• Kultura, głupcze!

    1000 lat po Ziemi: 1000 lat za murzynami


    1000 lat po Ziemi
    RECENZJA

    Twórcy w Hollywood lubią przedstawiać Ziemię jako niebezpieczną planetę. Miejsce po ogromnym kataklizmie. A to koniec świata, a to katastrofa, która zmusza ludzi do ucieczki w inne miejsca w kosmosie – ile obrazów science-fiction opiera się na tym właśnie schemacie? Miliony. Co nie znaczy, że nie da się już nakręcić dobrego dzieła, które właśnie w tych ogranych już wzorach osadzone będzie po samą szyję. Czy w przypadku „1000 lat po Ziemi” się to udało?




    Po tysiącu lat od kataklizmu generał Cypher Raige wraz z synem lecą w kierunku Układu Słonecznego. Ich statek zostaje uszkodzony i przymusowo lądują na nieprzyjaznej ludziom Ziemi. Film ma konstrukcję jak gra komputerowa – cała fabuła opiera się na tym, że z jednego końca mapy trzeba przejść na drugi, żeby odzyskać specjalny nadajnik. Mało tego – podobnie, jak w grach wideo – bohater jest sterowany przez kogoś z zewnątrz, kto podpowiada, co w danej chwili trzeba zrobić. Trochę słaby pomysł na historię filmu, nie sądzicie?

    Skrzywdziłbym jednak "1000 lat po Ziemi", gdybym nie wspomniał o najbardziej zawiłym elemencie fabuły. Otóż – bohater grany przez Willa Smitha to typowy przedstawiciel człowieka, który poświęcił się dla wojska. Żyje w wojsku, żyje wojskiem, myśli o wojsku. Dlatego syn, który szkoli się w akademii jest dla niego niemal obcy. Ot, kolejny kadet. A syn? Próbuje zbliżyć się do ojca, widząc w nim wzór. I teraz coś, czego się nie spodziewacie – podczas misji, kiedy młody biega po niebezpiecznej Ziemi, a stary pomaga mu zza pulpitu (ach, te natchnione mowy – „strach nie istnieje. Jest tylko tworem twoich myśli. Zagrożenie jest bardzo realne, ale strach to nasz wybór.)”, który pokazuje zagrożenie, nawiązuje się między nimi więź. Ojciec doceni umiejętności i odwagę syna, a ten wreszcie poczuje wsparcie ze strony ojca. Będą nawet zalążki łez w kącikach oczu! Co za twist fabularny! Kto by się tego spodziewał?! Tak swoją drogą - ten sentymentalizm między ojcem i synem jest nie do zniesienia!


    A teraz kilka problemów – skoro ludzi na Ziemi nie ma od tysiąca lat, a proces ewolucji nadal postępuje, to jak te ogromne zwierzęta nauczyły się zabijać ludzi? Wiem – to drapieżniki, więc nie robi im różnicy, w jakim mięsie zatopią kły. Ale po co w takim razie słowa „wszystko tu ewoluowało, by zabijać ludzi”? Nachalny element dramatyzmu?  Inna sprawa, to wspomniana już ewolucja – w ciągu tysiąca lat gatunki tak bardzo się pozmieniały, powiększyły? I jeszcze coś – Ziemię nawiedził kataklizm, ludzie odlecieli. Ok, ale dlaczego nie mogą wrócić, skoro są wielkie rośliny, piękna fotosynteza, wygląda na to, że da się tam żyć. A przypakowane, groźniejsze niż zwykle zwierzęta? Każdy wie, że to człowiek jest największym drapieżnikiem na świecie i najbardziej śmiercionośnym zwierzęciem, więc z pewnością by sobie poradził.

    Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że Will Smith, który wcale nie jest znakomitym aktorem (a jest lubiany z powodu swoich „kozackich” ról – „Jestem legendą”, czy „Ja, robot”) za wszelką cenę próbuje ułatwić jak najlepszy start w karierę aktora swojemu synowi – Jadenowi. Niby nie ma w tym nic złego, ale jak na razie czternastolatek żadnych fajerwerków nie pokazuje. Trudno się go ogląda w głównej roli. Właściwie to nie wiem, czy filmowi nie wyszłoby na plus całkowite wycięcie głównego, młodego bohatera. Ale przecież to nie o grę aktorską i psychologię postaci chodzi w tym filmie. Chodzi o efekty specjalne (całkiem niezłe, choć zdarzają się też pomyłki). Pochwalić można też zdjęcia, pokazujące Ziemię jako dziewiczą, dziką planetę, nieskażoną ludzką ręką.

    Jednak nawet na kino rozrywkowe nie potrafię patrzeć tylko jak na pokaz efektów specjalnych. Oczekuję tego, że jeśli ktoś tworzy film, to zadba o coś więcej niż „pełne niebezpieczeństw przejście z punktu A do punktu B”, tanią ckliwość i niemal brak psychologii postaci. Mam nadzieję, że aktorzy pokażą więcej niż dwie miny, a widz będzie chciał razem z bohaterami filmu uczestniczyć w podróży, zainteresowany tym, co zdarzy się później. Niestety, tego, czego oczekuję po filmach, w „1000 lat po Ziemi” zabrakło. I ten brak jest bardzo odczuwalny.




    zdjęcia: http://www.filmweb.pl , http://www.tgdaily.com

    7 komentarze :

    1. no ej, a pursuit of happyness?

      OdpowiedzUsuń
    2. Ja tam lubię Willa za "Fresh Prince of Bel-Air" aka "Bajer w Bel-air", "Bad Boysów" - obydwie części, "Dzień niepodległości" i "Facetów w czerni":) A ten nowy film jakoś mnie tak nie kusi.

      Widziałem trailer i nic nie zadrżało w mym serduszku, a Twój wpis dodatkowo mnie w tym utwierdził. Może kiedyś na kaca.

      OdpowiedzUsuń
    3. Mam podobne odczucia. Pomyślałem "może będzie dobre, lekkie kino z ciekawą fabułą (choć bez przesady, w końcu to "dobre, lekkie kino"). Obejrzałem zwiastun i... nic, nie zachęciło mnie to do pójścia do kina, a wręcz przeciwnie. Jakoś tak zbyt sztucznie.. Widzę, ze nie jestem w tym przekonaniu osamotniony.

      OdpowiedzUsuń
    4. Anonimowy19/6/13 13:36

      niezla recka, fajnie ze zwrociles uwage na bledy merytoryczne, tj. 'wszystko ewoluowalo by zabijac ludzi' nie mozliwe jest zarowo taki kierunekmi szybkosci ewolucji jak i o ogole istnieie takiego swiata. pawiany w polnocnych lasach ameryki ? do tego codziennie w nocy temperatura znaczaco spada i pada snieg,i co wtedy robia cieplolubne zwierzeta? tez chowaja sie przy wezlach geotermalnych? co do samej recki- nie mozna napisac "przedstawiciel czlowieka"

      OdpowiedzUsuń
    5. Anonimowy20/6/13 15:24

      co do tej planety to nie byłbym taki pewny...
      skoro Kitai musiał co dobę wdychać 'inhalator' by mógł przyswajać powietrze (w przypadku jego braku się dusił) to w jakiś sposób Ziemia stała się nieprzyjazna ludziom... my jakoś takich praktyk nie stosujemy.

      inna sprawa, tutaj jest przedstawiony pewien (jak na Ziemię) bardzo mały fragment - losowy... może nie trafił się taki przerażający jakby mógł się wydawać ale w Nova Prime pewnie było powszechne myślenie, że Ziemia jest niebezpieczna... w trakcie awarii komputer pokładowy mówił, że 'Ziemia' ma najwyższy stopień zagrożenia... chyba nie dlatego, że jest życie, a człowiek jest panem świata i żaden stwór mu nie obcy ;]

      OdpowiedzUsuń
    6. Świetny film Will dalej taki jak kiedyś ;)

      OdpowiedzUsuń
    7. Bardzo fajnie napisane. Pozdrawiam serdecznie.

      OdpowiedzUsuń