• Kultura, głupcze!

    Gra o Tron: Zanim przyszła zima



    Trzeci sezon "Gry o tron" ma najdroższą kampanię reklamową na świecie. Wystarczy spojrzeć za okna - na pewno wykupienie takiej ilości chmur wypełnionych śniegiem, mającym nam przypominać, że pomimo początku kwietnia, to wciąż "winter is coming", musiało kosztować fortunę. A ponieważ tu, na KURTULI, zwyczajowo uważa się, że "Gra o tron" to najlepsze, co mogło zdarzyć się telewizji, postanowiłem krótko (nie wyszło) i lekko (wyszło jak zawsze) streścić to, z czym twórcy zostawili nas, kończąc sezon drugi. Tak więc jeśli nie oglądaliście - nie czytajcie. 



    W wojnie Lannisterowie nadal leją się ze Starkami, a we wszystko próbuje wmieszać się Stannis Baratheon, który choć stracił jakąś połowę floty, ruszył na zamek Blondynów, bo uwierzył dziwnej, mrocznej czarownicy, że ten konkretny atak się powiedzie. Nie powiódł się. Tywin wciąż planuje wojnę przeciwko wszystkim, a szczęście Robba się kończy.

    A teraz bohaterowie, ułożeni mniej więcej w takiej kolejności w jakiej powinni znajdować się na mapie Westeros, patrząc z północy na południe.

    Jon Snow wyruszył na wyprawę za mur, zgubił się, na dodatek, pojmany przez dzikich, zabił swojego jedynego kompana, który przewodził wyprawie. Miał wykonać wyrok śmierci na dzikiej rudej - Ygritte, ale się przestraszył i tego nie zrobił, a potem zastała ich noc, a wiadomo, że mocno zbliżone do siebie ciała męskie i damskie wydzielają więcej ciepła, niż osamotnione ciało męskie, albo osamotnione ciało damskie albo nawet mocno zbliżone do siebie ciała męskie i męskie albo damskie i damskie. No a w nocy, jak to w nocy i rezultat jest taki, że Jon Snow oszalał i jest prowadzony do szefa dzikich. (tak to jest, ufać rudym)

    Jego kolega, który jest gruby i wyrabia 300% normy czytania książek w Nocnej Straży – Sam Tarly również zagubił się za murem, na mroźnej północy. Dowiedzieliśmy się jednak, że nie zna języka angielskiego, bo gdy jego dwóch kolegów ryknęło "RUUUUUUUN!", ten stanął jak wryty i pozostało mu ukryć się za kamieniem przed przenikliwym spojrzeniem tych głębokich, fiołkowych oczu.


    Hodor? Hodor!

    Theon Greyjoy miał pomóc Robbowi Starkowi (trzeba było słuchać mamy, nie byłoby problemów, Robb!), ale stwierdził, że zrobi coś innego, więc zajął sobie Winterfell i chciał pozabijać Rickona i Brana, ale oni uciekli z dziką i z Hodorem (patrz Hodor) i biegną teraz w kierunku muru, zobaczyć się z Jonem Snowem. Aha, w wyniku działań "jego ludzi" (haha!) zginął maester Luwin, który był tak stary i szanowany, że pewnie w dzieciństwie położył kamień węgielny pod budowę Winterfell. Poza tym wygłosił płomienną przemowę, po której dostał w łeb od podległych mu (haha!) żołnierzy.

    Robb nadal prowadzi wojnę, choć chyba zaczyna się powoli gubić. W każdym razie sławetne „szczęście początkującego”, które pozwoliłoby, nawet wam, wygrać miliony w ruletkę (dlaczego nie próbujecie?) już się wyczerpało. Na dodatek Robb oszalał na punkcie rąk, które leczą - Talisy, ale nie jest to dla nas jakieś ogromne zaskoczenie, bo my takie historie znamy jeszcze z czasów czystej miłości Janka Kosa i Marusi.

