31.01.2015

9 zdań o: Ziarno prawdy (film)


Szacki Lankosza jest inny niż Szacki Miłoszewskiego. Nie tylko nie ma siwych włosów, ale i zachowuje się nie do końca tak, jak to sobie wyobrażałem. Reżyser tłumaczył, że jego prokurator jest bardziej gniewny, jakby już nawiązywał do ostatniej części trylogii, zatytułowanej właśnie „Gniew”. Pewne ograniczenia narzuca też sama forma filmu - przemyśleń głównego bohatera na ekranie pokazać się nie da. Nie ma też sensu bawić się w Petera Jacksona i z jednej książki robić trzech filmów, dlatego kilka pobocznych wątków należało uprościć albo wyciąć. Przez to akcja posuwa się naprzód dużo szybciej, niż narracja w powieści, a niektóre sytuacje mogą być nie do końca klarowne.

Ale bez obaw - Borys Lankosz to świetny reżyser, co udowodnił już „Rewersem”, a w „Ziarnie prawdy” inspiruje się pracą Davida Finchera przy „Dziewczynie z tatuażem”. Jego najnowszy film ogląda się dobrze, czas mija szybko, obsada dobrana została wyśmienicie, a wszystkie elementy znajdują się na właściwym miejscu. A poza tym to przecież doskonały kryminał!



zdjęcie: http://www.naekranie.pl

29.01.2015

9 zdań o: Ziarno prawdy (powieść)


Druga część trylogii kryminalnej Zygmunta Miłoszewskiego spełnia wszystkie reguły sequela. Jest od „Uwikłania” dłuższa, bardziej skupia się na psychice Szackiego, ma bogatsze tło społeczne i historyczne oraz bardziej skomplikowaną kryminalną fabułę. I więcej trupów.

Teodor Szacki ląduje w najniebezpieczniejszym polskim mieście – Sandomierzu i rozwiązuje zagadkę, której nie powstydziłby się sam Ojciec Mateusz. Ta staje się tłem dyskusji nad polsko-żydowskimi relacjami, ale przede wszystkim napędzającej się spirali nienawiści i niedomówień, biorącej się z gadania ludzi.  

Zmieniły się postaci na drugim planie – ewidentnie brakuje Kuzniecowa, bo Wilczur jest z jednej strony bardziej tajemniczy, ale z drugiej mniej interesujący. Wątek komediowy został brawurowo przejęty przez małżeństwo Rojskich. Powieść tak wciąga, że aż żal ją przerywać i odkładać, a czasami przecież trzeba. Czy film jej dorówna?


zdjęcie: http://www.polskieradio.pl

28.01.2015

9 zdań o: Gra tajemnic


„Gra tajemnic” to film „na bogato”. Mortel Tyldum prowadzi narrację w trzech ramach czasowych, a jego obraz porusza motywy wojny, nieprzystosowania jednostki, mrówczej pracy, geniuszu i homoseksualizmu. Żonglowanie tematami jest sprawnie przeprowadzone, a zazębiające się w kluczowych momentach wątki sprawiają, że historię Alana Turinga ogląda się jeszcze ciekawiej. Świetnie wyważona dramaturgia, przełamywana w pewnych momentach humorem, znajduje swój finał na dwóch przeciwstawnych płaszczyznach w końcówce filmu. Genialny matematyk świętuje triumf i upada.

Poza dobrą realizacją techniczną, główną zaletą „Gry tajemnic” jest przede wszystkim gra aktorska. Benedict Cumberbatch do roli wybrany został idealnie i widać, że dobrze czuje się w skórze Alana Turinga. (aktorzy z "Foxcatchera" mogliby się uczyć) Drugi plan stara się nie odstawać za bardzo od fenomenalnego Benedicta i całkiem nieźle mu się to udaje. Mogą irytować trochę wątki melodramatyczne, ale nie psują one ostatecznego efektu.



zdjęcie: http://www/openlettersmonthly.com

26.01.2015

9 zdań o: Foxcatcher


Informacja, że „Foxcatcher” został oparty na faktach jest myląca. Bo to tak jakby oprzeć się o powietrze. Rzeczywisty jest tylko szkielet, który Bennett Miller wykorzystał, aby przedstawić swoją historię, wariację na temat braci Schultzów i Du Ponta.

