Drugie oblicze
RECENZJA
Derek Cianfrance to człowiek, który wyreżyserował głośny film „Blue Valentine”, oparty w dużej mierze na grze aktorskiej, emocjach i cichym, przytłaczającym klimacie. W swoim najnowszym dziele również sięgnął po te środki, tworząc przy tym obraz dużo szerzej zakrojony w sferze podejmowanych tematów. Kwestia przeznaczenia, ojcostwa, ukształtowania charakteru syna, wychodzących po latach konsekwencji podjęcia pewnych działań, wyrachowania i dążenia po trupach do celu to nie jedyne problemy, które porusza Cianfrance. Jest ich tak wiele, że momentami czuć możemy przesyt. Czy mimo wszystko warto?
„Mocniejszy od Drive” – taki slogan widnieje na plakacie „Drugiego oblicza”. Można pomyśleć, że to tylko zabieg marketingowy, mający przyciągnąć przed ekrany nie tylko miłośniczki Ryana Goslinga, ale i ludzi, którzy „Drive” uznali za prawdziwe objawienie we współczesnej kinematografii. Przyznać jednak trzeba, że pierwsza część filmu (wyraźnie podzielonego na trzy łączące się ze sobą historie) jest w klimacie tak podobna do „Drive”, że na miejscu Nicolasa Windinga Refna (reżysera „Drive”) grubo zastanawiałbym się nad obrażeniem się na Dereka Cianfrance.
Luke (Gosling) jest kaskaderem motocyklowym. Gdy dowiaduje się, że z przelotnego romansu z Rominą (Mendes) urodziło się dziecko, postanawia zatroszczyć się o „rodzinę”. Nie mając innych perspektyw, zaczyna napadać na banki. To doprowadzi go do spotkania z policjantem - Avery Crossem (Cooper), a historia z mrocznego dramatu pomieszanego z romansem, zmieni się w nieciekawą (w sensie moralności) opowieść o wszechobecnej korupcji i braku możliwości zmiany sytuację. Ostatnia część natomiast to spojrzenie na to, jak zachowanie ojców może wpływać na ich synów, często nawet nieświadomie.
Nie wszystkie fabuły trzymają równy poziom – pod koniec drugiej i przez połowę trzeciej zacząłem zauważać, że laptop trochę zakurzony, że kubek nieumyty, że czas jakoś wolno leci. To uczucie zniknęło jednak pod koniec filmu. Choć „Drugie oblicze” jest przewidywalne, to jednak, generalnie, wciąga, głównie za sprawą doskonałych zdjęć (te pastelowe kolory!), świetnej gry aktorskiej (Gosling nie robi niczego innego, niż w „Drive” a i tak nadal mu wierzymy i kibicujemy) i genialnej muzyki. Ale jeśli za oprawę audio odpowiedzialny jest Mike Patton, to przecież można spać spokojnie.
Choć do arcydzieła brakuje wiele, a momentami ma się wrażenie, że reżyser chciał upchnąć do jednego filmu wszystko, co przyszło mu do głowy, to „Drugie oblicze” jest jednak obrazem, który zdecydowanie warto obejrzeć. Dobry klimat, w pierwszej części zbliżony do „Drive”, świetna gra aktorska, zdjęcia i muzyka. A do tego oddziałuje na emocje w ten wyrafinowany sposób, kiedy po seansie jednak czujemy się trochę ciężej, niż przed. A to się ceni.
zdjęcia: http://www.filmweb.pl , http://www.pastemagazine.com
zdjęcia: http://www.filmweb.pl , http://www.pastemagazine.com
Przewidywalne? Zakończenia pierwsze części do chyba nikt się nie spodziewał ;)
OdpowiedzUsuńZgadzam sie. Wg mnie film też nie jest przewidywalny. Ja z kina wyszłam z bólem głowy bo cały czas nie wiedziałam co się kolejnego wydarzy i na co bohaterowie wpadną....
UsuńKompletnie się nie zgadzam z recenzją - moim zdaniem film był bardzo przewidywalny, mało wiarygodny (zarówno pod względem historii, jak i bohaterów), a muzyka kompletnie nie pasowała do filmu i poszczególnych scen (co nie znaczy, że sama w sobie nie była dobra - Mike Patton potrafi komponować). Aktorstwo różne - czasem lepiej, czasem gorzej, ale w ogóle nie wczuwałam się w sytuacje, w jakich się znajdowali bohaterowie. Jedyne zaskoczenie to koniec pierwszej części.
OdpowiedzUsuńGeneralnie, film zbyt przeciągnięty do granic możliwości, próbujący pokazać za dużo za jednym zamachem, a część z Goslingiem wyglądała tak, jakby miała w ogóle nie powstać, ale że Gosling się zgodził zagrać, to dla marketingu dorobiono pierwszą część (którą można było przedstawić krótko jako wstęp do części drugiej i trzeciej).
Żeby nie było, że tylko krytykuję - zdjęcia oraz sam temat filmu zdecydowanie na plus, szkoda, że reszta szwankuje i z filmu wychodzi kolejna "pseudo-ambitna" hollywoodzka papka.
Na obronę filmu tylko napiszę, że mimo powyższych zarzutów, film się całkiem dobrze ogląda, ale po prostu trudno uwierzyć w cokolwiek co widzi się na ekranie.
Fajnie się czyta Twoją recenzję, krótko i na temat i napisana dobrym językiem. Postaram się wpadać tu częściej.
Pozdrawiam!:)
Julia