Robert McLiam Wilson - Ulica marzycieli
RECENZJA
Są takie książki, do których wraca się kilkakrotnie. Są takie książki, po które sięgamy mimo tego, że w zanadrzu, pod ręką czeka na nas kilka-kilkanaście innych, bardzo dobrze zapowiadających się powieści. Są takie książki, które pozostają w naszych głowach na zawsze, stają się ulubionymi i wyzwalają emocje. „Ulica marzycieli” to idealny przykład tego typu doskonałości.
To książka niezwykła przez swoją zwyczajność. Nie opowiada nam historii bohatera, który wyróżnia się z tłumu, jest niezwykle przystojny lub posiada nadprzyrodzone moce. Nie! Opowiada historię zwykłego, dobiegającego trzydziestki mieszkańca Belfastu z jego problemami, które równie dobrze mogłyby być (albo i są) naszymi problemami, z charakterem, którym odznacza się wielu spośród nas, z pragnieniami, marzeniami, jakie często pojawiają się i w naszych głowach.
„Ulica marzycieli” to dwoje głównych bohaterów. Jake – człowiek zwyczajny, jeszcze przed trzydziestką, którego opuściła ukochana kobieta i który stara się jakoś ułożyć sobie życie. Spotyka się w knajpie z kumplami, ogląda za dziewczynami i bacznie obserwuje rzeczywistość. Drugim bohaterem jest Misiek Lurgan – kolega Jake’a. Gruby facet, któremu nagle w życiu wszystko zaczyna się idealnie układać. Tak idealnie, że sam jest tym przerażony.
W zasadzie należałoby wspomnieć także o trzecim bohaterze, który może nie wypowiada ani słowa w „ludzkim” języku, ale mocno zaznacza swoją obecność od pierwszych do ostatnich stron powieści. Belfast. Personifikowany Belfast. Liczne opisy ulic, mieszkańców, toku życia miasta muszą się podobać. Ponadto Wilson opowiada o nim, jak o dobrym znajomym, nadając mu określone cechy. Nie da się nie zauważyć, że jest to jedno z najciekawszych miast. Także ze względu na konflikty, które nim targają, a które są dość szczegółowo przedstawione w powieści. Nie zrozumcie mnie źle – nie zostaniecie zasypani faktami historycznymi, czy szerokim, nudnym opisem podziałów dzielących społeczeństwo. Wilson pokazuje je raczej uwypuklając stosunki między ludźmi – protestantami i katolikami.
Innym poruszonym w „Ulicy marzycieli” wątkiem jest terroryzm. Opis jednego z zamachów, przeprowadzonego na Fountain Street naprawdę robi piorunujące wrażenie. Pada wiele gorzkich słów i obserwacji – autor zastanawia się, dlaczego Irlandczycy, którzy pragną zadbać o dobro Irlandczyków, zabijają w tym celu Irlandczyków. Skąd IRA, czy mnóstwo innych istniejących organizacji terrorystycznych wie, co jest najlepsze dla ogółu społeczeństwa.
Trudno napisać cokolwiek więcej o tej książce. Jeśli szukacie kopalni aforyzmów – znajdziecie ją tutaj. Jeśli szukacie ciekawych historii miłosnych – znajdziecie je tutaj. (książkę otwiera zdanie „Wszystkie opowiadania traktują w gruncie rzeczy o miłości.”) Jeśli szukacie sporej dawki humoru – sięgnijcie po „Ulicę marzycieli”. Jeśli chcecie się wzruszyć – zgadnijcie, co macie zrobić? „Ulica marzycieli” to powieść kompletna, fantastyczna, absolutnie wciągająca od pierwszej do ostatniej strony. Czytając ją za pierwszym razem zdecydowałem się na dawkowanie jej – jeden rozdział dziennie, żeby za szybko jej nie skończyć. Wiedziałem, że gdy tylko przeczytam ostatnią stronę będę żałował, że nie będzie kolejnych. Za drugim razem ograniczeń już sobie nie nakładałem i pochłonąłem ją w kilka dni.
