szczegół anatomii tych stworzeń czy konstrukcji pojazdów był dograny idealnie z tym co mogłoby być w rzeczywistości, ale brak zachowania względów bezpieczeństwa przy tak poważnej wyprawie i to za taką kasę to zakrawa na komedię a nie poważny film, co zakładam skoro ma on poruszać sprawy fundamentalne (chyba, że ma to robić z przymrużeniem oka).
Nawet jeśli założyć że Vickers jest androidem (jeśli!), to porównanie jej z Bishopem czy HALem jest jak porównywanie mercedesa z motorynką.
Usuń4 to za dużo !!!!!! Film to drwina z widza. W sci-fi podstawa to scenariusz, a ten jest połatany i pisany przez gimnazjalistów. Budują klimat połowe filmu, a potem jest tylko nuda i rozczarowanie. Straszna makabra, kto pójdzie na to ten chyba głupi.
OdpowiedzUsuńchyba za ostro oceniasz..wrocilam wlasnie z kina i mi sie podobal, jestem daleka od stwierdzenia ze to hiperrealistyczne arcydzielo ale klimat Prometeusz ma..
OdpowiedzUsuńByłem wczoraj na filmie. Kilka niedociągnięć jest - można nawet rzec "głupich scen".
OdpowiedzUsuńUWAGA!! Spoilery! Spoilery!! Kto nie widział filmu, niech dalej nie czyta
Ale mam wrażenie, że auto recenzji skreślił cały scenariusz już na samym początku, tylko dlatego, że kilka scen mu się wybitnie nie spodobało, a na pytania postawione w innych scenach nie znalazł odpowiedzi bezpośrednio po zakończeniu filmu.
Owszem, zgodzę się z niektórymi zarzutami - mnie też rozbawiła dość poważna jak na mój gust operacja podbrzusza z użyciem miejscowego znieczulenia i zszywanie ciała metalowymi zszywkami a'la Frankenstein - w odległej przyszłości, w dobie zaawansowanych technologii ratujących i przedłużających życie rzecz nie do pomyślenia.
Również niezbyt inteligenta była próba zaprzyjaźnienia się z nieznanym dotąd organizmem, który ewidentnie nie przejawiał cech istoty z wyższą inteligencją i z rozbudowanym ośrodkowym układem nerwowym. Ale czy Wy będąc zwolennikami tezy, że gdzieś tam w kosmosie są inne formy życia, nie cieszylibyście się jak dzieci mogąc doświadczyć bezpośredniego kontaktu? (uczestnicy wyprawy dowiadują się o jej faktycznym celu dopiero po dotarciu na miejsce). Patrząc z troszkę innej perspektywy na fabułę, nikomu nie przyszło do głowy, że właśnie cała zabawa będzie polegać na wyjaśnianiu tych "zawiłych" wątków w kolejnych częściach filmu? Nikt nie wpadł na pomysł, że te tzw. "dziury" w scenariuszu są pozostawione celowo? Nikt nie zwrócił uwagi na przemycone w fabule fundamentalne pytania bez odpowiedzi, ale z obietnicą ich nadejścia?
Ilu osobom przyszło do głowy, że inżynierowie odwiedzili naszą planetę kilka razy po rozpoczęciu swojego "eksperymentu" i wszelkie wskazówki na temat ich pochodzenia są dziełem ich samych? (hieroglify, naskalne malowidła)
Kto jest czyim stwórcą to dość niejednoznaczna sytuacja, zważywszy na następujące pytania:
Czyżby jako rasa wyższa inżynierowie stworzyli ludzi umyślnie, czy przez przypadek?
Zrobił to rebeliant czy może było to zaplanowane działanie służb militarnych, celem przetestowania nowych "specyfików"?
A teraz starają się zatrzeć ślady po istnieniu ludzkości wysyłając z LV-223 na Ziemię broń biologiczną, czy może chcą uratować siebie i ostrzec innych przed skutkami nierozważnego dysponowania materiałem genetycznym na innych planetach/księżycach? A może chcą zacząć od nowa?
Czy to wyłącznie ludzie są odpowiedzialni za stworzenie ksenomorfów (przez przypadek, niefortunna mutacja genów zarażonego mężczyzny i bezpłodnej kobiety) czy może istniały już wcześniej (vide fresk w jaskini)?
Czy ludzie tworząc androidy nie przyczynili się do własnej zguby (to David podaje Halloway'owi "zatrutego" drinka)?
Czy David zrobił to co zrobił umyślnie, ponieważ znał skutki działania mutagenu (jeśli tak, to skąd?) i czy tym samym nie został on głównym "sprawcą" ksenomorfów?
