Kiedyś bardzo namiętnie oglądałem pewien serial, który dość mocno namieszał mi w głowie. Jeden odcinek potrafiłem oglądać kilka razy, patrzeć w miejsca ekranu, w które się nie patrzy po to, żeby znaleźć jakąś wskazówkę, prowadzącą do rozwiązania zagadki. Zżyłem się z bohaterami i byłem zły na dziwne zakończenie. Serial ten nazywał się „LOST”. Od czasu jego zakończenia czekałem na coś podobnego, co równie mocno mnie wciągnie. Później odkryłem, że „The Walking Dead” opiera się na tych samych mechanizmach, a przy tym zrobiony jest rewelacyjnie.
Poniżej przedstawiam kilka punktów na poparcie teorii, że „LOST” i „The Walking Dead” mają ze sobą mnóstwo wspólnego. Z „LOST” najbardziej podobał mi się pierwszy sezon, więc to do niego w dużej mierze się odwołuję. Uwaga – spojlery!
1. Ludzie postawieni w sytuacji, która ich przerasta
Bohaterowie obu seriali szczęścia nie mają. Jedni lecą sobie z Sydney do Los Angeles, a ich samolot rozbija się na tropikalnej, bezludnej wyspie. Drudzy żyją spokojnie, aż tu nagle ich sąsiad/lekarz/mąż/kochanka/sprzedawca skarpetek przemieniają się w zombie. Okazuje się, że wyspa wcale nie jest bezludna, pojawia się coś, co niszczy spore fragmenty dżungli i wydaje groźne odgłosy, na dodatek nie da się połączyć z ratownikami i początkowe myślenie „posiedzimy tu góra dwa dni i nas uratują” zmienia się w „jak, do cholery, mamy tu przeżyć?!”. Drudzy z kolei muszą uważać, gdzie chodzą, bo wszędzie mogą natknąć się na hordy zombie, które są żądne zatapiania swych brudnych, przygniłych zębów w ciałach żyjących jeszcze ludzi. Na dodatek, żeby ich unicestwić trzeba zniszczyć im mózg. I w „LOST” i w „The Walking Dead” prawdziwym wyzwaniem jest zdobycie pożywienia, czy broni. Jedni poruszają się po wyspie, która zdaje się żyć własnym życiem, drudzy muszą przemykać między bandami nieumarłych.
2. Mała grupa bohaterów
W obu serialach łatwo było znacząco ograniczyć liczbę bohaterów i wybrać sobie takich, którzy stanowić będą przekrój społeczny, albo będą po prostu interesujący. W „LOST” część pasażerów lotu Oceanic 815 po prostu nie przeżyła. W „The Walking Dead” całe miasta są wymarłe. Gdy chce się serial urozmaicić wprowadza się kolejnych bohaterów - a to grupę ludzi, którzy siedzieli w tylnej części samolotu i jednak przeżyli, a to ludzi z innego stanu, którzy podobnie, jak czołowe postacie, ukrywają się przed zombie. Ludzie funkcjonujący w tych grupach są skazani na siebie, co prowadzi do trzeciego wniosku...
3. Konflikty charakterów
Gdy ludzie są skazani na siebie i żyją w ogromnym stresie, muszą ujawnić się różnice charakterów, które okazują się nie do przeskoczenia. Zawsze znajdzie się przecież naturalny przywódca (Jack, Rick), jakiś czarny charakter (Shane, Sawyer), ktoś zabawny (Hurley, częściowo Dale). Pojawią się konflikty – co robić, żeby przeżyć – zostać na wyspie i jej „zaufać” jak proponuje John Locke, czy dążyć do jak najszybszego jej opuszczenia, jak przekonuje Jack? Zabijać ludzi, którzy mogą stanowić potencjalne zagrożenie, czego chce Shane, czy być humanitarnym i ratować ich z opresji jak Rick? Ścierają się różne poglądy. Każdy twierdzi, że to jego osąd sytuacji jest najważniejszy i najlepszy. A dodając do tego niebezpieczne otoczenie, konflikty, które można by załagodzić, stają się przeszkodą nie do przejścia.
