• Kultura, głupcze!

    Mela Koteluk: Jaki kolor ma muzyka?


    Mela Koteluk - Spadochron
    RECENZJA

    Przyznaję się – w 2012 roku recenzowałem kilka polskich albumów muzycznych i zastanawiałem się, który z nich jest najlepszy (Soundtrack Lao Che, Do rycerzy, do szlachty, doo mieszczan Hey, Armanda Łąki Łan, Jezus Maria Peszek, czy NORD Kapeli ze wsi Warszawa), lub zachwycałem się Moniką Brodką, a przeszedłem obok, przegapiłem, ominąłem jedną z najciekawszych płyt, jakie w polskiej muzyce 2012. roku się pojawiły – chodzi o Spadochron Meli Koteluk. Może głupio teraz dopiero, po zdobyciu przez Melę Fryderyków, pisać o tej płycie, ale z drugiej strony – hej! To naprawdę jedna z najprzyjemniejszych i najbardziej „słuchalnych” polskich płyt 2012 roku!



    Wina moja tym większa, że słuchałem Meli Koteluk na koncercie (no, w zasadzie, to poszedłem na Archive, ale grała tam support) i mi się podobała, ale nie zainteresowałem się całym albumem. Cóż, czasem po prostu trzeba nadrabiać po fakcie.

    Jak często łapiecie się na tym, że chcecie posłuchać całego albumu, po czym, po kilku utworach przełączacie na coś innego? Mnie zdarza się to naprawdę często, a gdy włączam „Spadochron” – leci już do końca. Od pierwszych dźwięków (trochę post-rockowych, nie sądzicie?) ślicznego i przyjemnego Dlaczego drzewa nic nie mówią? po jedyny na albumie anglojęzyczny utwór – In The Meantime.

    Z czym się je Spadochron? Nie ma co ukrywać – to muzyka popowa, wspomagana alternatywnymi dźwiękami. Ciekawe podkłady – trochę elektroniczne, trochę gitarowe, fortepianowe, czasami bardziej rytmiczne i dość głęboki głos Meli Koteluk. Mnie, od początku kojarzył się z Kasią Nosowską, ale zasięgnąłem opinii tu i ówdzie i okazało się, że to może tylko u mnie pojawiły się takie skojarzenia. Nie mogę jednak uwolnić się od wrażenia, że te dwie artystki mają podobną barwę, choć muzykę tworzą inną. Na Spadochronie nie mamy do czynienia z mrokiem, smutkiem i ogromną melancholią jak u Kasi Nosowskiej. Tutaj wszystko jest dużo jaśniejsze, barwniejsze. Nieprzypadkowo po przesłuchaniu można stwierdzić, że ta kolorowa okładka doskonale pasuje do zawartej na płycie muzyki. Otrzymujemy tu całą gamę dźwięków i emocji – różne palety barw zarówno w sferze muzycznej, tekstowej jak i w sensie klimatu, który towarzyszy poszczególnym utworom.


    Przede wszystkim – Mela Koteluk nie popada w skrajności. Gdy czujemy melancholię, nie jest to uczucie dołujące i przygnębiające, bo obok niego pojawiają się dźwięki, które rozładowują atmosferę. Gdy jest smutno, nie jest depresyjnie, a gdy radośnie, to też wcale nie do przesady. Złoty środek? 

    Na nic jednak zdałby się uroczy, przyjemny głos i interesująca muzyka, gdyby artystka wyśpiewywała banały lub grafomańskie teksty. A tutaj? Odpowiednio nasycone emocjami, wpadające w ucho („ty jesteś początkiem do każdego celu”). Za to chyba artystów cenimy najbardziej. Gdy mamy do czynienia z tekstem poetyckim, ale nie pretensjonalnym, kiedy słyszymy ciekawe konstrukcje słowne, które jednocześnie nie mogą zostać nazwane grafomanią.

    Nieprzypadkowo jednym z najczęściej pojawiających się w tej recenzji słów jest „przyjemne”. Ta płyta jest po prostu przyjemna. Słucha się jej przyjemnie, ale nie tak przyjemnie, jak słuchamy popowej papki, która po chwili wylatuje z głowy. Słuchanie Spadochronu jest po prostu elementem uprzyjemniającym dzień. Bo jak może być inaczej, skoro słyszymy dobre teksty, miły, czysty głos i ciekawe podkłady muzyczne?



    zdjęcia: http://www.empik.pl , http://www.kurierlubelski.pl

    3 komentarze :

    1. Mi Mela bardzo sie spodobała po duecie z Mozilem do filmu "Baczyński" i naprawdę lubię jej głos i styl :)

      OdpowiedzUsuń
    2. Podobnie odbieram muzykę Meli. Kiedy słyszałam ją pierwszy raz, też pomyliłam ją z Nosowską;). Pozdrawiam

      OdpowiedzUsuń
    3. Jak to dobrze, że śledzę poczynania p. Mozila. W przeciwnym wypadku mógłbym przegapić tak barwną postać. Jej głos na żywo, jak i na płytkach wyróżnia się z tłumu młodych gwiazdek. Wspaniała recenzja, pełen podziw!

      OdpowiedzUsuń