W tej chwili film może i nie wygląda na dzieło epokowe. Owszem jest efektowny, cieszy oko ale pozostawia niedosyt w warstwie fabularnej. Ale może dajmy czas scenarzystom na zrobienie z tego serii efektywnej. Niech odpowiedzi na wszystkie pytania trochę dojrzeją. Niech fabuła tej i możliwie kolejnych części się trochę "przegryzie", niczym dobry bigos. Zanim skreślisz scenariusz za to jaki jest, pomyśl o jego następstwach i o tym, czym może się stać.
W latach osiemdziesiątych taki Terminator Camerona też był uznawany przez krytyków za kino s-f klasy B, bez perspektyw, bez rokowań na przyszłość - a obecnie jest to jedna z najlepszych moim zdaniem sag o post-apokaliptycznym świecie ze świetnym wątkiem o podróżach w czasie (coś co lubię nazywać "zakręconym scenariuszem").
Z kolei pod koniec lat '90 Matrix od razu stał się kultową produkcją... gdyby ktoś wtedy podejrzewał Wachowskich o tak doszczętne sp... scenariusza do pozostałych części trylogii - mogli skończyć na pierwszej, ale chciwość im nie dała :)
Ku rozwadze recenzentów, czytelników recenzji i wielbicieli kina s-f.
"Ale mam wrażenie, że auto recenzji skreślił cały scenariusz już na samym początku, tylko dlatego, że kilka scen mu się wybitnie nie spodobało, a na pytania postawione w innych scenach nie znalazł odpowiedzi bezpośrednio po zakończeniu filmu."
UsuńMysle ze racja ze za bardzo skreślony jest ten scenariusz, ale nie można też niezauważać takich "głupich" scen. To, że pare fundamentalnych wątków jest nawet ciekawie wpleconych w scenariusz to nie znaczy ze te "głupie sceny" nie przewazaja w odbiorze filmu.
"gdyby ktoś wtedy podejrzewał Wachowskich o tak doszczętne sp... scenariusza do pozostałych części trylogii"
To jest powszechna stereotypowa opinia odnośnie dwóch kolejnych części. Ja nie uważam, żeby były spier... tak jak większość to robi.
"Wy będąc zwolennikami tezy, że gdzieś tam w kosmosie są inne formy życia, nie cieszylibyście się jak dzieci mogąc doświadczyć bezpośredniego kontaktu? (uczestnicy wyprawy dowiadują się o jej faktycznym celu dopiero po dotarciu na miejsce)"
No jakoś wątpie. Normalni ludzie byliby ostrożni w takiej sytuacji, chociażby w trosce o swoje życie i o to żeby nie spieprzyć misji. A oni zachowuja sie tak jakby przyjechali na nowy plac zabaw dla dzieci wlasnie a nie jak powazni naukowcy majacy dokonac waznego odkrycia, które zostało poparte wieloma latami badań jak zakładam.
Ten film to alegoria... Starzejący się Scott próbuje uzyskać nieśmiertelność tworząc arcydzieło, niestety wybiera do tej roboty amatorów i dyletantów dlatego mimo potężnego budżetu zamiast wiekopomnego arcydzieła wychodzi to co wychodzi czyli wiekopomny arcygniot. Nielogiczność i absurdalność zachowań bohaterów jest odwzorowaniem pracy nad tym filmem, a miliarder pragnący za wszelką cenę uzyskać nieśmiertelność, to sam Scott usiłujący zapisać się za wszelką cenę w historii arcydziełem.
OdpowiedzUsuńNa zakończenie - każdy widzi to co chce widzieć. Ja obejrzałem już sporo filmów najprzeróżniejszych gatunków i myślę że to daje mi odpowiednią wiedzę bym mógł odróżnić gniota tworzonego z rozpaczy od filmu naprawdę dobrego. Jeśli komuś obejrzenie sprawiło przyjemność to niech się cieszy, dla mnie to stracone pieniądze tak moje jak i tych którzy wyłożyli kasę na jego produkcję... Myślę, że sensowniej byłoby za te 150 baniek postawić parę szkół w Afganistanie w ten sposób ludzkość zyskałaby na tym więcej...
