• Kultura, głupcze!

    Głos zza grobu


    Czy śmierć artysty może być motorem napędowym rynku muzycznego? Brzmi brutalnie, ale to jedno z praw rządzących show biznesem. Nekrolog często stanowi dopiero początek, po którym następuje nawrót zainteresowania mediów, fanów, wytwórnie płytowe często osiągają niesamowite przychody z tytułu reedycji kultowych płyt, przeróżnych składanek i kompilacji – wydaje się wszystko, do czego ręce przyłożył zmarły artysta. Im wcześniej, tym lepiej.

    Jakkolwiek brutalnie to zabrzmi – śmierć napędza koniunkturę. Wystarczy spojrzeć na Michaela Jacksona, który nowej płyty nie nagrał od 2001 roku – liczba fanów, jaka wzrosła po pamiętnej dla jego fanów dacie dwudziestego piątego czerwca 2009 roku, czy reedycje jego albumów, nawrót zainteresowania kultowym Thriller, cztery miliony płyt sprzedanych po śmierci – nie da się ukryć, że śmierć jest jednym z najbardziej wywracających rynek muzyczny zdarzeń.



    Mądrzejsi i mniej mądrzy, dziennikarze, muzycy, psychiatrzy, psychologowie, socjologowie – każdy na temat Amy Winehouse i jej śmierci miał do powiedzenia dużo. Dużo celnych obserwacji, jak i sporo oczywistych głupot. Jej śmierć była wydarzeniem medialnym komentowanym na całym świecie, więc i przeróżni ludzie próbowali na niej zbić swój medialny kapitał w górnolotnych słowach wypowiadając przedziwne zdania na jej temat. Co i rusz wspominano o mitycznych klubie 27 – artystów, którzy zmarli przed osiągnięciem dwudziestego ósmego roku życia.

    Śmierć Amy Winehouse była bardzo tym dotkliwszą wiadomością dla fanów, że Brytyjka zmarła w momencie nagrywania swojej trzeciej płyty, którą miała powrócić na należną jej pozycję królowej współczesnej muzyki. Amy była na odwyku, wszystko układało się coraz lepiej, nagrywane były poszczególne dźwięki i wokale aż do feralnego koncertu w Belgradzie, gdzie piosenkarka była zbyt pijana, by śpiewać i brutalnie kaleczyła najpiękniejsze ze swoich utworów. Jedni oglądając tę krótką kronikę upadku śmiali się, inni powtarzali „a nie mówiłem?”, Serbowie obecni na koncercie żądali zwrotu pieniędzy, a Polacy byli zawiedzeni odwołaniem dalszej trasy koncertowej Brytyjki, która miała pojawić się na festiwalu artPOP w Bydgoszczy trzydziestego lipca.

    Zaraz po śmierci ujawniono fakt, iż Winehouse pracowała nad nowym materiałem, ponadto odkryto wcześniej nagrane wersje demo. To wszystko zostanie piątego grudnia wydane, jako trzecia, pośmiertna płyta. Ile w tym chłodnej kalkulacji i chęci zbicia ogromnych pieniędzy, a ile prawdziwej Amy Winehouse? Obok optymizmu fanów, którzy chcą usłyszeć choćby demo jakiegokolwiek wcześniej niepublikowanego utworu powstaje obawa o to, jaki to będzie materiał – na pewno nieuporządkowany, a co za tym idzie może być bardzo nierówny. Ile będzie tam dźwięków, które były pomysłem samej Brytyjki, a ile od siebie dołożą Mark Ronson i Salaam Remi - producenci, którzy ściśle współpracowali z tragicznie zmarłą piosenkarką, a z których inicjatywy pośmiertny album powstanie?

    Na płycie znajdzie się jedenaście utworów nagrywanych od początków kariery Amy aż po jej śmierć. Będą więc i piosenki, które powstały podczas sesji do pierwszego albumu – Frank, czyli z roku 2002, jak wersja reggae utworu z lat 60. Our Day Will Come, The Girl from Ipanema, Halftime oraz Best Friends, nagrana w 2003 roku, śpiewana przez Amy na koncertach promujących jej pierwszy album.

