• Kultura, głupcze!

    Queens of The Stone Age: Mechanizm przystępności


    Queens of The Stone Age - ...Like Clockwork
    RECENZJA

    Zawsze podejrzliwie patrzę na takie historie – frontman zespołu, przeżywa śmierć kliniczną (co z tego, że krótkotrwałą?) i chce jak najszybciej o tym opowiedzieć na płycie, zagłębiając się w symbolikę, rozbudowane metafory i uduchowiony nastrój.

    Queens of the Stone Age nie jest może zespołem, który kojarzą wszyscy. Mimo tego jest to grupa, która we współczesnej muzyce wyznacza trendy. Są to również ludzie, którzy do perfekcji opanowali granie stoner rocka – zakurzonej, pustynnej muzyki, z przytłaczającymi riffami i gęstą sekcją rytmiczną.





    Jak więc połączyć twardych, ostro grających facetów (Songs for the Deaf), którzy często flirtują z szaleństwem i psychodelą (Lullabies to Paralyze) i sięgają po środki, które pozornie mają od ich muzyki odrzucić (Era Vulgaris) z uduchowionymi przeżyciami lidera po śmierci klinicznej? Odpowiedź jest prosta – właśnie tak jak na ...Like Clockwork!

    Znajdziemy tu wszystkie te elementy, którymi Queens of the Stone Age zasłynęli. Jest więc i energicznie i rytmicznie (My God is The Sun), momentami z szaleństwem. Queens of The Stone Age grają też tak, jak do tej pory raczej im się nie zdarzało – monumentalnie, z puszczaniem oka w kierunku muzyki progresywnej (I Appear Missing i ...Like Clockwork). Zapuszczają się też w rejony niemal poprockowe (Fairweather Friends). A to wszystko połączone z tonami dużo bardziej melancholijnymi (The Vampyre of Time And Melody) i podlane duża dawką mroku i niepokoju.

    Ten nastrój obecny jest od samego początku. Myli się jednak ten, kto uważa, że takie połączenie różnych stylistyk odstraszy przeciętnych słuchaczy, którzy z QUOTSA nie mieli do tej pory zbyt wiele wspólnego. Najnowszy album grupy jest tak przystępny, że z powodzeniem może wpaść w ucho także tym, którzy z tego rodzaju muzyką nie mieli nigdy nic do czynienia.

    Imponuje liczba gości zaproszonych do nagrania albumu (Dave Grohl z Foo Fighters, który bębni aż w pięciu utworach, Alex Turner z Arctic Monkeys, Trent Reznor z Nine Inch Nails, czy nawet Elton John) Imponuje również forma zespołu po sześciu latach milczenia. Imponuje muzyka, która raz nas porywa, innym razem wprowadza w nastrój melancholii, a w każdej minucie jest bardzo równa, pozostając w narzuconym na początku klimacie. Słucha się tego doskonale, a dwa ostatnie utwory na płycie to istny majstersztyk, podobnie zresztą, jak okładka albumu.





    zdjęcie: http://www.empik.com

    0 komentarze :

    Prześlij komentarz