Pół na pół
RECENZJA
Ludzie mają zamiłowanie do prowadzenia badań i statystyk dotyczących różnych aspektów życia. Gdyby zapytać „czego boisz się najbardziej” na pewno na jednych z wyższych miejsc, obok śmierci, byłyby choroby swoje lub najbliższych. Wśród nich jedną z czołowych pozycji zapewne zajmowałby rak – choć wcześnie wykryty, w wielu przypadkach jest uleczalny, to jednak jest bardziej niebezpieczny i boimy się go bardziej, niż skręcenia kostki, czy anginy.
Co więc ma powiedzieć młody, dwudziestokilkuletni człowiek, który dowiaduje się, że choruje na raka? Z jednej strony – młody organizm może lepiej zwalczyć chorobę, niż u osoby starszej, z drugiej strony – całe życie zostaje przewrócone do góry nogami. W takiej sytuacji stawia głównego bohatera filmu „Pół na pół” jego reżyser – Jonathan Levine.
Gdyby nieszczęść było mało, ojciec głównego bohatera jest przewlekle chory i nieobecny duchem, a dziewczyna nie wytrzymuje presji i coraz bardziej oddala się od Adama. Szepty przepełnione współczuciem, spojrzenia znajomych, jak na człowieka z innej planety tylko pogarszają ogólne samopoczucie bohatera. Ten jednak nie jest zupełnie sam – ma przyjaciela, który, choć często dość prostacki i dosadny, jest zawsze przy nim, służy pomocą, dobrą radą, a przede wszystkim – chęcią imprezowania i korzystania z życia. Oprócz niego, Adamem opiekuje się młoda, roztrzepana lekarka, której jest dopiero trzecim pacjentem.
Tak w skrócie rysuje się historia, jaką przedstawia nam „Pół na pół”. Lubię takie filmy – gdzie wątki komediowe przeplatają się z dramatycznymi, gdzie akcja przypomina prawdziwe życie – dodać do tego trzeba fakt, iż scenariusz do filmu powstał na bazie osobistych doświadczeń scenarzysty.
Co więc ma powiedzieć młody, dwudziestokilkuletni człowiek, który dowiaduje się, że choruje na raka? Z jednej strony – młody organizm może lepiej zwalczyć chorobę, niż u osoby starszej, z drugiej strony – całe życie zostaje przewrócone do góry nogami. W takiej sytuacji stawia głównego bohatera filmu „Pół na pół” jego reżyser – Jonathan Levine.
Gdyby nieszczęść było mało, ojciec głównego bohatera jest przewlekle chory i nieobecny duchem, a dziewczyna nie wytrzymuje presji i coraz bardziej oddala się od Adama. Szepty przepełnione współczuciem, spojrzenia znajomych, jak na człowieka z innej planety tylko pogarszają ogólne samopoczucie bohatera. Ten jednak nie jest zupełnie sam – ma przyjaciela, który, choć często dość prostacki i dosadny, jest zawsze przy nim, służy pomocą, dobrą radą, a przede wszystkim – chęcią imprezowania i korzystania z życia. Oprócz niego, Adamem opiekuje się młoda, roztrzepana lekarka, której jest dopiero trzecim pacjentem.
Tak w skrócie rysuje się historia, jaką przedstawia nam „Pół na pół”. Lubię takie filmy – gdzie wątki komediowe przeplatają się z dramatycznymi, gdzie akcja przypomina prawdziwe życie – dodać do tego trzeba fakt, iż scenariusz do filmu powstał na bazie osobistych doświadczeń scenarzysty.
To skromny film z dobrą historią, ale jego główna siła opiera się na kreacjach aktorskich. Główną rolę – zmagającego się z rakiem Adama gra Joseph Gordon-Levitt, którego znamy chociażby z „500 dni miłości”. Te dwie role są do siebie bardzo podobne – w obu Gordon-Levitt gra lekko zagubionego w świecie, normalnego, młodego, trochę melancholijnego mężczyznę. Sprawdza się w tego typu roli, więc i w tym obrazie był bardzo przekonujący. Poza tym – ma pewną charyzmę, która sprawia, że bardzo przyjemnie ogląda się filmy z jego udziałem. (zresztą za tę rolę był nominowany do tegorocznych Złotych Globów) Podobnie, jak i Joseph Gordon-Levitt, tak i Seth Rogen gra rolę, którą można by określić mianem „typowej” dla niego – nierozgarniętego imprezowicza, odrobinę lekkomyślnego i prostackiego, ale o dobrym sercu. Do niego również nietrudno się przekonać – w tego typu rolach sprawdza się znakomicie. Wyróżnić trzeba także trzecią pod względem częstości ukazywania się na ekranie postać – Katherine – lekarki Adama, w którą wciela się Anna Kendrick. („W chmurach”) Młoda aktorka, podobnie, jak jej koledzy bardzo skomplikowanej roli nie miała, ale w swoją postać wcieliła się przekonująco.
Obrazowi towarzyszy przyjemna gitarowa muzyka, Pearl Jam, Roy Orbison oraz spokojny indie rock. Zdjęcia są ładnie nasycone barwami, żywe, „świeże”.
„Pół na pół” nie jest oczywiście filmem bezbłędnym i idealnym – wydaje się, że historia, jaką opowiada jest trochę zbyt bajkowa, choć mając na uwadze fakt, iż film oparty jest na rzeczywistych doświadczeniach scenarzysty trudno dyskutować z prawdziwością i realnością scenariusza. Trochę za dużo również, moim zdaniem, było dowcipów Kyle’a – przyjaciela Adama. Po pewnym czasie zaczynały się nudzić i powtarzać.
„Pół na pół” to bardzo dobry film. Z powodzeniem łączy w sobie wątki komediowe i dramatyczne, potrafi zainteresować widza i nie znudzić go za bardzo w ciągu półtoragodzinnego seansu. To obraz z przekonującymi kreacjami aktorskimi, dobrym scenariuszem i dobrze wykonany technicznie. Jest to jeden z lepszych filmów, jakie powstały w 2011 roku, dlatego, tym bardziej nie mogę uwierzyć, dlaczego nie został przez żadnego dystrybutora wprowadzony do polskich kin. Zaległości polskich dystrybutorów możemy teraz nadrobić oglądając film na DVD – i powinniśmy to zrobić jak najprędzej.
zdjęcia: http://www.filmweb.pl , http://www.aceshowbiz.com , http://www.csmonitor.com
film widziałam jakiś czas temu i odebrałam go dość podobnie. na pewno nie jestem widzem ani tak doświadczonym, ani tak wymagającym jak ty i zapewne mam dużo większą tolerancję na kicz i wszechogarniający bezsens fabularny, ale w tym wypadku faktycznie czegoś takiego zauważyć nie było można. ładnie poprowadzony wątek miłosny, wpleciony jedynie w temat główny - chorobę, dobrze dobrana obsada, pozytywne zakończenie. i tylko zła dziewczyna była troszkę szablonowa, przewidywalna. za to doceniam sceny w szpitalu, ze starszymi panami.
OdpowiedzUsuńw ogóle dość dużo relacji tu przedstawiono - z byłą, przyszłą, z rodzicami, przyjacielem oraz towarzyszami w niedoli - naprawdę imponująco jak na 1,5h