W kontekście tego filmu mówi się przede wszystkim o obsadzie. Mark Ruffalo rzeczywiście spisuje się świetnie, Steve Carrell przez charakteryzację i sposób gry jest trochę nierealistyczny i groteskowy, ale jego obecność również należy zapisać po stronie zalet, Channing Tatum natomiast się nie zmienia – nadal z taką samą miną się cieszy, ze złością rozbija meble i smuci. Jak człowiek o tak martwej mimice mógł zostać aktorem będzie zawsze stanowiło dla mnie tajemnicę. Przede wszystkim jednak ten film nudzi i wręcz broni się rękami i nogami przed wciągnięciem nas w historię bohaterów. Ta jest bezbarwna, a psychologiczna otoczka nieprzekonująca. Dla Bennetta Millera „Foxcatcher” to krok w tył w stosunku do „Moneyball”.



zdjęcie: http://www.screenslam.com

25.01.2015

9 zdań o: Ida


Mam problem z „Idą”. Obejrzałem ją już jakiś czas temu i magii, którą dostrzegają krytycy w Polsce i – przede wszystkim – na całym świecie jakoś dostrzec nie jestem w stanie. Podobnie zresztą jak ludzie, z którymi o tym filmie rozmawiałem. 

Owszem, jest piękny od strony technicznej – ma doskonałą jazzową muzykę, wysmakowane czarno-białe zdjęcia, ale ma też udziwnione kadry, z którymi nie czułem się do końca swobodnie. Trójka głównych aktorów (Agata Trzebuchowska, Agata Kulesza, Dawid Ogrodnik) gra przekonująco i subtelnie. I taki jest ten film – subtelny również w formie, historii i reżyserii - bez wybicia pewnych słów, przyspieszenia akcji, ba! Odnoszę wrażenie, że również bez jednoznacznej puenty. Niektórzy powiedzą, że to właśnie jego największa zaleta – że możemy sobie w jego ramy wstawić takie interpretacje, jakie tylko przyjdą nam do głowy. Ja jednak do tego przekonany nie jestem.



zdjęcie: http://www.themoviegourmet,com

24.01.2015

9 zdań o: Zygmunt Miłoszewski - Uwikłanie

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Zygmunt Miłoszewski to najprawdopodobniej najgłośniejsze ostatnio nazwisko w polskiej literaturze. Paszport Polityki, słowa, które tam wypowiedział, zbliżająca się premiera ekranizacji „Ziarna Prawdy”, zwieńczenie kryminalnej trylogii o prokuratorze Szackim.

„Uwikłanie” trylogię tę rozpoczyna. Miłoszewski pisze prostym językiem, dzięki czemu kolejne strony książki pochłania się błyskawicznie. Intryga jest całkiem ciekawa, choć moim zdaniem wcale nie o to „kto zabił?” tu chodzi. Równie mocno zajmuje nas sama postać prokuratora Teodora Szackiego, jego rozterki i zachowania  - główny bohater jest momentami irytujący i arogancki, ale w ten ludzki sposób, który dotyka każdego. Wkurza, ale rozumiemy jego motywacje i targające nim emocje i kibicujemy mu. Autor nie zaniedbał na szczęście drugiego planu, który należy do równie interesujących postaci – Moniki, Kuzniecowa i Helci. Do tego tło historyczne i wątek wciąż działających byłych funkcjonariuszy SB.



zdjęcie: http://www.polityka.pl

22.01.2015

9 zdań o: Birdman



Riggan Thomson choć nadal gra w teatrze, to jego sława już dawno minęła. Były odtwórca roli superbohatera nie może się z tym pogodzić i żyje w swoim własnym świecie, co pozwala nam się zastanawiać, czy to tylko kreowanie sobie rzeczywistości i życie wspomnieniami, czy już schizofrenia.

Trudno w historii Riggana Thomsona nie dostrzec bezpośredniego odniesienia do losów Michaela Keatona. Myślę, że to dlatego weteran jest tak chwalony za tę rolę. Warsztatowo tak naprawdę nie pokazał nic wielkiego i nie ma podstaw, żeby rozpisywać się o Oscarze. Podobnie Edward Norton, którego widzieliśmy już w dużo lepszych rolach – tutaj ma taką, która poprawnie zagrana musi się podobać i być zauważona. Reżyser zastosował ciekawe rozwiązanie – niemal jedyną muzyką, z jaką mamy tu do czynienia jest rytm wybijany na perkusji. Twórcy zapomnieli też o cięciach – zmontowali film tak sprytnie, że wygląda to jak jedno dwugodzinne ujęcie i choć początkowo patrzymy z fascynacją, to później zaczyna być to drażniące. „Birdman” stanowi natomiast bardzo celną satyrę na całe Hollywood, wyblakłe gwiazdy i głupkowate filmy akcji.



zdjęcie: http://www.newyorker.com

21.01.2015

9 zdań o: St. Paul and the Broken Bones - Half the City



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...Facet jest niesamowity! Paul Janeway wygląda jak wasz kolega ze studiów z lekką nadwagą. I tak możemy o nim myśleć – do czasu, aż zaśpiewa. Wtedy przecieramy uszy ze zdumienia. Ma fenomenalny głos, a na debiutanckiej płycie swojego zespołu w ogóle się nie oszczędza i pokazuje pełnię (wydaje się, że lepiej się już nie da) swoich umiejętności. Paul powinien zostać gwiazdą na miarę Joe Cockera – to ta sama pasja w głosie. 

