Na tyle spodobało mi się pisanie felietonu na zajęcia z Gatunków dziennikarskich, że postanowiłem wprowadzić tu coś nowego - teksty niekurtularne, czyli o kulturze mające mniej wspólnego, niż pozostałe. Będą krótkie (maksymalnie jedna strona A4) i ukazywać się będą w bardzo konkretnym porządku - mianowicie - jak napiszę, to będą.
Poliszowe tiwi
Polska telewizja potrafi prawdziwie uczyć. I to nie tylko ta publiczna, która powinna to robić z założenia, ale i komercyjna. W obu bowiem przypadkach możemy uczyć się nowego języka obcego – poliszowego.
Czym jest język poliszowy? Połączeniem polskiego, polskawego i angielskiego. W czym się objawia? W tym, że dziennikarz niby wypowiada zdanie po polsku, ale nie do końca. Tak samo, jak Mandaryna gra dobrą muzykę. Tylko nie do końca.
Przechodząc do sedna – w Polsce nie pójdziemy już na koncert, nie pójdziemy na imprezę, ani na festyn. Nie! Obojętnie, gdzie byśmy się nie wybierali, trafimy na „event”. Po rzeczonym iwencie (wszak jesteśmy w Polsce!) dziennikarz (ciekawe, że wciąż „dziennikarz”, a nie „żurnalista”) przeprowadzi interwju z performerem. Zapyta, czy ten zadowolony jest z wykonu, czy trudno było mu się sfokusować, widząc tak licznie gromadzącą się publiczność, czy zaśpiewał swoje ulubione songi, czy trudny do utrzymania jest enturaż, który sam sobie narzucił, wreszcie – kto zaprojektował dla niego ten ałtfit.
A nam pozostaje siedzieć i słuchać tej bezmyślnej paplaniny serwowanej najczęściej przez telewizje śniadaniowe. Słuchać i łapać się za głowę. O! Przepraszam! Listeningować i holdingować swój head.
Fokusując się, aby dobrze zendingować ten felieton cytatem z jednego z najlepszych polskich performerów powiem, jak to dobrze, że „a niechaj narodowie wżdy postronni znają, iż Polacy nie gęsi, iż swój lengłydż mają”.
zdjęcie: http://images4.fanpop.com/image/photos/17700000/Rolling-Stones-Wallpaper-classic-rock-17732124-1024-768.jpg
Dziwie się, że nie przeszedł, bo dobry.
OdpowiedzUsuńOd siebie powiem tyle, że zapewne "żurnalista" nie przyjmie się jeszcze przez długi czas, a przynajmniej tak długo jak obowiązywać będą lektury pozytywizmu i Młodej Polski, gdzie owy "żurnalista" był zapożyczeniem z rosyjskiego.
propsy, bardzo fajna pointa :)
OdpowiedzUsuńzaciska mi sie aorta na dzwiek slowa "wykon". co to jest wogole?
OdpowiedzUsuńPierwszy raz usłyszałem chyba u Łoza (ten z Afromental) w Must be the Music, a potem już w Pytaniu na śniadanie lecieli z "wykonami".
Usuńaż szkoda że takie krótkie!
OdpowiedzUsuńDobrze napisane, naprawdę ładnie. Nie przeszedł pewnie przez temat, który mimo wszystko jest oklepany - w życiu czytałem przynajmniej z 10 takich felietonów (to samo pewnie dotyczyło mojego).
OdpowiedzUsuńA to nie chodzi tylko o polską telewizje. A "whatever" (przecież "cokolwiek" tak pięknie brzmi!), "lajkuje" słyszane tak po prostu na ulicy, w tramwaju czy gdziekolwiek też jest smutne.
OdpowiedzUsuńLecisz na wyrost stary. Niestety ale nie zgodzę sie z tym, że w naszej telewizji aż tak zangielszczaja. Druga rzecz, że wykon raczej nie pochodzi od ang...
OdpowiedzUsuń