    Nasz Książę z Bajki Jamie Lannister  nadal prowadzony jest przez Brienne, która biceps ma prawdopodobnie tak bujny, jak fryzura naszego pięknego rycerza. Ślicznotka prowadzi Królobójcę do King’s Landing, ponieważ Catelyn Stark postanowiła wykorzystać zimowe okienko transferowe i wymienić Jaimego na Aryę i Sansę.


    Stannis Baratheon jest prawowitym następcą tronu po swoim bracie, Robercie, ale nie po drodze mu podpisywać jakieś pakty o współpracy ze Starkiem czy Renlym. Uwierzył rudej, dziwnej czarownicy - Melisandre (mógłby sobie podać rękę z Jonem Snowem, gdyby nie to, że jeden jest bękartem, a drugi królem), z której wyszło coś, co zabiło Renly’ego, a sama czarownica przekonała go, że atak na King’s Landing się powiedzie i brawo Stannis, świętujemy, twoje zdrowie, żyli długo i szczęśliwie!

    Stary Lannister, Tywin, wjechał na czele rycerzy, rozbił atakujące King’s Landing wojska Stannisa Baratheona, przykozaczył, poświecił autorytetem i usunął się w cień, żeby nadal prowadzić wojnę z dzieciakiem Neda Starka, bo przecież nie będzie niańczył kretyna z kazirodczego związku, który wierci się na tronie.

    Rezolutna Starkówna, Arya, całkiem zgrabnie poradziła sobie ze zlecaniem morderstw, które wykonywał w jej imieniu facet, który nagle na koniec sezonu zmienił całkowicie swoją twarz. (na imię było mu Jaqen) Służyła Tywinowi, podając mu wino i inne przydatne na wojnie rzeczy, jednocześnie wkurzała się, że słyszy o planach ataku na wojska swojego brata, ale nic nie może z tym zrobić. Jak pech, to pech. Aha - wiemy też, że bliżej jej do brata - Tony'ego Starka, niż do siostry - Sansy.

    Tyrion już byłby bohaterem, już za trochę, już za chwileczkę, ale... ojciec popsuł mu plany. Po wygłoszeniu porywającej mowy i zmobilizowaniu rycerzy do obrony King’s Landing, gdy toczył bitwę z oddziałami Stannisa, dostał skośnie przez twarz, padł i ostatnie, co zobaczył, to galopujący dumnie Tywin Lannister na czele dobrze wyszkolonych rycerzy, którzy odparli atak Stannisa. I tak oto stary znów został bohaterem, a Tyrion został zepchnięty bardzo nisko, na dodatek ze szramą na swej urodziwej twarzy. Jak przystało jednak na rycerza, blizna ta dodaje mu tylko charakteru i jego ukochana kurtyzana, Shae, pojechałaby z nim na koniec świata, nawet na mur.


    Jego siostra, Cersei, najzimniejsza suka w telewizji (a pomyślcie, co by było, gdyby wychowywała się w Winterfell!), zakończyła sezon drugi godnie siedząc na tronie z najmłodszym synalkiem na kolanach, tuląc go przestraszonego do dumnej matczynej piersi kobiety, która nie cofa się przed niczym. Siedziała nadal z wyniosłą miną, którą praktykuje już od dwudziestu odcinków, choć tym razem poza tą wyniosłością widać było chyba jednak minimalny strach, czy niepewność losu. No i ten bachor na kolanach – tak, to na pewno nie dodawało jej powagi i odwagi. Na szczęście ojczulek ją uratował, wkraczając triumfalnie z wojskami do King’s Landing (patrz – Tywin Lannister) i mogła znów siedzieć z wyniosłą miną obok swojego starszego dzieciaka (patrz - Joffrey), który nawet gdyby był już dorosły, jaja miałby na oko z dziesięć razy mniejsze, niż ona.