4. Mimo niebezpieczeństw prawdziwe zagrożenie stanowią inni ludzie
Zauważyliśmy już, że bohaterowie są małą grupą, bezustannie narażoną na niebezpieczeństwa pochodzące z zewnątrz. Co jednak z zagrożeniami wewnętrznymi? Rzecz jasna i takie się pojawiają – Shane mierzył z broni do Ricka, wreszcie zwabił go na polanę, na której chciał go zabić. Jack pociągnął za spust pistoletu przystawionego do głowy Johna Locke’a. Shane kwestionował decyzje Ricka i próbował innych członków grupy nastawiać przeciwko przywódcy, a w „LOST” mieliśmy dwa wzajemnie nie rozumiejące się zespoły pod przywództwem Jacka i Locke’a.
Mimo tego, że w obu serialach grupom grozi niebezpieczeństwo z zewnątrz (dżungla, zombie), to jeszcze większe zagrożenie nadchodzi ze strony innych ludzi. Czy to z pasażerów lotu 815 z tylnej części samolotu, czy wreszcie ze strony Innych, którzy zamieszkują wyspę, porywają ciężarną Claire i przeprowadzają na niej eksperymenty. W „The Walking Dead” natomiast wydaje się, że momentami dla żyjących największym zagrożeniem są… inni żyjący. Inne grupy, starające się przetrwać, czy uciec od hord szarżujących zombie. Hershel traktuje ich z dystansem na swojej farmie, a strzelanina w barze czy wzajemna wrogość społeczeństwa Woodbury i grupy Ricka pokazują prawdziwą naturę człowieka i jego zamknięcie na innych.
5. Konflikt o kobietę.
Źródłem konfliktu często bywa kobieta. W „LOST” mieliśmy trójkąt Jack-Kate-Sawyer, a ludzie zaskakująco często dyskutowali o tym, do którego z nich nasza piegowata Kate pasowałaby bardziej. Na początku zszywała rannego Jacka i to stworzyło między nimi nić porozumienia, innym razem zamknięta była w klatkach z Sawyerem i przez całe siedem sezonów nie mogła się zdecydować, którego z nich wybrać. W „The Walking Dead” mamy Lori – żonę Ricka. Między małżonkami bywało różnie – głównie źle albo gorzej, a gdy wszyscy myśleli, że Rick już nie żyje, jego żoną zaczął bardzo starannie „opiekować się” Shane. Właściwie przez cały drugi sezon dało się wyczuć niesłabnące napięcie między dwoma mężczyznami, którzy zabiegali o względy tej samej kobiety.
6. Czarne charaktery i przywódcy
W pierwszym sezonie „LOST” Sawyer był tym człowiekiem, któremu w ogóle nie zależało na sympatii innych. Mało tego – skłonny był robić rzeczy, które sprawiały, że zdecydowana większość go nienawidziła. Najjaskrawszym przykładem była chyba sytuacja z inhalatorami Shannon, gdy wszyscy podejrzewali go o to, że je ukradł, on nie zaprzeczył, a sytuacja rozwinęła się tak, że biednego Sawyera torturował Jack i Sayid. James stwierdził, że o inhalatorach powie tylko Kate i dopiero po pocałunku. Gdy było już po wszystkim stwierdził „nie mam ich i nigdy nie miałem”. W „The Walking Dead” czarnym charakterem grupy zdecydowanie był Shane, który nie dość, że podważał decyzje Ricka, nastawiał innych przeciwko niemu i próbował odebrać mu żonę, to jeszcze miał bardzo czarno-białe widzenie świata. To on chciał zastrzelić praktycznie każdego obcego człowieka, bo twierdził, że zagraża całej grupie. To on wreszcie chciał zabić Ricka, a w końcu przeistoczył się w zombie.
Duże podobieństwo zauważyć można także w postaciach Jacka i Ricka. Obaj początkowo wydają się naturalnymi przywódcami, gotowymi zagwarantować bezpieczeństwo całej grupie ocalałych. Wydają się być krystalicznie czyści i prawi. Kierują się moralnością i dobrem grupy, za którą odpowiadają. (głównie sami przed sobą) Przemowy Jacka o tym, że jeśli „nie będziemy żyć razem, umrzemy w samotności” spokojnie można by włożyć w usta Ricka.