Na koniec - zgłaszam ten film do Nagrody Darwina, bo to jedyna nagroda jaka mu się słusznie należy.
wycięło mi z nawiasów <<<<<<>>>>>>>> SPOILERY, więc ostrzegam, w moim poście poniżej są takowe. sorki
UsuńNie ma co się czarować, "Prometeusz" to w najlepszym wypadku film średni. Nie ta liga co wcześniejsze "Alieny". Na seans wybrałem się z utemperowanymi oczekiwaniami, a i tak bardzo się zawiodłem. Dziur i głupot w scenariuszu cała masa - śmieszą mnie wysiłki niektórych "obrońców", którzy próbują tłumaczyć dlaczego jest tak a nie inaczej. Jakoś przy Alien czy Aliens nie potrzebne były takie wzmożone wysiłki, nie?
OdpowiedzUsuń<<<<<<<<<<<<>>>>>>>>>>>
"Świetna" była np akcja z tymi dwoma pilotami, którzy z głupawym uśmiechem na ustach mówią że zostają z kapitanem do końca. Taaa, gówno ich obchodziło po co przylecieli, do końca i tak nie czaili o co chodzi ("stary, to terraformacja". hahaha) ale na propozycję kamikadze-runa z odpalonym jonowym napędem prosto w obcy statek, przystają od razu, bez zająknięcia. baaardzo wiarygodne.
Dla mnie najlepszym podsumowaniem poziomu filmu jest scena przebudzenia pana inżyniera - padają wielkie pytania, dlaczego nas stworzyliście? dlaczego chcecie nas zniszczyć? skąd pochodzicie? itd. W napięciu czekałem co też im "stwórca" odpowie... haha, o ja naiwny.
<<<<<<<<<<<<<<<>>>>>>>>>>>>>>
jesteś delikatnie niedorozwinięty ("hahah")
UsuńZgadzam się z recenzentem. Nie ma co pisać, wystarczy prześledzić fabułę z Prometeusza oraz z Obcego a wychodzą oczywiste błędy.
OdpowiedzUsuńCzasem odnoszę wrażenie, że jeśli na ekranie pojawia się jakikolwiek efekt specjalny to od razu widzowie przestawiają się na: "nie ważne co, ważne czy ładne".
Ja też zapomniałem dodać "spoiler alert" do poniższego komentarza (inna rzecz, że nie zmieściłbym się w 4096 znakach :P). Kto nie chce psuć sobie zabawy przed obejrzeniem filmu, niech nie czyta minimum 4 ostatnich zdań mojego poniższego komentarza. A co do fabuły Obcego to wypowiem się już w pierwszym zdaniu.
UsuńNo dobra, takie małe "ale" w kwestii porównań (bo widzę, że większość porównuje ten film do Alienów) - seria filmów Alien (Alien, Aliens, Alien 3 Alien: Resurrection) miała z założenia straszyć (no może nie ten ostatni), bo to były horrory/thrillery s-f, jak zwał tak zwał. Też bez zbędnego zagłębiania się w wątki fabularne miało być szybko, mrocznie, ostro i krwawo - i też były tam w tym wszystkim sceny, które dziś uznałbym za głupie, śmieszne i zupełnie nielogiczne.
OdpowiedzUsuńPrometeusz nie jest bezpośrednim prequelem pierwszej części serii Alien (o czym wspomniał sam Ridley Scott) i żeby dotrzeć do wydarzeń z pierwszej części potrzebne byłyby jeszcze ze dwa filmy pomiędzy Prometeuszem i Alienem. Należy to moim zdaniem traktować trochę jako wstęp do Alienów, również z kilkoma "potknięciami", słabszy, ale z założenia wprowadzający i rozwijający zupełnie inne wątki - będący zupełnie innym filmem o innej historii do opowiedzenia.
Jakoś nie widziałem, żeby ktoś psioczył na George'a Lucasa po produkcji takiego dajmy na to Mrocznego widma: "ej, no stary, no jak to Anakin - dziadek Luke'a? Pogięło cię? Co to ma wspólnego? Chcesz zbezcześcić sagę z 4, 5 i 6 części tworząc pierwszą? Telenowela z tego wyjdzie!" :)
Jeszcze nie wiemy nic o Hobbicie, ale Peterowi Jacksonowi też może należeć się będzie reprymenda, choćby w odwecie za te "dzieła", które robił kiedyś - Bad Taste, Dead Alive a.k.a. Braindead, czy może już znacznie lepsze The Frighteners).
