• Kultura, głupcze!

    Grawitacja


    Grawitacja
    RECENZJA

    Niewielu spośród nas będzie kiedykolwiek miało okazję przebywać w próżni - na orbicie lub Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Ci jednak, którzy mimo wszystko, chcieliby poczuć jak to jest, gdy spożywane jedzenie nie opada łagodnie w dół przewodu pokarmowego, powinni wybrać się na film „Grawitacja”. „Kosmiczny!”, „Astronomiczny poziom!” – to określenia odnoszące się nie tylko do tematyki, którą podejmuje najnowszy obraz Alfonso Cuaróna. 



    Od dłuższego czasu popularnością cieszą się na youtube filmiki, w których załoga Międzynarodowej Stacji Kosmicznej pokazuje, jak radzą sobie przebywający na niej astronomowie, gdzie całkiem inaczej wygląda mycie rąk, czy obcinanie paznokci. Po seansie „Grawitacji” z jednej strony będziemy chcieli polecieć w kosmos, aby być świadkiem niewiarygodnie pięknych widoków, z drugiej – zdamy sobie sprawę z zagrożeń, jakie na nas czyhają.

    Dr Ryan Stone (o dziwo, Ryan w tym filmie jest kobietą) przebywa na swojej pierwszej misji – podłączenia stacji kosmicznej do teleskopu Hubble’a. Towarzyszy jej dowódca – zasłużony porucznik Matt Kowalski, który podczas dryfowania w kosmosie czuje się tak swobodnie, jak Polak przy kieliszku wódki. (to, wbrew pozorom, całkiem trafne i odnoszące się do filmu porównanie) Pierwsze, siedemnastominutowe (!) ujęcie nie zwiastuje nadchodzącej katastrofy – rozbitej stacji kosmicznej Rosjan, której odłamki zaczną krążyć wokół orbity, stanowiąc śmiertelne zagrożenie dla astronautów, przebywających na jednym z kosmicznych spacerów. 

    Po spokojnym początku, stanowiącym niejako ciszę przed burzą, akcja nabiera tempa, a napięcie trzyma widza w fotelu aż do ostatnich minut filmu. Przy czym od razu należy zaznaczyć, że nie jest to film nastawiony tylko i wyłącznie na akcję. To thriller połączony z dramatem rozpisanym zaledwie na dwoje bohaterów. To film akcji, który całkiem odważnie zadaje pytania o naturę ludzkiej egzystencji, granice wytrzymałości, czy zdolność przetrwania, jaką w ekstremalnie niesprzyjających warunkach wykazuje się człowiek. 


    Wszystko to zrealizowane jest absolutnie perfekcyjnie. Zdjęcia widocznej z kosmosu Ziemi są olśniewające, piękne i dopieszczone w każdym calu. Rozświetlone miasta, zorze polarne, czy promienie słońca, wyłaniające się zza naszej planety – wszystko to robi piorunujące wrażenie i nie pozwala oderwać oczu od ekranu nawet na moment. Do tego dochodzi oszczędna, ale bardzo dobrze dobrana orkiestrowa muzyka. Techniczna maestria. 

    Gdy jednak odłożymy na bok wizualną perfekcję, zauważymy, że scenariusz nie jest szczególnie oryginalny, że mogą denerwować nas ostateczne monologi bohaterki (choć są one zupełnie uzasadnione), czy, że ilość krytycznych sytuacji, z których wyjść musi astronauta jest wręcz nieprawdopodobna. Szczególnie zabolało mnie rozwiązanie jednego z kluczowych problemów metodą deus ex machina. Są to jednak tylko drobne rysy na dziele Alfonso Cuaróna. 

    Dziele, które pozwala dostrzec sporo odwołań i nawiązań – czy to do absolutnej klasyki jak  „2001: Odyseja kosmiczna”, czy nawet do pixarowego „Wall-E”. Niektórzy odczytują ten obraz również jako metaforę narodzin, a to łączy ten film z „Ludzkimi dziećmi” tego samego autora. Te dwa filmy da się połączyć również przez pryzmat głównego problemu, z jakim borykają się jego bohaterowie – samotności.