7. Przemiana lidera
Nawiązując do wcześniejszego punktu – liderzy swoich grup tylko do czasu są tak krystaliczni i czyści. Okazuje się, że i ci idealni ludzie mają swoje słabości i nie zawsze podejmują dobre decyzje, co nie powinno dziwić, biorąc pod uwagę fakt, że żyją w ciągłym stresie. Jack był tak ogarnięty myślą o wydostaniu się z wyspy i zagwarantowaniu innym bezpieczeństwa, że skłonny był bić się z Lockiem, mającym inną wizję, próbować do niego strzelać, czy niemal siłą narzucać swoje decyzje innym. Prawdziwa walka na śmierć i życie dwóch samców alfa. To samo widzimy w „The Walking Dead” – Rick początkowo dbający tylko i wyłącznie o grupę, zaczyna przechodzić przemianę, której kulminacyjnym punktem jest zabicie Shane’a. Od tego czasu jasno mówi, że w małej społeczności, którą kontroluje, nie ma miejsca na demokrację i wszyscy mają podporządkować się jego decyzjom, albo opuścić grupę i radzić sobie samemu. Niemal terroryzuje i szantażuje współdzielących jego los i pod koniec drugiego sezonu patrzymy na niego już inaczej, niż na początku – jako na nieobliczalnego, groźnego człowieka, który byłby skłonny do wszystkiego.
8. Niewyjaśnione zdarzenia
O ile „LOST” od samego początku oparty był na tajemnicach i niewyjaśnionych zdarzeniach (nagłe pojawienie się postaci Christiana – ojca Jacka, dziwne odgłosy z dżungli i jakaś niewyobrażalna siła niszcząca całe jej połacie, czy wreszcie czarny dym), o tyle „The Walking Dead” stawia bardziej na realizm. (mimo tego, że akcja dzieje się w świecie opanowanym przez zombie) Ale i tutaj po jakimś czasie zaczynają dziać się niewyjaśnione rzeczy – Rick, nie mogąc wyzwolić się spod ogromnego stresu, nie wytrzymuje psychicznie, a w konsekwencji widzi i rozmawia ze swoją zmarłą żoną. Można to wytłumaczyć po prostu psychicznym wyczerpaniem, ale zarówno w jednym, jak i drugim serialu widzimy „żyjące” osoby, które nie żyją już od jakiegoś czasu.
9. Śmierć ważnych postaci
Scenarzyści jednej i drugiej produkcji nie oszczędzają swoich bohaterów. Swego czasu, gdy to właśnie „LOST” rozpoczął modę na rozbudowane, skomplikowane, nowoczesne seriale, szokiem dla widzów było to, że scenarzyści gotowi są zabić niemal każdego – niezależnie od tego, jak dużą rolę w programie pełnił. Zginął Boone, zginęła Shannon, zginął Michael, zginął Dr. Eko, czy wreszcie jeden z najważniejszych i najbardziej lubianych bohaterów – Charlie. Gdy twórcy sprawnie przemycali szczątkowe informacje na temat przyszłych odcinków i mówili, że zginie jedna z istotnych postaci, wszyscy fani drżeli o swoich ulubieńców, bo nie było wiadomo, na kim postawiony zostanie krzyżyk. To samo dzieje się w „The Walking Dead” – tutaj bohaterowie również zabijani są przez scenarzystów bez litości. Zginęła Amy, T-Dog, czy wreszcie Lori, która była przecież jedną z najważniejszych postaci. Mam wrażenie, że w innych serialach scenarzystom trudno byłoby zdecydować się na tak ważny krok, a nawet gdyby próbowali to zrobić, to okazałoby się, że jednak jakoś udało się przeżyć. A tu? Trup na amen. I to nieżywy.
Między „LOST”, a „The Walking Dead” z pewnością da się zauważyć jeszcze wiele innych podobieństw. Nie chcę jednak, żeby ktoś odebrał ten tekst, jako sugestię, że „The Walking Dead” odniósł sukces tylko dlatego, że wykorzystuje rozwiązania, które pojawiły się wcześniej w „LOST”. Chcę tylko zauważyć kilka popularnych motywów, które wykorzystane zostały w obu serialach i które – jak widać – doskonałe się sprawdzają zarówno w historii o rozbitkach na wyspie, jak i o ocalałych z zombieapokalipsy.
zdjęcia: http://www.weedist.com , http://www.lost.wikia.com , http://www.fanpop.com , http://www.good-wallpaper.com , http://www.juanosborne.com , http://www.mrkiii.com , http://www.title-card.blogspot.com , http://www.seriable.com , http://www.lostpedia.wikia.com , http://www.frankiewrites.co.uk , http://www.moviepilot.com , http://www.watching-tv.ew.com , http://www.miamiherald.typepad.com
Tylko w LOST nie było tylu idiotyzmów i bohaterowie nie byli tacy głupi. TWD z każdym sezonem obfituje w coraz bardziej kretyńskie sceny. Przykładem może być ta z 1 odcinka nowego sezonu, gdzie dach zapada się pod ciężarem zombie a nie zapada kiedy spada na niego śmigłowiec. No i oczywiście dach nie wytrzymuje akurat wtedy kiedy nasi bohaterowie są w środku.