A teraz off-topic. Teraz poniesie mnie trochę fantazja, ale wyobraźmy doskonały zabieg marketingowy - tworzymy film trwający np. 5 godzin, tniemy go na kawałki i tylko co drugi - wybiórczo, mniej więcej - umieszczamy w wersji kinowej, nazywając to "pierwszą częścią" lub "osobnym filmem". Pozostałych kawałków jest za dużo do wersji reżyserskiej. Nie wspominamy o tym publice, zatrudnionym aktorom mówimy "sorry, wyciąłem połowę scen z waszym udziałem, bo mi za długi film wyszedł - nie dopuściliby go do projekcji w większości kin. Ale wkrótce dostaniecie jeszcze propozycję współpracy i wyższe tantiemy, ale o tym cicho sza." Robimy przy tym dla filmu mega akcję promocyjną, kilka stron internetowych fikcyjnej firmy, trailery, teksty, filmiki, zdjęcia, rysunki i inne dziwne rzeczy, które tylko przyjdą do głowy. Premiera filmu... Pełna konsternacja - WTF? Nikt nic nie zrozumiał, włącznie z aktorami :) Nikomu się nie spodobało. Wszyscy "jeżdżą" równo po scenariuszu, psioczą do żywego na realizację i montaż, przeklinają wyrzucone w błoto pieniądze na seans kinowy i mówią, że reżyser "się skończył", że gniot, że dno totalne, że szkoda słów. Widzów i tak jest wystarczająca ilość, żeby nakłady poniesione na produkcję się zwróciły z małą nadwyżką.
Z wyciętych części filmu tworzymy nowy film, "część drugą" i wpuszczamy do kina po krótkim okresie oczekiwania i drugiej wielkiej akcji promocyjnej - a nuż komuś pierwsza część się mimo wszystko podobała i pójdzie zobaczyć drugą. I oto twórca filmu całej reszcie publiki pokazuje "fucka" (bardzo nieładnie z jego strony :P) i mówi: "trzeba było zobaczyć pierwszą część i nie psioczyć tyle, bo jak ktoś nie widział, to za ch... nie złoży tych wszystkich puzzli do kupy i kostki Rubika nie ułoży" :) Druga część odnosi sukces i napędza wypożyczalnie video, no bo jak można widzieć drugą część nie wiedząc co się działo w pierwszej? Nic dziwnego, że nie wszystko zrozumieli, że część rzeczy wydawała im się nielogiczna. Niekoniecznie zrozumieją 2 cz. Kto teraz śmie podważyć geniusz twórcy? Chcielibyście tak? Ja bym sobie tego życzył, bo mam pewien dystans. Chciałbym się dowiedzieć, co Peter Weyland w rozmowie powiedział Davidowi, oprócz tego że mają "starać się bardziej". Chciałbym wiedzieć, skąd David ma całą obszerną wiedzę nt obsługi obcych statków kosmicznych. Chciałbym wiedzieć, czy Vickers jest/była androidem i czy nadal żyje (i w ilu egzemplarzach :P). Może dzięki takiej wiedzy niektórzy nabraliby dystansu do 1. i do 2. części.
Koszmarny gniot, niestety. Scenariusz na poziomie grafomańskiego opowiadania gimnazjalisty. "Naukowcy" są naukowcami tylko z nazwy, bo tak nas o tym zapewnia scenarzysta - faktycznie zachowują się jak grupka nastolatków. Zaś wszystkie obce istoty zachowują się jak... krwiożercze obce istoty, oczywiście.
OdpowiedzUsuń** SPOILERS **
Geolog(?) strzela focha, bo reszta grupki woli łazić po korytarzach i oglądać stare szkielety oraz "holograficzne duchy". Android bez żadnego sensownego powodu aplikuje człowiekowi obce "coś". "Naukowcy" znajdują zdekapitowane ciało obcego, po czym... postanawiają zabrać głowę. O tak, po prostu. Następnie powracają na statek i podłączają ją do prądu, a wtedy głowa ożywa. Żeby po chwili eksplodować.
Jedyna możliwość zniszczenia obcego to staranowanie ("napędem jonowym") jego odlatującego statku. Oczywiście, kapitan i para wesołków giną w wybuchu, ale obcy jakimś cudem przeżywa katastrofę. Stworzenie, które wycięła sobie Rip... bohaterka, w izolowanym pomieszczeniu w parę godzin urasta do gigantycznych rozmiarów. Zapewne odżywiając się powietrzem. Ocalały obcy upiera się, żeby jednak zabić pozostałych przy życiu ludzi - wcześniej jakoś nie był taki uparty. Dobrze, że dopiero po jego śmierci okazuje się, że mógł spokojnie odlecieć innym statkiem, bo było ich wiele. O czym nie wiedział ani widz, przez całą fabułę filmu, ani żaden z bohaterów, prócz jednego. Który dowiedział się o tym... nie wiadomo jak i kiedy.
Jeśli od wersji 3D odjąć trzeci wymiar, to zostanie akurat właściwa ocena tego filmu.
