• Kultura, głupcze!

    Oscary 2012




    Oscarowa noc tuż przed nami. Są ludzie, którzy werdykty Amerykańskiej Akademii Filmowej bojkotują, mówiąc, że prawdziwe filmowe perełki, to wcale nie filmy, które zwyciężają w głosowaniu Hollywood. Inni mówią, że poziom filmów nominowanych do Oscarów z każdym rokiem się obniża, jeszcze inni zarzucają Akademii zbytnią polityczną poprawność i brak odwagi w nagradzaniu filmów odważnych, bezkompromisowych i wyjątkowych. Wszyscy mają trochę racji, nie ulega jednak wątpliwości, że Oscary to wciąż najbardziej znane i najważniejsze (przynajmniej komercyjnie) nagrody filmowe.

    Po otrzymaniu 34 centymetrowej, ważącej 3 kilogramy i 800 gramów statuetki każdy będzie miał 45 minut na podziękowania. Kto w blasku fleszy wyjdzie na scenę Kodak Theatre i złoży mniej lub bardziej przewidywalne podziękowania? Zapraszam do przeczytania mojej prognozy.



              Najlepszy film:
    Wbrew pozorom filmy nominowane w kategorii „Najlepszy film” nie są tak słabe, jak mogłoby się wydawać. Jest co najmniej kilka obrazów, które ogląda się bardzo dobrze. Choć nie ma wśród nich absolutnego arcydzieła (ale kiedy ostatnio mieliśmy arcydzieło w tej kategorii?), to jednak kilka filmów na pewno zasługuje na dużą uwagę.

    „Artysta” jest filmem, który w nienachlany sposób pokazuje magię kina. Przy użyciu współczesnych środków przenosi nas w przeszłość, czujemy się, jakbyśmy oglądali niemy film z początków kinematografii. Świetne zdjęcia, kreacje aktorskie i scenografia. Co najważniejsze – forma filmu (czarno-biały, niemy) nie jest tylko ozdobnikiem i ciekawostką, ale świetnie łączy się z całą historią. Znakomity powiew świeżości. Nie będę się nadmiernie rozpisywał, ponieważ całą swoją opinię wyraziłem w recenzji, którą przeczytać możecie TUTAJ.

    „Hugo i jego wynalazek”, czyli film, który zebrał największą ilość nominacji w tym roku (11). Obawy mogły być spore – Martin Scorsese, reżyser, który specjalizuje się w gangsterskich filmach, który okres świetności ma już za sobą kręci familijny obraz w 3D. Jak wyszło? Świetnie i czarująco! Piękne zdjęcia i efekty specjalne nie pozwalają oderwać oczu od ekranu, a historia prowadzona jest z lekkością, humorem i nostalgią. Podobnie, jak „Artysta”, „Hugo” pokazuje nam magię początków kina przy użyciu współczesnych środków. Historia George’a Meliesa, pioniera filmów wciąga i – co dla mnie jest chyba najważniejsze – nie razi naiwnością i poprawnością, jaką charakteryzują się filmy familijne. Kawał dobrego kina!

    „O północy w Paryżu” to kolejny film, w którym magia bije z ekranu. Znów mamy sentymentalną podróż w przeszłość – razem z głównym bohaterem przenosimy się do okresu międzywojennego – okresu, w którym zagęszczenie artystów na metr kwadratowy przybrało chyba największe rozmiary w historii. To doskonały, nostalgiczny film, który wciąga i wywołuje zazdrość – bo kto nie zazdrości takiej podróży w przeszłość Gilowi? Recenzja filmu do przeczytania TUTAJ.