OdpowiedzUsuńW dodatku pierwszy sezon: piknik pod otwartym niebem kiedy w mieście niedaleko są hordy zombie. Geniusz w czystej postaci. Bohaterowie dopiero po tak długim czasie zaczęli sobie jako tako radzić, co moim zdaniem jest trochę naciągane.
ja bym rozpoczęła od punktu Nowy kodeks moralny :) no i muszę nadrobić w końcu 4x01!
OdpowiedzUsuńTakiego porównania sobie nie wyobrażałem :) odnośnie porównań seriali ostatnio mocno The Killing przypomina mi,że kiedyś było coś takiego jak Miasteczko Twin Peaks.
OdpowiedzUsuńLost był przełomowy. Pamiętam jak z wypiekami na twarzy oglądaliśmy z żoną każdy odcinek. Była wielka tajemnica, była cała historia wyspy. Później. w okolicach 70 odcinka, scenarzyści już trochę popłynęli. Za to ostatni odcinek serialu ... Genialny. Wg. mnie The Walking Dead ma kiepsko przeprowadzony casting. Wytrzymałem do drugiego sezonu do połowy. Aktorzy są nijacy, bez ikry. Zombie wykonane super, opuszczone miasta super. Mi to jednak nie wystarczyło. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńZ seriali, które naprawdę wpadają w pamięć (fabularnie oraz poprzez bohaterów) polecam:
OdpowiedzUsuń- Sopranos
- 6 Feet Under
- The Wire
- Oz
- Deadwood
Tak, to wszystko jest z jednej "stajni" - HBO. I nie mogę nie przyznać, że mają tam rasowe rzeczy, dzieła w zasadzie wybitne.
pozdrawiam :)
Odpowiednikiem Sawyer nie jest Shane już raczej Daryl. Shane to postać typowo negatywna, zła i nie lubiana natomiast Sawyer i Daryl na początku budzą pewne "wątpliwości" wzbudzają raczej negatywne emocje ale wraz z rozwoje serialu są coraz bardziej lubiani, mają to coś w sobie co przyciąga.
OdpowiedzUsuńA.
tak, to chyba bardziej celne porównanie - zastanawiałem się nad Shanem i Darylem, ostatecznie padło (chyba rzeczywiście niesłusznie) na Shane'a. ale jeśli brać pod uwagę pierwszy sezon LOST - tam też Sawyer jawił się jako postać negatywna, pod koniec dopiero zaczynał się układać z innymi
UsuńTak, tak też samo Daryl na początku zapowiadał się na negatywną postać a potem całkiem "wyporządniał" ;]
UsuńA.
Jestem zdecydowanie za The Walking Dead.
OdpowiedzUsuńLol, ale naciągany tekst.
OdpowiedzUsuńPrzede wszystkim, geniusz konfliktów w "Lost" opierał się na tym, że nie było tam ani jednego negatywnego bohatera. Byli tacy, których trudno poprzeć (Michael, Jin, Ford) i dopiero z czasem szło ich zrozumieć, ale nikt nie był tam zły. Jest to ewenement w całym kinie, bardzo rzadko spotykany. Nie zgadzali się ze sobą nawzajem, trudno im było współpracować, ale jednak do tego dochodziło i na koniec dnia wciąż byli w jednej drużynie.
W "Walking Dead" jest grupa debili, która rozstrzela się sama i nie potrzebne są im zombie wokół. Jest debil, który chce dowodzić i zrobi to siłą itd.
Już tutaj te dwa seriale nie mają ze sobą nic wspólnego, a potem ta różnica tylko się rozszerza. W budowaniu postaci dziecięcych, w tworzeniu fabuły... Pierwszy sezon TWD miał 6 epizodów, a akcji było tam na 15 minut, do tego nie poradził sobie ze stworzeniem ilu? 5-6 bohaterów? "Lost" z kolei ma 24 epizody wypełnione po brzegi, i bezbłędnie radzi sobie z 16 pierwszoplanowymi bohaterami (to nie jest mała grupa bohaterów, to jedna z największych).
I tak dalej...