Najciekawszym motywem tego filmu jest to, że "inżynierowie" byli tacy wielcy. No bo gdyby człowieka stworzył jakiś karzeł, mikrus, to jak by to wyglądało marketingowo. A tak, kiedy "inżynier" jest wielki, to wiadomo, "big thing".
OdpowiedzUsuń"Jest też specjalne medyczne urządzenie, które wykona każdy rodzaj operacji. A nie, zaraz! Nie każdy. Nasza kapitan jest kobietą, ale maszyna przystosowana jest do męskiego ciała."
OdpowiedzUsuńTutaj autor czegoś nie zrozumiał, dla kogo była zaprojektowana była ta maszyna. Myślenie się kłania.
skoro mieli taką technologię, że mogli wyruszać na poszukiwania stwórcy, to mogli zbudować maszynę, które potrafi uleczyć i mężczyznę i kobietę
UsuńDokładnie tak, jaki sens ma budowanie tak zaawansowanego urządzenia (powstało tylko 12!) zdolnego obsłużyć zaledwie połowę populacji? Mało tego, przecież w końcu aparatura wykonuje swoje, tyle, że pod inną nazwą. Jak dla mnie typowy zabieg dla podtrzymania (żenującego zresztą) napięcia, bohaterka ogłusza współtowarzyszy podróży, ucieka, szybko chce dokonać operacji a tu taki klops. Tyle tylko, że tak naprawdę nie musi się śpieszyć, nikt ją nie goni, nie dobija się do drzwi, ba! nikt nawet nie jest zainteresowany ani jej nienarodzonym dzieckiem, ani nią, ani ogłuszonymi lekarzami. Skoro już była tak miła i sama przyszła cała zakrwawiona, to wystarczy po męsku (po androidziemu?) okryć ją płaszczem, w końcu są teraz ważniejsze sprawy do zrobienia (jak np. pchanie akcji do przodu).
UsuńSama operacja to kolejny popis głupoty zresztą. Pani doktor aplikuje sobie tajemnicze zastrzyki (zapewne znieczulające), ale wyje z bólu i wierzga na stole operacyjnym. Samo urządzenie wspomina coś o narkozie, tyle tylko, że... nie aplikuje jej. Jak sobie wyobrażacie "chirurgiczną precyzję" przy użyciu laserowego skalpela, skoro pacjent rusza się w te i we w te? Ja sobie nie wyobrażam, rana miałaby kształt pęknięcia w najlepszym przypadku (nie mówiąc o uszkodzeniach wewnętrznych).
Mam wrażenie, że doszukiwanie się jakiś głębszych treści w tych błędach scenariuszowych powoduje tylko uśmieszek u samych scenarzystów: "następnym razem wymyślimy coś jeszcze głupszego, zobaczymy jak to zinterpretują".
Dobra recenzja, w pełni oddaje moje odczucia. Nie można kręcić filmu SF z samym F... Lista obłędnych głupot w scenariuszu jest zbyt duża, żeby je przytaczać. Głupota scenarzystów (a może oni myślą, że widzowie to kretyni?) psuje całą przyjemność z oglądania. Ech, a miało być tak fajnie.
OdpowiedzUsuńkompletnie sie nie zgadzam z recenzja i jego ocena, i sadze ze osoba ktora pisze recenzje ma nie wiele "latek", dla tej osoby uznane filmy to tylko takie gdzie jest duze bum.. i mase efektow (Avengers lub np. Batman)
OdpowiedzUsuńno to mnie rozbawiłeś. Właśnie pakuję kredki do plecaka, bo przecież niedługo zaczyna się przedszkole.
UsuńJako stary znawca/wyjadacz prawdziwej SF w kazdej formie zgadzam sie z autorem (oczywiscie pewnie za mocno ocenil na NIE)...ale film nie jest wielkich lotow. Wiele bledow i plytkich scen uragajacych prawdziwej SF. Dla mnie 5/10 , wialo nuda, katastrofalna gra niektorych aktorow (ogladam oryginalne filmy bez lektora/dubingu), uproszczeniem wielu sytuacji...zreszta wiele osobow wie o czym mowie. Ja osobiscie strasznie sie zawiodlem i mialem obawy przed premiera...niestety potwierdza to fakt ze Kino SF w swej czystej i pieknej formie juz odchodzi...beda pojawiac sie oczywiscie perelki co jakis czas...ale to juz powoli koniec SF (komercja, Cliché i plytkosc zabija wszystko)....
OdpowiedzUsuńLepiej bym tego nie ujęła.
OdpowiedzUsuń