    „Moneyball” to świetny dramat sportowy, który wbrew pozorom nie będzie trudno zrozumiały dla europejskiego, nieznającego realiów i zasad baseballu widza. To film, który pokazuje, że w sporcie można wiele osiągnąć nie za pomocą pieniędzy, ale innych umiejętności – doboru odpowiednich zawodników, przeliczenia jakości i uzupełniania braków. To obraz o wytrwałości w dążeniu do celu i przywiązania do własnej drużyny. Na drugim planie ukazuje relacje między Billym Beanem a jego córką. Świetna rola Brada Pitta, nagrodzona zresztą nominacją do Oscara. To kolejny film nominowany w kategorii „Najlepszy film”, który zdecydowanie warto obejrzeć. Nie dłuży się, nie przynudza. Polecam!

    „Spadkobiercy” czyli film, o którym było głośno z kilku powodów. „Roli życia” George’a Clooney’a, nazwiska reżysera (Alexander Payne) i charakterystycznej dla niego lekkości z jaką potrafi poruszać trudne tematy. Chociaż Amerykanie się zachwycają, to jednak ja ten film odebrałem z dużo większym chłodem, choć – nie zaprzeczam – jest dobry.  Recenzja do przeczytania TUTAJ.

    Z „Drzewem życia” mam problem. Amerykanie się zachwycają, widzą w nim metaforę życia, film doskonały, wręcz boski. Ja widzę piękne zdjęcia, całkiem ciekawie nakreślony obraz surowego ojca wychowującego dzieci w Teksasie, ale nic poza tym. Wydaje mi się, że cała warstwa techniczna – dobra muzyka i zdjęcia to tylko wydmuszka. W środku nie ma nic, co pozwalałoby stwierdzić, że to arcydzieło – jak próbują nam wmówić Amerykanie. W Europie poetyckie, metafizyczne filmy już powstawały – wspomnieć wystarczy choćby Krzysztofa Kieślowskiego. „Drzewo życia” natomiast jest przeintelektualizowane i przeestetyzowane. Ładne opakowanie bez większej wartości wewnątrz.

    „Służące” opowiadają o czasach segregacji rasowej w USA. To wzruszający dramat, choć niepozbawiony małej dozy humoru o tym, jak początkująca dziennikarka zaczyna pisać książkę opowiadającą o tym, jak traktowana jest czarnoskóra służba w mieszkaniach białych w Missisipi. To film oparty przede wszystkim o znakomitą grę aktorską i dobry scenariusz. Wyróżnić można właściwie połowę obsady "Służących" (co zresztą odzwierciedla się właśnie w nominacjach do Oscarów). To obraz pokazujący, jak okrutni potrafią być ludzie wobec ludzi, ale także jak potrafią zmienić swoje nastawienie i przejrzeć na oczy.

    Nominacje dla „Strasznie głośno, niesamowicie blisko” i „Czasu wojny” to – jak mówią krytycy i recenzenci – pomyłki. Filmy nominowane głównie z powodu znanych i lubianych w akademii nazwisk – reżyserów, producentów – Stephena Daldry’ego („Godziny”, „Lektor”) i Stevena Spielberga (nie trzeba chyba podawać tytułów). Sam tych filmów nie oglądałem, ale ani zwiastuny, ani recenzje raczej nie zachęcają.

    Wszyscy wiemy, że Oscary przyznawane są często po znajomości, z zachowaniem politycznej poprawności. Nie zawsze obiektywnie najlepszy z nominowanych filmów otrzymuje statuetkę. W tym roku chyba jednak niespodzianki nie będzie. „Artysta” zdobywa kolejne nagrody i wydaje się, że nikt nie może mu zagrozić przed zwieńczeniem sezonu Oscarem. I słusznie! „Artysta” to film, który zasługuje na tę statuetkę, chociaż bardziej podobał mi się „O północy w Paryżu”, ale patrząc obiektywnie film Allena szans na Oscara nie ma praktycznie żadnych. „Moneyball”, „Hugo” to bardzo solidne filmy, ale raczej również bez większych szans na nagrodę. Film Alexandra Payne’a zdobył Złotego Globa w kategorii „Najlepszy dramat”, ale zagrozić „Artyście” nie powinien.

