• Kultura, głupcze!

    Archive - Axiom


    Archive - Axiom
    RECENZJA

    Archive od lat spotykało się z opinią, że to zespół, który tworzy filmową muzykę. Mają na swoim koncie soundtrack do „Michel Vaillant”, w polskich sklepach możemy też kupić płytę z kilkoma ich utworami, które stały się ścieżką dźwiękową do filmu „Sęp”. Tym razem przyszła kolej na współpracę z prawdziwego zdarzenia, istny synkretyzm. Film „Axiom” wyreżyserował Jesus Hernandes, muzykę napisał zespół Archive.



    Właściwie sam nie wiem, jak powinienem to oceniać. Niby Archive wydali normalną płytę, na której zawarli około czterdzieści minut muzyki, z drugiej strony film jest jej integralną częścią. Nie powinno się więc pewnie oceniać tego w oderwaniu od siebie. A jednak, film traktuję jako bardzo rozbudowany teledysk do całego muzycznego albumu, a nie tylko jednej piosenki.

    Film opowiada historię antyutopii, o jakich czytaliśmy już wiele historii. Porównania z „Rokiem 1984” Orwella będą stanowczo na wyrost – bliżej tej historii do fabuł, które znamy z gier komputerowych, chociażby z „Bioshock”. To typowa historia o doskonałym społeczeństwie, stworzonym na wyspie „pośrodku niczego” przez charyzmatycznego przywódcę – Johna Preachera. Jak przystało na tego typu opowieści, mamy tu do czynienia z bardzo rozwiniętym systemem policyjnym, tępiącym wyrazy obywatelskiego nieposłuszeństwa (ludzi „likwiduje” się za pomocą wstrzykiwania do ucha czegoś w rodzaju kwasu, przez co wielki dzwon nie będzie już chronił przed niebezpieczeństwami) oraz buntownikami, którzy podejmują walkę z władzą.


    Historia jest więc dość typowa, przedstawiona w czarno-białych barwach. Nie można powiedzieć, że na ekranie oglądamy coś naprawdę wyjątkowego, ale z drugiej strony – jest to zrobione jak najbardziej poprawnie, a kilka pojedynczych ujęć może zapaść w pamięć.

    Jak więc przedstawia się sama muzyka?

    Zaczyna się od przejmującej ballady, śpiewanej przez Pollarda – Distorted Angels. Po niej już wiemy, jaki nastrój będzie dominował na albumie. I znając Archive, w ogóle się temu nastrojowi nie dziwimy. Najlepszym chyba osiągnięciem jest utwór tytułowy, instrumentalny, trwający dziesięć minut, który sprawnie łączy to, z czego Brytyjczycy są znani i lubiani. Jest tylko jedno „ale”. Cały ten album to takie Archive w pigułce, ale niestety w ogóle nie zaskakujące. O ile With us until your dead było pełnoprawną płytą, wnoszącą coś do dyskografii brytyjskiego zespołu, o tyle Axiom jest jakby syntezą tego, z czego są znani. Bez zaskoczenia, bez czegoś, czym będziemy oczarowani – jest to po prostu poprawne przedstawienie swojego stylu.


    Archive na Axiom daleko do ich zdecydowanie najlepszego osiągnięcia – Controlling Crowds, choć dźwięki zawarte na tym albumie są dość podobne do tych, które tak uwielbiam. To doskonała synteza elektroniki i rocka progresywnego, podlane niesamowicie intensywną dawką emocji i często rozpaczliwymi partiami wokalnymi. (choć płyta jest krótka, to mamy tu i Pollarda Berriera i Dave'a Pena i Marię Q i Holly Martin) Mimo tego, że Archive wcale nie wchodzą na jakiś niesłychanie wysoki poziom, to mimo wszystko ich muzyka mi się nadal podoba. Mimo tego, że nie słyszę tu nic odkrywczego i mam wrażenie, że te dźwięki równie dobrze mogłyby być odrzutami z wcześniejszych sesji nagraniowych – nadal robi to wrażenie i porusza pewne struny.

    Najpierw przesłuchałem kilkakrotnie albumu. Potem dopiero obejrzałem film, mając nadzieję, że przeciętna jak na tak genialny zespół muzyka, zyska w zetknięciu z obrazem, do którego została stworzona. W moich oczach wcale nie zyskała, za to po kilku kolejnych odtworzeniach zwróciłem bardziej uwagę na wydobywające się dźwięki i bardziej je doceniłem. Axiom jest przeciętną płytą świetnego zespołu, co oznacza tyle, że i tak jest lepsza, niż większość wydawanej na świecie muzyki. Film zaś traktuję bardziej jak długi teledysk do całego albumu muzycznego, a nie osobne dzieło, do którego tworzona była muzyka. Siła dźwięków Archive jest tak wielka, że wydaje się, jakby to jednak film zrobiony był dla nich, a nie odwrotnie.

    Całość:



    Muzyka:



    zdjęcia: http://www.archiveofficial.com , http://www.sundance.org , http://www.nassoskappa.tumblr.com

    2 komentarze :

    1. Anonimowy29/4/15 10:17

      Ciekawe jak się prezentuje ten film. Fajna recenzja ale muszę go sam zobaczyć. Teraz jestem już posiadaczem nowego kina domowego Samsung HT-H5550 więc warunki na nadrabianie długo hodowanych zalęgłości w nowszych i starszych tytułach już są. Nawet sobie to usprawniłem, mam listę filmów „must see” i ten film też raczej dodam :)

      OdpowiedzUsuń
    2. Jeśli ja dobrze zrozumiałem, to z tym wstrzykiwaniem było tak, że jeśli ktoś chciał być w zgodzie z systemem, to musiał mieć lokum (te podziemne nory), które chroniło przed zabójczą falą echa dzwonu (scena z ojcem, który z powodu narodzin dziecka musiał opuścić norę i zabiło go echo). Natomiast ci, którzy nie chcieli słuchać Preachera, a chcieli być odporni na falę echa dzwonu bez przebywania pod ziemią, wybierali dobrowolną utratę słuchu - stąd te wypalone od kwasu uszy. To dla nich, "głuchych aniołów", odbywał się show na początku filmu. Pozdrawiam

      OdpowiedzUsuń