RECENZJA
Poły płaszcza były szarpane przez wiatr. Zapiąłem jeden guzik więcej, chroniąc się od zimna, osłaniając się od deszczu. Przekroczyłem próg podrzędnego kina, myśląc o rankingach miast najgorszych do życia. Teheran. Damaszek. Miasta Bangladeszu, Afryki, Bliskiego Wschodu. Wszystkie biedne, szargane wojnami, bandytyzmem, ponure, bez perspektyw do życia. A jednak jednego brakowało. Wcale nie biednego, ale przesiąkniętego korupcją, bandytyzmem, niegodziwościami o seksem. Basin City.
Zagłębiłem się w fotelu w oczekiwaniu. Bałem się. Dawno mnie tam nie było, a słyszałem, że w mieście wiele się zmieniło i to wcale nie na lepsze.
Johnny – cwaniak z ekranu myślał, że tak jak wygrywa w pokera z frajerami, tak samo będzie mógł postąpić z senatorem Roarkiem. Dziwne to zachowanie, tym bardziej, że młokos mówił, że mieszka w Basin City od urodzenia. Do władzy się tutaj nie startuje i wie to każdy, dlatego trudno zachwycić się tą historią.
Co innego Dwight. Ten dobrze wie, z czym je się Basin City i choć wygląda inaczej, niż przed dziewięcioma laty (Clive Owen został zastąpiony przez Josha Brolina), to do klimatu miasta pasuje dużo bardziej. I choć jest skończonym idiotą, dającym opętać się wcale nie tak atrakcyjnej i nie tak przekonującej Avie Lord (Eva Green jednak przeciętnie), to patrzy się na to przyjemnie. No i stary druh Marv. Ten jest wręcz urodzony do mieszkania i funkcjonowania w tym mieście. A ta rola chyba idealnie pasuje Mickey Rourke, bo widać, jak dobrze czuje się w płaszczu Marva.
Całkiem dobrze spisuje się inna bywalczyni miasta – Nancy Callahan, próbująca na własną rękę wymierzyć sprawiedliwość. Dzięki temu, że musi posuwać się do coraz bardziej desperackich czynów, ogląda się to dobrze. Ale najważniejsze, że Nancy nadal tańczy. I nadal jest w formie.
Szybko przebiegając oczami po ekranie, widziałem to, co kiedyś – niemal nieruchomą kamerę, stanowiącą jakby komiksowy rysunek, mnóstwo deszczu i wszechobecną noc. Marv nadal może zrobić wszystko i jest niezniszczalny, Dwight nadal skacze z wielkich wysokości bez obrażeń, a pościgi, seks, czy bójki wciąż są podniesione do sześcianu przesady.
I wciąż jest dobrze. Bałem się po zwiastunie, ale niepotrzebnie. Siłą rzeczy druga część nie może być tak nowatorska, jak ta pierwsza. Nie jest tak rewolucyjna i tak atrakcyjna. „Damulka warta grzechu” to powielenie pomysłów, ale przecież miło znów odwiedzić najgorsze miasto na świecie, prawda? Projektor przestał terkotać.
zdjęcia: http://www.filmweb.pl , http://www.digitalspy.com , http://www.hitfix.com
"Co innego Dwight. Ten dobrze wie, z czym je się Basin City i choć wygląda inaczej, niż przed dziewięcioma laty" - skąd to wymyśliles? Poczytaj sobie o chronologii filmu zanim bierzesz się za pisanie recenzji.
OdpowiedzUsuńEva Green przeciętnie? No dobra - każdy może mieć swoje zdanie....
Minimum dobrej woli i nagle nie musisz mieć IQ na poziomie 160, żeby zauważyć, że mówię o pierwszym filmie, który był 9 lat temu.
Usuń