To książka niezwykła przez swoją zwyczajność. Nie opowiada nam historii bohatera, który wyróżnia się z tłumu, jest niezwykle przystojny lub posiada nadprzyrodzone moce. Nie! Opowiada historię zwykłego, dobiegającego trzydziestki mieszkańca Belfastu z jego problemami, które równie dobrze mogłyby być (albo i są) naszymi problemami, z charakterem, którym odznacza się wielu spośród nas, z pragnieniami, marzeniami, jakie często pojawiają się i w naszych głowach.
„Ulica marzycieli” to dwoje głównych bohaterów. Jake – człowiek zwyczajny, jeszcze przed trzydziestką, którego opuściła ukochana kobieta i który stara się jakoś ułożyć sobie życie. Spotyka się w knajpie z kumplami, ogląda za dziewczynami i bacznie obserwuje rzeczywistość. Drugim bohaterem jest Misiek Lurgan – kolega Jake’a. Gruby facet, któremu nagle w życiu wszystko zaczyna się idealnie układać. Tak idealnie, że sam jest tym przerażony.
W zasadzie należałoby wspomnieć także o trzecim bohaterze, który może nie wypowiada ani słowa w „ludzkim” języku, ale mocno zaznacza swoją obecność od pierwszych do ostatnich stron powieści. Belfast. Personifikowany Belfast. Liczne opisy ulic, mieszkańców, toku życia miasta muszą się podobać. Ponadto Wilson opowiada o nim, jak o dobrym znajomym, nadając mu określone cechy. Nie da się nie zauważyć, że jest to jedno z najciekawszych miast. Także ze względu na konflikty, które nim targają, a które są dość szczegółowo przedstawione w powieści. Nie zrozumcie mnie źle – nie zostaniecie zasypani faktami historycznymi, czy szerokim, nudnym opisem podziałów dzielących społeczeństwo. Wilson pokazuje je raczej uwypuklając stosunki między ludźmi – protestantami i katolikami.
Innym poruszonym w „Ulicy marzycieli” wątkiem jest terroryzm. Opis jednego z zamachów, przeprowadzonego na Fountain Street naprawdę robi piorunujące wrażenie. Pada wiele gorzkich słów i obserwacji – autor zastanawia się, dlaczego Irlandczycy, którzy pragną zadbać o dobro Irlandczyków, zabijają w tym celu Irlandczyków. Skąd IRA, czy mnóstwo innych istniejących organizacji terrorystycznych wie, co jest najlepsze dla ogółu społeczeństwa.
Trudno napisać cokolwiek więcej o tej książce. Jeśli szukacie kopalni aforyzmów – znajdziecie ją tutaj. Jeśli szukacie ciekawych historii miłosnych – znajdziecie je tutaj. (książkę otwiera zdanie „Wszystkie opowiadania traktują w gruncie rzeczy o miłości.”) Jeśli szukacie sporej dawki humoru – sięgnijcie po „Ulicę marzycieli”. Jeśli chcecie się wzruszyć – zgadnijcie, co macie zrobić? „Ulica marzycieli” to powieść kompletna, fantastyczna, absolutnie wciągająca od pierwszej do ostatniej strony. Czytając ją za pierwszym razem zdecydowałem się na dawkowanie jej – jeden rozdział dziennie, żeby za szybko jej nie skończyć. Wiedziałem, że gdy tylko przeczytam ostatnią stronę będę żałował, że nie będzie kolejnych. Za drugim razem ograniczeń już sobie nie nakładałem i pochłonąłem ją w kilka dni.
zdjęcie: http://www.empik.com
...czyżby nowy dział w "Kurtuli"?- bardzo chętnie będę śledził :)
OdpowiedzUsuń"Nieczęsto mam tak, że zamiast usiąść ... wolę złapać książkę i zanurzyć się w wykreowany świat." - nieprawda często tak ma, to jest "lekkie przekłamanie" :)
45 sekund od skończenia lektury tej recenzji zamówiłem tę książkę. Wczoraj o 1 w nocy skończyłem, zarywając drugą noc z rzędu (nie chcielibyście widzieć jak wyglądam dzisiaj w pracy). Świetna, potwierdzam wszystko co napisane o niej powyżej.
OdpowiedzUsuńwow! strach pomyśleć, co by było, gdyby jednak Ci się nie spodobała ;)
Usuń