• Kultura, głupcze!

    Iron Man 3: A panu nie za ciepło w tej puszce?


    Iron Man 3
    RECENZJA

    No i nadleciał. Naszpikowany efektami specjalnymi i humorem sytuacyjnym typowy Iron Man. Oglądając sceny z trailera, podczas których superbohater musi uratować piętnaście osób spadających z samolotu, a unieść może tylko czwórkę, mogliśmy się zastanawiać, czy najnowszy obraz studia Marvel udźwignie oczekiwania fanów. Bo po dwóch dobrych częściach Iron Mana oraz rewelacyjnych Avengers poprzeczka zawisła bardzo wysoko. Udało się?



    I tak i nie. Ale od początku – już na wstępie pojawia się znana wszystkim choć trochę obeznanym z historiami Iron Mana substancja, jaką jest Extremis. Ludzie ulepszają się, ich rany szybko się zabliźniają, a oni sami stają się silniejsi. Jak walczyć z wrogiem, którego obrażenia same, w kilka sekund się regenerują? A na horyzoncie pojawia się jeszcze jeden – Mandaryn, który wydaje się być terrorystą doskonałym – niemożliwym do schwytania, przeprowadzającym akcje, które odbijają się szerokim echem w mediach.

    Właśnie te sceny, pokazujące Mandaryna przemawiającego do Amerykanów, czy ich prezydenta były jednymi z moich ulubionych. Widać tu ewidentne odwołanie do działalności Al-Kaidy i tego typu ugrupowań. Sam Mandaryn natomiast wygląda tak, że nie mamy wątpliwości, że jest to człowiek zdolny do wszystkiego.

    Zagrożeniem jest również Aldrich Killian, który jest szefem firmy medycznej, prowadzącej zaawansowane badania nad ludzkim ciałem i jego ulepszeniami. Poruszony jest więc temat dość popularny – eksperymentów na ludziach, implantów, wszczepów i tego, jak to będzie wyglądało za kilkadziesiąt lat. Ile człowieka zostanie w człowieku?

    Samego Iron Mana, twórcy chcieli przedstawić jako bardziej ludzkiego, popełniającego błędy i niedoskonałego (moda na to po Batmanach Nolana trwa). Czy ta misja się powiodła? Średnio – Tony popełnia błędy, jest samolubny i egoistyczny (o czym wiedzieliśmy od zawsze), ale wszystko wokół niego jest dużo bardziej nasycone science-fiction, niż w pozostałych dwóch filmach. Samemu bohaterowi nadal wszystko się udaje, ma doskonałe wyczucie czasu, zbroje wydają się w mgnieniu oka zgadywać myśli swojego właściciela.


    Motyw kilkunastu zbroi, którymi dysponuje Tony Stark prowadzi nas natomiast do pytania stawianego w kinematografii już za czasów Matrixa, a w prawdziwym życiu pewnie od zawsze – a co będzie, jeśli nowoczesna technologia, która ma sprzyjać ludziom obróci się przeciwko nim lub zostanie wykorzystana do złych celów?

    Wrażenie robią efekty specjalne, które są dosłownie oszałamiające i robią chyba jeszcze większe wrażenie, niż w Avengers. Choć, muszę przyznać, że w wybuchy w tym filmie są tak ogromne, że w dziewięćdziesięciu procentach przypadków bohaterowie zniknęliby z powierzchni Ziemi.

    Aktorsko? Wszyscy wiemy, że nie ma sensu oceniać Roberta Downey Jr, bo on po prostu jest Tonym Starkiem, tylko ukrywa się pod pseudonimem „Robert Downey Jr.”. Natomiast to, co dla mnie stanowiło zdecydowanie jeden z najjaśniejszych momentów filmu i co było jednym z większych zaskoczeń to fakt, jakim niesłychanym talentem komicznym popisał się Ben Kingsley. Nie chcę pisać za dużo, żeby nie zdradzać elementów fabuły, ale Brytyjczyk momentami chyba nawet... gra lepiej... niż... (muszę wziąć głęboki oddech – też nie uwierzyłbym nikomu, kto by tak napisał) lepiej niż... Robert Downey Jr.?! Momentami Ben Kingsley naprawdę kradnie całą uwagę dla siebie i to on jest aktorem, którego z "Iron Mana 3" zapamiętujemy najlepiej. A to dopiero wyczyn – w filmie o Robercie Downey Jr. przyćmić Roberta Downey Jr.

    Dlaczego więc na początku napisałem, że "Iron Man 3" tylko częściowo udźwignął ciężar oczekiwań? Bo podczas seansu jak i po wyjściu z kina czułem się lekko zawiedziony. Ten film jest „tylko dobry”. Niektórzy mówią, że to najlepsza część ze wszystkich Iron Manów, ale dla mnie jedynka była jednak lepsza i ciekawsza. Owszem – mamy tu niebanalny humor, reżyser doskonale rozładowuje napięcie humorem sytuacyjnym i słownym (naprawdę robi to wyśmienicie – niemal każda poważna scena jest puentowana w zabawny sposób), gra aktorska również stoi na wysokim poziomie, jest kilka doskonałych scen (fajerwerki?), ale jednak czegoś mi zabrakło. Film mnie nie porwał tak, jak chociażby pierwsza część Iron Mana, a już na pewno nie tak, jak Avengers. To po prostu raczej dobrze wykonana, rzemieślnicza robota, oszlifowana zgodnie z warunkami i wymaganiami gatunkowymi, ale jednak brak jej błysku.




    Inna refleksja – byłem na wersji 3D i za każdym razem, jak oglądam filmy w tej właśnie, rewolucyjnej, rewelacyjnej, kosmicznej wersji przekonuję się, że płacenie tych kilku złotych więcej nie ma żadnego sensu. Dla mnie 3D jest wciąż na etapie wczesnego eksperymentu, a dopłacanie kilku złotych za to, żeby widzieć spadający na nas popiół, czy lepiej dostrzegać perspektywę – który z bohaterów siedzi bliżej nas, przypłacając to często bólem głowy, nie ma sensu.

    UWAGA - drugi komentarz poniżej zawiera spojler

    zdjęcia: http://www.filmweb.pl , http://www.ifc.com

    3 komentarze :

    1. chyba muszę wziąć się za obejrzenie filmów z bohaterami Marvela!
      Ale też nie lubię 3D, bardzo.

      OdpowiedzUsuń
    2. Mam podobne odczucia,jednak mi nie podobało się,że Mandaryn to tylko przebieraniec,ciekawiej byłoby gdyby dwa szwarccharaktery (Mandaryn i Killian) rywalizowały z osamotnionym Starkiem.Jak dla mnie 6.5/10 .

      OdpowiedzUsuń
      Odpowiedzi
      1. i po co ten spojler? można to było napisać trochę mniej wprost

        Usuń