    Na Lioness znaleźć ma się również, rzecz jasna, wiele odrzutów z sesji nagraniowej do Back to Black. Przyznać trzeba, że druga płyta Winehouse była ogromnym wydarzeniem (najlepiej sprzedająca się płyta w XXI wieku), nagrodzonym aż pięcioma statuetkami Grammy, więc piosenki, które z powodu ogromnej konkurencji na albumie ostatecznie się nie znalazły mogą okazać się najlepszymi na albumie pośmiertnym. Tears Dry, które znamy z Back to Black otrzymamy, jako oryginalną wersję, nagraną przez Amy, jako ballada. Pojawi się pierwszy utwór nagrany podczas sesji do drugiego albumu, a więc Wake Up Alone, a także Will You Still Love Me Tomorrow ze smyczkową aranżacją wykonaną przez Chrisa Elliota, który był za to odpowiedzialny także podczas nagrania Back to Black. Obecna będzie również wolniejsza, niż na singlu wersja piosenki Valerie.

    Album uzupełnią pojedyncze nagrania, jak Like Smoke nagrane wraz z raperem NAS, całkiem nowa kompozycja, nagraną w 2008 roku – Between the Cheats oraz A Song For You, które powstało w 2009 roku w domu Winehouse, a jest interpretacją klasyki jednej z ulubionych artystek Amy - Donny Hathaway. Na płycie pojawi się również znany już wszystkim fanom utwór Body & Soul nagrany w 2011 roku w duecie z weteranem amerykańskiej sceny jazzowej – Tonym Bennettem.

    Im więcej tajemnic przy śmierci artysty, tym większe zainteresowanie. Przez trzy miesiące nie było wiadomo, co spowodowało śmierć Brytyjki – w październiku dowiedzieliśmy się, że powodem było przyjęcie zbyt dużej ilości alkoholu, a nie narkotyki, jak wcześniej podejrzewano. Od tej wiadomości mijają kolejne dwa miesiące, a zainteresowanie zmarłą w lipcu Amy Winehouse znów narasta na wieść o pośmiertnym albumie. Piątego grudnia będziemy już wiedzieli, ile wart jest ten materiał, ale do tego czasu możemy tylko czekać, zastanawiać się i trzymać kciuki, by Lioness było godnym ukoronowaniem zbyt krótkiej kariery jednej z najlepszych współczesnych piosenkarek.


    zdjęcia: http://www.amywinehouse.com

    4 komentarze :

    1. Masz rację, oceny będziemy mogli dokonać dopiero 5 grudnia, jednak obecnie ja obstaję za tym, że to chęć zbicia pieniędzy. Minęło naprawdę mało czasu, a już pojawił się pomysł z tego typu płytą. Wydaje mi się wręcz oczywiste, że nie będzie to ostatnia jej poświęcona płyta.
      Swoją drogą ciekawy jest wzrost liczby fanów Amy na facebooku zaraz po jej śmierci.

      OdpowiedzUsuń
    2. Anonimowy1/12/11 22:03

      A to nie jest trochę tak, ze wystarczy umrzeć, a większość stwierdzi, że jednak byłeś dobrym człowiekiem, dobrym prezydentem, dobrym muzykiem (czego oczywiście jej nie można odmówić). Pół świata nagle Cię pokocha, popłacze chwilę nad trumną, stwierdzi, że zawsze byliście przyjaciółmi bo już nie żyjesz i niczego nie możesz wymagać. A co do samej Amy, to jej już wszystko jedno czy producenci zarobią miliony czy nie, myślę, że skoro była w trakcie nagrywania płyty, to chciała po raz kolejny podzielić się swoją muzyką i chyba to jest najważniejsze.

      OdpowiedzUsuń
    3. No tak, co poradzisz. Po śmierci nagle dużo więcej mówiło "o, jak ja lubiłem jej kawałki", a jak się człowiek dopytał, to słyszało się, że zna tylko utwór "Back to Black".

      Amy wszystko jedno, ale żeby te przeróżne kompilacje nie były takim "niszczeniem" jej dorobku. Nie wiadomo, ile tak naprawdę utworów nagrała, w jakim stopniu zaawansowania one były, więc boję się, że mogą wydawać przeróżne śmieci, żeby tylko zarobić.

      Cóż - zobaczymy :)

      OdpowiedzUsuń
    4. Szczerze mówiąć ja po śmierci Amy nie zaczęłam nagle jej słuchać i dołączać do jej fanpage'u na fcb. ALe oczywiscie powiedziałam, że "mi szkoda". Bo szkoda jakiejś części historii muzyki, której mogła być częścią. A co do zainteresowania jej płytą... fanką nie jestem, a czekam. Chociażby dlatego, że zastanawiają mnie podobne rzeczy jak Ciebie. Ile będzie Amy w Amy?

      PS: Gratuluję (The Machine)

      OdpowiedzUsuń