Parov Stelar - The Princess
Parov Stelar to człowiek z głową pełną pomysłów. Świadczy o tym chociażby fakt, że obojętnie, jakbyście się starali – nie określicie jego muzyki jednym słowem. Chyba, że będzie to mało konkretne „rewelacyjna”.
Austriacki DJ po znakomicie przyjętym Coco wydał właśnie kolejny dwupłytowy album – The Princess. Podobnie, jak na Coco pierwsza płyta to nastrojowe piosenki, w których jazz łączy się z elektroniką, romantyzm z szaleństwem, a downtempo z muzyką w klimatach lat dwudziestych. Druga płyta to kilka remiksów utworów, których posłuchać możemy na pierwszej oraz utwory house’owe – ze zdecydowanie wyraźniejszym bitem i tempem. Można więc powiedzieć, że Parov Stelar kontynuuje udany eksperyment z Coco i serwuje nam dwa dyski na dwa różne nastroje, dwie różne sytuacje.
Na The Princess znajdziemy dźwięki, które znamy i lubimy. Nie ma rewolucji, nie ma dziwnych zabiegów, które mogłyby się nie spodobać fanom austriackiego DJa. Choć z drugiej strony można uznać to za minus, bo płyta zdecydowanie jest słabsza, niż Shine czy Coco. Parov Stelar znów w kilku kawałkach współpracuje z Lilją Bloom – jednym z najciekawszych głosów na scenie elektroniki i nu-jazzu oraz wirtuozem saksofonu – Maxem The Sax.
Jeśli więc wiemy już, jakiej muzyki się spodziewać (jeśli nie wiemy, to dowiemy się czytając ten tekst) pora powiedzieć coś więcej na temat konkretnych utworów, jakie znalazły się na The Princess. Uwagę zwraca już rozpoczynający płytę Milla’s Dream, w którym dźwięki orkiestry mieszają się z gitarą akustyczną i skreczowaniem. Później wchodzi saksofon, nastrój staje się dużo bardziej jazzowy, ale nadal słyszymy wyraźny rytm. Ze smutnych utworów wyróżnia się piękna miniatura Requiem for Annie, zagrana na fortepianie z dodanym efektem zwalniającej, starej gramofonowej płyty (rewelacja!) oraz piękne, smutne i nastrojowe The Fog – jeden z moich głównych faworytów, w którym dominuje fortepian i piękny dźwięk trąbki Jerry’ego Di Monzy. Warto wspomnieć również skoczne Nobody’s Fool oraz piosenki w klimacie lat dwudziestych – Silent Shuffle i This Game, w którym słyszymy wokal Anduze kojarzący mi się swoją barwą dość mocno z... Michaelem Jacksonem.
Na bardziej skocznej, imprezowej płycie wyróżnia się przede wszystkim znany z singla, swingujący Jimmy’s Gang oraz The Phantom (1930 Version) i The Vamp – wszystkie z bardzo wyraźnym bitem, pobrzmiewaniem trąbki, czy saksofonu i dość szybkim tempem.
Parov Stelar nie serwuje nam niczego, czego byśmy się nie spodziewali. The Princess to na pewno nie jego najlepsze osiągnięcie, niemniej jednak miło posłuchać nowego materiału po trzech latach posuchy. Album jest niezły, ale właśnie – tylko „niezły”. Kilka piosenek się wyróżnia, inne przelatują raczej niezauważone. Tak czy siak – to Parov Stelar, a on zawsze wymyśli coś dobrego, skomponuje i nagra kilka naprawdę interesujących i zróżnicowanych kawałków, których nie zabrakło i na The Princess.
RECENZJA
Parov Stelar to człowiek z głową pełną pomysłów. Świadczy o tym chociażby fakt, że obojętnie, jakbyście się starali – nie określicie jego muzyki jednym słowem. Chyba, że będzie to mało konkretne „rewelacyjna”.
Austriacki DJ po znakomicie przyjętym Coco wydał właśnie kolejny dwupłytowy album – The Princess. Podobnie, jak na Coco pierwsza płyta to nastrojowe piosenki, w których jazz łączy się z elektroniką, romantyzm z szaleństwem, a downtempo z muzyką w klimatach lat dwudziestych. Druga płyta to kilka remiksów utworów, których posłuchać możemy na pierwszej oraz utwory house’owe – ze zdecydowanie wyraźniejszym bitem i tempem. Można więc powiedzieć, że Parov Stelar kontynuuje udany eksperyment z Coco i serwuje nam dwa dyski na dwa różne nastroje, dwie różne sytuacje.
Na The Princess znajdziemy dźwięki, które znamy i lubimy. Nie ma rewolucji, nie ma dziwnych zabiegów, które mogłyby się nie spodobać fanom austriackiego DJa. Choć z drugiej strony można uznać to za minus, bo płyta zdecydowanie jest słabsza, niż Shine czy Coco. Parov Stelar znów w kilku kawałkach współpracuje z Lilją Bloom – jednym z najciekawszych głosów na scenie elektroniki i nu-jazzu oraz wirtuozem saksofonu – Maxem The Sax.
Jeśli więc wiemy już, jakiej muzyki się spodziewać (jeśli nie wiemy, to dowiemy się czytając ten tekst) pora powiedzieć coś więcej na temat konkretnych utworów, jakie znalazły się na The Princess. Uwagę zwraca już rozpoczynający płytę Milla’s Dream, w którym dźwięki orkiestry mieszają się z gitarą akustyczną i skreczowaniem. Później wchodzi saksofon, nastrój staje się dużo bardziej jazzowy, ale nadal słyszymy wyraźny rytm. Ze smutnych utworów wyróżnia się piękna miniatura Requiem for Annie, zagrana na fortepianie z dodanym efektem zwalniającej, starej gramofonowej płyty (rewelacja!) oraz piękne, smutne i nastrojowe The Fog – jeden z moich głównych faworytów, w którym dominuje fortepian i piękny dźwięk trąbki Jerry’ego Di Monzy. Warto wspomnieć również skoczne Nobody’s Fool oraz piosenki w klimacie lat dwudziestych – Silent Shuffle i This Game, w którym słyszymy wokal Anduze kojarzący mi się swoją barwą dość mocno z... Michaelem Jacksonem.
Na bardziej skocznej, imprezowej płycie wyróżnia się przede wszystkim znany z singla, swingujący Jimmy’s Gang oraz The Phantom (1930 Version) i The Vamp – wszystkie z bardzo wyraźnym bitem, pobrzmiewaniem trąbki, czy saksofonu i dość szybkim tempem.
Parov Stelar nie serwuje nam niczego, czego byśmy się nie spodziewali. The Princess to na pewno nie jego najlepsze osiągnięcie, niemniej jednak miło posłuchać nowego materiału po trzech latach posuchy. Album jest niezły, ale właśnie – tylko „niezły”. Kilka piosenek się wyróżnia, inne przelatują raczej niezauważone. Tak czy siak – to Parov Stelar, a on zawsze wymyśli coś dobrego, skomponuje i nagra kilka naprawdę interesujących i zróżnicowanych kawałków, których nie zabrakło i na The Princess.
zdjęcie: http://www.parovstelar.com
efekciarska
OdpowiedzUsuń