    Joffrey najpierw schował się za matczyną spódnicą, łkając jak dziecko (Batmanie! Coś ty zrobił?!), potem jak się okazało, że dziadek go uratował, już znów był w swoim siódmym niebie, czyli wysokim głosikiem rozkazywał i królował mniej lub bardziej umiejętnie i przyciągał przed ekrany telewizorów znienawidzone spojrzenia, nienawidzących go widzów.

    Sansa jest częścią wymiany “Aria i Sansa za Księcia z Bajki Jaimego”. Na dodatek jej piękny król Joffrey już nie chce się z nią ożenić, bo została mu ofiarowana inna kobieta, więc Sansa się ucieszyła jak głupia, ale spotkała Littlefingera, który jej powiedział, że ma spadać do matki, a młoda Starkówna jeszcze po drodze natknęła się na Sandora Clegane (patrz – Ogar), który stwierdził, że zabierze ją na północ, bo mało kto przysadzi się do takiego kozaka jak on, więc młoda może iść z nim.

    Ogar podczas walk na nabrzeżu z oddziałami Stannisa zobaczył mnóstwo ognia, płonącą wodę (tajna broń Tyriona), płonące strzały i się przestraszył. (też bym się bał ognia, gdybym miał spalone pół twarzy). Stwierdził więc, że pierdoli króla i idzie na wycieczkę na północ, zabierając przy okazji ze sobą Sansę i wypowiadając zdanie, które stało się moim ulubionym cytatem w całej „Grze o tron”. A w wolnych chwilach, Ogar zajmuje się reklamowaniem płatków owsianych.


    Daenerys, dotarła do miasta Qarth. Z jej ludźmi było coraz gorzej, bo są jakby zmęczeni dziewiętnastoodcinkową wędrówką przez pustkowia, na których zmarł przecież ten najsilniejszy – Khal Drogo. W mieście Daenerys poczuła się jak u siebie, mimo, że została przywitana trochę słabo – skradziono jej smoki. Ją samą próbowano oszukać, otruć, a następnie uwięziono. Nie skończyło się to dobrze dla przybysza z kosmosu, bo smoki słuchają swojej pani i spaliły go na popiół, a sama Daenerys rośnie w siłę, że aż strach.

    Mam świadomość, że pominąłem kilka ważnych i lubianych postaci (Littlefinger, Varys), ale miało być krótko, a i tak wyszło tego wszystkiego sporo.

    Wnioski:
    1) nie ufaj rudym
    2) za murem jest zimno
    3) jak ktoś wydaje się dobry, to jest zły, chyba, że naprawdę jest dobry
    4) jak ktoś jest niskim blondynem z charakterem potwora, to prawdopodobnie jest zły
    5) Hodor!
    6) jak czegoś nie masz, powiedz, że to masz - najprawdopodobniej ktoś się nabierze i da ci coś, czego nie masz, a co chciałbyś mieć
    7) jak już zmotywujesz rycerzy do walki, idź na piwo, a nie na pole bitwy, bo to nie skończy się dla ciebie dobrze
    8) nie zadzieraj z ludźmi, którzy urodzili smoki


    zdjęcia: http://www.facebook.com/GameOfThrones/ , http://www.desktopdome.com ,  http://www.fanpop.com , http://www.lolroflmao.com

    3 komentarze :

    1. Fajne fajne i wykorzystałeś motyw Batmana i Księcia <3
      Czekam niecierpliwie na serial, bo, mimo że wiem czego się spodziewać, chcę to zobaczyć!

      OdpowiedzUsuń
    2. https://www.facebook.com/photo.php?fbid=450107648400631&set=a.299630363448361.69538.296989473712450&type=1&relevant_count=1&ref=nf

      OdpowiedzUsuń
    3. Anonimowy10/8/14 15:55

      Dużo błędów, mylisz Arye z Sannsą, przekręcasz imiona.

      OdpowiedzUsuń