    Tym, co „Grawitację” znacząco wyróżnia, to wręcz idealne odwzorowanie przebywania w próżni. Przez ekran przepływa dosłownie wszystko – poczynając od sztucznej szczęki, przez kombinerki aż po kroplę łzy. Niesamowite wrażenie robi kamera, która zachowuje się tak, jakby w tej właśnie przestrzeni sama dryfowała, gdyby jej ciężar w ogóle nie istniał. To wreszcie jeden z najlepszych filmów tak dobitnie pokazujących potęgę i ogrom wszechświata i człowieka, który wobec tej nieograniczoności jest właściwie niewidoczny i nieznaczący. 

    Najnowsze dzieło Cuaróna to wyjątkowa podróż. Najeżona atrakcjami i pięknymi widokami wycieczka przez otchłanie kosmosu, które dla zwykłego człowieka nie są i nie będą nigdy dostępne. To techniczne arcydzieło, dobrze zagrane na emocjach, któremu zarzucić można naprawdę bardzo niewiele. Seans mija szybko – tak, że i wy nie poczujecie grawitacji nieznośnie wciskającej was w nie zawsze wygodny kinowy fotel. 




    zdjęcia: http://www.fiilmweb.pl , http://www.cinemavine.com , http://www.screencrush.com

    7 komentarze :

    1. Przekonałeś mnie, szczególnie tym pięknem wizualnym Chciałabym przeżyć taką przygodę, jaką jest "Grawitacja" - seans obowiązkowy. Cieszy mnie bardzo powrót KURTULI do recenzowania :D Naprawdę pięknie napisane.

      OdpowiedzUsuń
    2. Filmu nie widziałem, ale Twoja recenzja bardzo mnie zachęciła. Jeśli tylko znajdę czas, z przyjemnością obejrzę Sandrę, bo zapewne w skafandrze astronauty też wygląda przepięknie.
      pwidz

      OdpowiedzUsuń
    3. film przeciętny i nie ma czym się zachłystywać, widziałem wczoraj, na sali 200 osobowej było 15 widzów

      OdpowiedzUsuń
    4. Film świetny ,zdecydowanie warto ,jak na razie top 3 w tym roku.

      OdpowiedzUsuń
    5. Film budzi - jak widać - bardzo mieszane uczucia. Mnie również nie wbił fotel, ale może dlatego, że nie jestem wielkim fanem gatunku.

      OdpowiedzUsuń
    6. "Astronomowie"? Ale wtopa, żenada!
      Sprawdź w słowniku co ten wyraz oznacza! AHAHAHAHAHA!!!

      Oj, wstyd. Wstyd elementarny.

      Na przyszłość naucz się nowego słowa:
      a
      s
      t
      r
      o
      n
      a
      u
      c
      i
      .

      OdpowiedzUsuń
    7. Ok, jednak zmusiłam się żeby przeczytać resztę, choć początkowo brak kompetencji recenzenta mnie zniechęcił do dalszej lektury.

      Czyli znasz słowo astronauta, tylko używasz go całkiem losowo z powyższym.

      Tak samo jak jest różnica między sztuczną szczęką, a aparatem ortodontycznym - jak nazwa wskazuje - na sztucznych zębach. Ja tam żadnych nie widziałam, no bo skąd miały by się wziąć w kosmosie, gdzie załoga musi posiadać młode i zdrowe organizmy. Z tego fachu szybko odchodzi się na emeryturę. Dlaczego? Bo brak grawitacji powoduje taki sam efekt jak długotrwałe stanie na głowie - i teraz to sobie wyobraź - dzień, w dzień, noc, w noc, bez ustanku.
      Mało kto jest w stanie wytrzymać uciążliwość nieważkości. ;)

      OdpowiedzUsuń