    Mój zwycięzca: O północy w Paryżu / Artysta
    Wygra: Artysta
    Możliwa niespodzianka:
               
    Najlepszy aktor pierwszoplanowy:
    Clooney zdobył Złotego Globa za rolę w dramacie, Dujardin w komedii/musicalu. W rywalizacji o Oscara to odtwórca roli George’a Valentina wydaje się faworytem – i dobrze! Zagrał z taką lekkością i wdziękiem, jakby w poprzednim wcieleniu był prawdziwym aktorem filmów niemych. Co więcej – bardziej cenię rolę Brada Pitta z „Moneyball” niż George’a Clooney’a ze „Spadkobierców”. Szkoda Gary’ego Oldmana, który na swoją nominację do Oscara czekał tak długo i… raczej nie zdobędzie jej w 2012 roku, chociaż rola w „Szpiegu” była bardzo udana. Nie mam pojęcia, co robi wśród nominowanych Demián Bichir i nadal (tak, będę to powtarzał i powtarzał) uważam, że brak nominacji dla Michaela Fassbendera za rolę we „Wstydzie” to skandal, bo to najlepsza pierwszoplanowa rola męska 2011 roku.

    Mój zwycięzca: Jean Dujardin
    Wygra: Jean Dujardin
    Możliwa niespodzianka: George Clooney

         
    Najlepsza aktorka pierwszoplanowa:
    Meryl Streep, absolutna rekordzistka w nominacjach znów walczy o swoją trzecią statuetkę, ale wydaje się, że wspiera Violę Davis, odtwórczynię głównej roli w „Służących”. Szczerze mówiąc ma ona spore szanse na Oscara – zawsze z nagrodami dla czarnoskórych aktorek były problemy, więc Akademia może pokierować się polityczną poprawnością – w końcu „Służące” opowiadają o segregacji rasowej, o tym, jak niesprawiedliwe były to czasy. Na figurkę złotego rycerza trzymającego miecz czają się również Michelle Williams, która wcieliła się w Marilyn Monroe i Rooney Mara za rolę Lisbeth Salander w „Dziewczynie z tatuażem”. Nominowana jest również kolejna weteranka – Glenn Close za rolę w filmie „Albert Noobs”.

    Nie mam pojęcia, kto powinien wygrać – widziałem „Służące” i „Dziewczynę z tatuażem” – spośród Davis i Mary bliższy byłbym nagrodzenia tej drugiej. Przewiduję jednak, że statuetkę odbierze Meryl Streep lub właśnie Viola Davis.

     Najlepszy reżyser:
    W tej kategorii pięć gorących nazwisk. Choć nagrody dla najlepszego reżysera na ogół pokrywają się z nagrodami dla najlepszego filmu, to możemy tu mieć do czynienia z sytuacją, w której Akademia będzie chciała uhonorować seniora Scorsese albo kolegę – Mallicka lub Payne’a. Woody Allen jest raczej bez szans, ale dobrze, że został wyróżniony chociaż nominacją.

    Mój zwycięzca: Michel Hazanavicius
    Wygra: Michel Hazanavicius
    Możliwa niespodzianka: Martin Scorsese

       
     Najlepszy aktor drugoplanowy:
    Podobnie, jak przy najlepszej aktorce drugoplanowej, tak i tutaj mamy zdecydowanego faworyta – Christopher Plummer zdobywa za swoją rolę osiemdziesięcioletniego geja nagrody i wszystko wskazuje na to, że odbierze również Oscara. Za jego plecami czai się inny weteran, który nie został nigdy uhonorowany Oscarem – Max von Sydow. Oglądałem tylko „Moneyball” i właśnie „Debiutantów”, nie będę więc wybierał żadnego nazwiska, które sam bym nagrodził.

