Kongos - Lunatic
RECENZJA
Bardzo cenię Radiohead. Gdyby nie ten zespół, prawdopodobnie alternatywny rock, czy indie rock wyglądałyby teraz zupełnie inaczej. W ostatnich latach, po wydaniu The Kings of Limbs Anglicy zamilkli, a Tom Yorke zajmuje się przede wszystkim karierą solową i pobocznymi projektami. Zespół, który wywarł tak duży wpływ na muzykę musiał doczekać się wielu naśladowców. Początkowo mogłoby się wydawać, że Kongos to właśnie jeden z zespołów, służących jako zastępnik za nieobecne Radiohead.
Nic bardziej mylnego! Owszem, skojarzenia z muzyką Radiohead są, ale niemal tak samo słyszalne, jak skojarzenia z inną popularną indie rockową grupą – Phoenix. A mnie momentami kojarzą się nawet z Mumford and Sons, być może przez bardzo obecny i wyraźnie zaznaczany dźwięk akordeonu.
Album Lunatic to jedno z największych odkryć indie rockowej sceny w ostatnich latach. Czterej bracia nagrali płytę dojrzałą, z dwunastoma zróżnicowanymi, ale jednocześnie spójnymi ze sobą kompozycjami. Owszem – słychać wyraźnie inspiracje Phoenix, szczególnie w warstwie wokalnej (I Want To Know), czy balladowy, melancholijny styl Radiohead (Traveling On). Poza tym są tu też iście przebojowe utwory, jak chociażby dobrze znany z singla, chwytliwy Come With Me Now, czy Sex On The Radio, który moim zdaniem doskonale nadawałby się na singla numer dwa.
Jednak to, co najbardziej w Kongos mi się podoba, to uczynienie z akordeonu pełnoprawnego partnera dla gitar. Jest obecny chyba w każdym utworze, a jego dźwięk wprowadza świeżość do tej muzyki – gdyby nie ten instrument, album pewnie nie byłby tak dobry jak jest. W wielu momentach wydaje się, że cały utwór rozkręca się tylko po to, żeby w momencie kulminacyjnym mógł w chwale i glorii wejść dźwięk akordeonu.
Doceniam zmienność tempa i perkusję w I’m Only Joking, czy krótką gitarową solówkę w This Time I Won’t Forget, która niskim, głębokim dźwiękiem przypomina mi grę Marka Knopflera. Są tu utwory przebojowe, które wyrywają słuchacza do śpiewania razem z braćmi, są melancholijne, są odpowiednie przestrzenie, a momentami odpowiednio zagęszczony rytm.
Lunatic to jedna z najciekawszych niespodzianek na scenie muzycznej nie tylko w tym roku, ale i w ciągu ostatnich kilku lat. Dawno nie mieliśmy albumu tak kompletnego, tak interesującego i świetnie nagranego, z którego niemal każda kompozycja zasługuje na wyróżnienie.
zdjęcia: http://www.youtube.com , http://www.statepress.com
Masz rację - Bracia Kongos to muzyczne odkrycie roku. Dla mnie i zapewne dla wielu, którzy o afrykańskim rock'n'rollu mieli dotychczas blade pojęcie (osobiście nie mam głowy do tych nowomodnych szufladek i po staremu muzykę rozrywkową dzielę na r'n'r i bluesa - bardziej szczegółowy podział jest potrzebny chyba jedynie żyjącym z pisania o muzyce). W "Come With Me Now" zakochałem się od pierwszego wejrzenia, przesłuchałem tak ze sto razy (ostatni raz taka częstotliwość zdarzyła mi się przy "The Model" mojego ukochanego Kraftwerku), a po kilkukrotnym przesłuchaniu całej płyty wiem, że będzie jedną z perełek w moim zbiorze. Szlag mnie jedynie trafia, że na liście trójki radzie sobie tak słabo. Cieszę się, że podobnie jak jak, dobrzy myślisz o tej płycie. Korzystając z okazji chciałbym podpowiedzieć Ci jeszcze jedną tegoroczną płytę. Mike Oldfield, który jak dla mnie milczał zbyt długo wydał "Man On The Rocks", który już dumnie zdobi moją półkę i nie ma dnia, bym kilkukrotnie nie umierał przy "Nuclear".
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
pwidz