• Kultura, głupcze!

    Rozstanie w ciemności


    W mediach jeszcze – o dziwo – w miarę cicho, a do bitwy polsko-irańskiej pozostały już tylko dwa dni. Powinniśmy przygotowywać czapki kibica, gwizdki i litry kawy na noc z niedzieli na poniedziałek.

    Malując na twarzy biało-czerwone barwy zastanawiamy się, czym właściwie mogliby nam zajść za skórę Irańczycy. Prawda – mają prezydenta, który jest nieobliczalny, próbują budować bombę atomową, poza tym obrażają „naszych wiecznych sojuszników” i „przyjaciół”, którzy nadal każą nam załatwiać wizę, żeby ich odwiedzić. Oprócz tego jednak większych zatargów chyba z nimi nie mieliśmy, wydaje się więc, że w Kodak Theatre w Hollywood w nocy z niedzieli na poniedziałek będzie miała miejsce pierwsza duża bitwa między Iranem a Polską. Mamy nadzieję, że nasza Ciemność będzie tak sugestywna, że przyćmi ich Rozstanie. 

    Patrząc więc „wilczymi oczami” na Bliski Wschód zastanawiamy się, jakie właściwie mamy szanse. Znajdą się pewnie malkontenci i ignoranci, którzy powiedzą, że „Iran to przecież zacofany kraj – skąd ukradli kamery, którymi nakręcili film? Nie da się z nimi przegrać!”. Powiem brutalnie – da się i jest to nawet dość prawdopodobne. „Rozstanie” jest ciężkim dramatem rozgrywającym się na wielu płaszczyznach, trafiającym do widza i co najważniejsze – jest filmem, którym zachwyca się niemal każdy recenzent. (tak na Zachodzie, jak i w Polsce) Film Asghara Farhadiego zdążył już zostać okrzyknięty największym dziełem XXI wieku. To opowieść o stosunkach międzyludzkich, o tym, jak kłamstwo może ranić osoby nawet nam nieznane, jak rozrasta się cała intryga, która zapoczątkowana została właśnie przez źle wypowiedziane słowo. Do tego kontekst społeczny Iranu – podział na klasy, biednych i bogatych, sprawiedliwość i jej brak – a to wszystko podane w nieoceniającej bohaterów i nie narzucającej nam interpretacji formie. Iran straszy więc wielopłaszczyznowością, znakomitą grą aktorską, mocnym osadzeniem w egzotycznej (a więc przyciągającej) rzeczywistości i na dodatek Złotym Niedźwiedziem zdobytym w Berlinie. Twardy konkurent, ale ile razy skazywani na porażkę sprawiali niespodzianki? James Buster Douglas pokonał będącego w szczytowej formie Mike’a Tysona, Rahman znokautował Lewisa, a Gołota pobił utytułowanego Bowe’a… ale walki nie wygrał, bo jądra Amerykanina jak magnes przyciągały ręce Andrzeja.
    Nie jesteśmy jednak całkiem skazani na porażkę. Ba, wystawiamy naprawdę duży arsenał środków, którymi Irańczyków możemy pokonać. Na naszą korzyść działa prosta zależność – duża część członków Akademii ma żydowskie korzenie, a „nasz” film opowiada właśnie historię Żydów podczas drugiej wojny światowej. Ktoś może powiedzieć – znów. „Polska nie potrafi zaciekawić niczym innym, tylko drugą wojną światową i Holocaustem”. Nieprawda - spośród dziewięciu nominacji dla Polski w kategorii „Najlepszy film nieanglojęzyczny” to dopiero drugi – po „Katyniu”, który osadzony jest w kontekście drugiej wojny światowej. Co jeszcze może być naszym lewym prostym stopującym atak Irańczyków? Przede wszystkim – znakomita rola Roberta Więckiewicza. To aktor, który chyba właśnie osiągnął życiową formę, co doskonale pokazuje rola Sochy w „W ciemności”. Na twarz wyrażającą skrajne emocje patrzymy z zafascynowaniem i dumą, że oto znów mamy aktora, który jest bardzo wiarygodny, ma świetny warsztat i nie musi uciekać się do przeróżnych sztuczek, żeby stworzyć powalającą kreację. Szkoda tylko, że Amerykanie nie docenią lwowskiego akcentu, którym ze swobodą posługuje się w filmie Więckiewicz. Postraszyć też możemy świetnymi zdjęciami – klaustrofobicznymi, „zawilgniętymi”, kiedy akcja dzieje się w kanałach i przytłaczającymi, choć z drugiej strony bardzo wyestetyzowanymi i wręcz fascynującymi zdjęciami zniszczonego Lwowa. Mamy również wyraźniejsze chwytające za serce sceny. Irańskim konfliktom społecznym przeciwstawiamy więc konflikt dokonujący się w obrębie jednostki – przeobrażenie głównego bohatera – być może trochę zbyt idealistycznie wyglądające, ale przecież takie były fakty! Taki był Leopold Socha.

    Oglądałem oba filmy. „Rozstanie” trochę mnie nudziło – owszem, dramaturgia była spora i cała akcja filmu polegała raczej na interakcjach pomiędzy bohaterami, w których porywająco wcielali się aktorzy, ale jednak było kilka momentów, w których naprawdę się nudziłem. Daleki jestem również od bezgranicznego zachwytu nad „W ciemności” – to bardzo dobry film, ale również mam wrażenie, że trochę za długi. Podobał mi się bardziej od irańskiego kandydata do Oscara, ale w nocy z niedzieli na poniedziałek to raczej „Rozstanie” będzie triumfowało. Sama Agnieszka Holland przyznała, że to Irańczycy nakręcili lepszy film, z większymi szansami na Oscara.
    Nigdy nie dostaliśmy Oscara w kategorii „Najlepszy film nieanglojęzyczny”. Nigdy nie dostali go również Irańczycy, których poziom kina znacząco w ostatnim czasie się podniósł. (chociaż nie można oprzeć się wrażeniu, że trochę jest też gloryfikowany ze względu na represje, jakie spotykają „niewygodnych” reżyserów w Iranie). Pięć lat temu byliśmy zdania, że „Katyń” nie ma z kim przegrać. Przegrał. Czterokrotnie przegrał Andrzej Wajda, po razie Roman Polański, Jerzy Kawalerowicz, Jerzy Hoffman i Jerzy Antczak.

    I choć będę ściskał kciuki i choć serce będzie mówiło „W ciemności”, to jednak rozum tonuje emocje i mówi „Rozstanie”. To Asghar Farhadi wyjdzie z ciemności sali na rozświetloną błyskami fleszy scenę. Chyba, że…

    zdjęcia: http://www.hollywoodreporter.com , http://www.en.poland.gov.pl , http://www.filmmakermagazine.com , http://www.se.pl

    2 komentarze :

    1. "mają prezydenta, który jest nieobliczalny, próbują budować bombę atomową" - to smutne, że dałeś się zwieść propagandzie :(
      pomodlę się za ciebie... cholera, boga nie ma ;D

      OdpowiedzUsuń
    2. Ha ha ha - a pro po komentarza po wyżej, no a co do samego tekstu, to wiemy oboje już, że "chyba że..." się nie wydarzyło

      OdpowiedzUsuń