    Wygra: Christopher Plummer
    Możliwa niespodzianka: Max von Sydow

         
          
    Najlepsza aktorka drugoplanowa:
    Octavia Spencer ze „Służących” zbiera wszystkie nagrody do tej pory, zapewne zdobędzie również i Oscara. Chociaż ja wyróżniłbym odtwórczynię roli Peppy Miller z „Artysty” – Bérénice Bejo, która, podobnie, jak Jean Dujardin zagrała z ogromnym wdziękiem i lekkością. Ciekawą rolę, wprowadzającą najwięcej humoru w „Służących” stworzyła Jessica Chastain – być może to właśnie ona sprawi niespodziankę.

    Moja zwyciężczyni: Bérénice Bejo
    Wygra: Octavia Spencer
    Możliwa niespodzianka: Jessica Chastain


    O kategorii "Najlepszy film nieanglojęzyczny" więcej napisałem TUTAJ.

    zdjęcia: http://www.filmweb.pl , http://www.moviefanatic.com , http://www.poptower.com , http://www.guardian.co.uk , http://www.mtvatmovies.mtvnimages.com , http://www.altfg.com

    4 komentarze :

    1. Artysta wygra w kategorii film. Nie przekreślałbym szans Oldmana, wg mnie on zdobędzie nagrodę dla najlepszego aktora. Aktora - Meryl Streep. Jeśli chodzi o reżysera, wszystko wskazuje na to, że będzie reżyser najlepszego filmu. Inna wygrana w tej kategorii będzie dla mnie dużą niespodzianką. Raczej na pewno Plummer zgarnie, jako aktor drugoplanowy. Aktorka- nie mam pojęcia. Dodałbym jeszcze, iż niestety, ale nie wierzę w sukces " W ciemności". "Rozstanie" powinno zgarnąć statuetkę.

      OdpowiedzUsuń
    2. Ja nie byłabym taka pewna czy Gary Oldman dostanie tego (zasłużonego za całokształt) Oscara. Akademia nie lubi przyznawać tych nagród obcokrajowcom, a tym bardziej anglikom. Rok temu Oscara dostał Colin Firth - wątpię by Akademia dwa lata pod rząd uhonorowała kogoś z wysp. Niemniej właśnie za Oldmana będę trzymać kciuki. Artysty (wstyd się przyznać) jeszcze nie oglądałam więc ciężko mi powiedzieć kto zasługuje na niego bardziej.

      OdpowiedzUsuń
    3. Anonimowy26/2/12 22:16

      Ostatnio słyszałam, że "W ciemności" ma sporą szanse, ponieważ wielu członków Akademii ma żydowskie korzenie, albo właśnie, że Oldman jest Anglikiem i to mu może "zaszkodzić". Właśnie kiedy pojawiają się takie opinie, zastanawiam się za co tak naprawdę są przyznawane te nagrody. Co do filmów to mam kiepskie porównanie, nie widziałam wielu z nich, ale myślę, że całkiem dobrym pomysłem jest Dujardin z nagrodą, Artysta również (bardziej mi się podobał niż "O północy w Paryżu", chociaż...) Myślę, że Kenneth Branagh też sobie na niego zasługuje, tylko, że to Irlandczyk :P Trochę ubogo w piosenkach nominowanych.

      OdpowiedzUsuń
    4. Anonimowy1/3/12 21:18

      "Amerykanie się zachwycają, widzą w nim metaforę życia, film doskonały, wręcz boski".

      A słyszałeś o czymś takim jak ZŁOTA PALMA W CANNES?
      Tak więc Europejczycy się też zachwycają i chyba nawet bardziej skoro uhonorowali ten film swoją najważniejszą nagrodą. Drzewo życia faktycznie jest filmem doskonałym - właśnie dlatego, że cechuje go minimalizm w warstwie przekazu. To wcale nie jest metafora, to po prostu jest życie. Te piękne obrazy, przyroda, natura. To Twoje przeżycia mają być głębokie a nie film. Na tym to polega...

      OdpowiedzUsuń