Przygrywa mu świetna orkiestra, ale umówmy się – Paul Janeway swoim głosem przykrywa każdy zespół muzyczny. I to właśnie głównie dzięki niemu ten południowoamerykański soul brzmi tak dobrze. "Half the City" to dwanaście krótkich, energicznych utworów, które składają się na spójną, genialnie zagraną płytę.



zdjęcie: http://www.gardenandgun.com

16.01.2015

Szok! Zrobiła sobie facelifting! Zobacz jak teraz wygląda! Lepiej? [zdjęcia]


To miał być normalny dzień. KURTULA (3 l.) nie spodziewała się, że zwykła wizyta 13. stycznia zmieni jej życie! Dziś wygląda zupełnie inaczej!

Tak kiedyś wyglądała szczęśliwa KURTULA (3 l.)

Okazało się, że 16. stycznia KURTULA obudziła się zupełnie odmieniona! Podobno nie ma już odwrotu, a KURTULA nie wie, co ma ze sobą zrobić! W mieście mówi się, że została zmuszona do zmiany wyglądu! Gdzie jest winny?!

Tak teraz wygląda KURTULA. Ubogo, prawda?

Mało tego! Również i słynne gwiazdki nie zostały oszczędzone!

Materiał porównawczy. Widzicie różnicę?

Ile to wszystko kosztowało?! Kto za to zapłacił?! Gdzie byli rodzice?! Skandal!

Bardziej normalnie.


9 zdań o: Hobbit - Bitwa Pięciu Armii


Podzielenie „Hobbita” na trzy części nie było jednak dobrym pomysłem. Po udanym  początku, średnim „Pustkowiu Smauga” nastała „Bitwa Pięciu Armii”, mająca być godnym i efektownym zakończeniem historii. 

Widowiskowo jest, ale czy interesująco? Niestety, „Bitwa Pięciu Armii” powiela błędy z „Pustkowia Smauga” -  jest zbyt rozwleczona, przez co nawet te naprawdę imponujące sceny tracą swoje tempo. Nieudane żarty potęgują irytację, spowodowaną wiecznie naburmuszoną miną Thorina, gładszą, niż niemowlę cerą Legolasa, bardziej dumnego niż Aragorn Barda, czy astronomiczne brwi Thranduila. Dodatkowa wada to skomputeryzowana do granic produkcja. Widoku wbiegającego po spadających kamieniach Legolasa, czy jadącego wozem w dół drogi Barda znieść już nie mogłem. „Hobbit” stał się grą zręcznościową, w której z jakichś powodów nie możemy kierować głównym bohaterem. Film ratuje tylko kilka naprawdę dobrych scen, choć głównie są to te elementy opowieści, które przed laty stworzył Tolkien.




zdjęcie: http://kinosfera-extra.blogspot.com/

9 zdań o: Whiplash


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
W tym filmie nie chodzi o muzykę, chociaż dźwięk jest tu na pierwszym planie. Historia młodego perkusisty w szkole muzycznej, który dostaje szansę gry w zespole jazzowym, kierowanym przez uznanego dyrygenta opiera się psychologii. Mimo że uczeń nie jest sympatycznym człowiekiem, to kibicujemy mu w starciu z nieludzkim wręcz perfekcjonistą i własnymi ograniczeniami. „Whiplash” to film o ludzkich emocjach, relacjach i miłości – przede wszystkim uczuciu do muzyki.

Każde kolejne uderzenie w werbel podbija napięcie w filmie, a rytm naszego zainteresowania przyspiesza. „Whiplash” trzyma w napięciu bardziej, niż niejeden thriller, w czym wielka zasługa kapitalnej formy aktorskiej przede wszystkim J.K. Simmonsa. Co pozytywnie zaskakuje, to dojrzałość twórcza 29-letniego reżysera, który nie przeszarżowuje. „Whiplash” udowadnia - jak kiedyś „Once” -  że każdy powinien sięgnąć po te filmy, które w Sundance robią furorę. Co za film!