29.03.2015

9 zdań o: Służby specjalne


Wszystkim urażonym – językiem zastosowanym w tym tekście nawiązuję do stylu filmu.

Patryk Vega chciał zrobić film bardziej. Dlatego wjebał wszystkie teorie spiskowe do jednego bębna, wymieszał i próbował dopierdolić intensywnością. Dlatego napierdalają tu głównie slangiem i wulgaryzmami - równie często co w filmach Tarantino, Kamila Baar co drugie słowo wrzuca jakiś polinglisz, za który chce się ją wysłać na Madagaskar, a Olga Bołądź próbuje być bardziej bezuczuciowa niż Terminator. Bo wszystko ma być bardziej.

I przez ten zamysł, wydarzenia na początku zapierdalają tak, że z góry chaosu trudno się wygrzebać. Między poszczególnymi wątkami prawie nie ma zależności przyczynowo-skutkowych, a kulminacja nie trzyma się kupy i zmienia cały obraz filmu.

Największą chyba wadą (albo pozornie ratunkiem) jest brak równego poziomu - przy sztywnej w chuj Baar, nadętej Bołądź i pniu drzewa nazwanym Wojciech Zieliński mamy wyluzowanych, naturalnych i dobrych - Chabiora i Lubosa (choć Lubos w trzecioplanowej roli). Raz ogląda się go naprawdę bardzo dobrze, innym razem aż zęby bolą. Film miał być cool (żeby podobał się młodzieży) i bezkompromisowy (bo dorosłym przecież też musi się podobać), a przez większą część jest irytujący albo śmieszny.



zdjęcie: http://www.vod.tvp.pl

13.03.2015

Terry Pratchett - Antropomorficzna personifikacja


Nikt nie wie, gdzie był człowiek, zanim się urodził, ale kiedy już się urodził, dość szybko odkrywał, że przybył ze skasowanym biletem powrotnym.

Dwunastego marca zmarł sir Terry Pratchett – pisarz, który wydał tyle książek, że kwestorowi z Niewidocznego Uniwersytetu trudno byłoby je zliczyć. To również człowiek, który wywarł na mnie wielki wpływ – nieczęsto zdarza się przeczytać dwadzieścia książek jednego autora.

Mówił, że jest śmierć i podatki, ale podatki są gorsze, bo śmierć przynajmniej nie trafia się co roku.

Świat Dysku odkryłem przed Westeros, nawet przed Śródziemiem, prawdopodobnie w tym samym okresie, co świat Wiedźmina. Jakże inny wydawał się Dysk, leżący na grzbietach czterech słoni, które z kolei stoją na skorupie wielkiego żółwia przemierzającego wszechświat. Paradoksalnie. Bo Discworld to nasza Ziemia w krzywym zwierciadle, potraktowana z dużą czułością i doprawiona odrobiną magii.

Gdyby ludzie wiedzieli, kiedy umrą, prawdopodobnie wcale by nie żyli.

Od Świata Dysku się odchodziło i powracało. Miło było znów chodzić po ulicach brudnej i śmierdzącej metropolii Ankh-Morpork, poznawać perypetie magów z Niewidocznego Uniwersytetu, widzieć na patrolu Marchewę, czarownice mieszające w kociołkach, czy pojawiającego się dosłownie na sekundę (za to w niemal każdej powieści) Śmierć, który zawsze mówił wielkimi literami.

NIE MA SPRAWIEDLIWOŚCI. JESTEM TYLKO JA.

Świat Dysku był wyjątkowy. Nikt przedtem i nikt potem nie potrafił stworzyć fantastyki tak piekielnie inteligentnej, że się ją chłonęło, a jednocześnie tak naturalnie zabawnej, że czytelnik potrafił śmiać się w głos. 

Kiedy widzę, co życie robi z ludźmi, to Śmierć wcale nie jest taki najgorszy.

Jak wspomina Marcin Zwierzchowski, wielu fanów twórczości Pratchetta mówiło, że fantastyki nie znosi, a Świat Dysku to po prostu fenomenalna literatura. Brytyjczyk miał niebywałą umiejętność żonglowania emocjami. Powinien stać w jednym z zaułków Ankh-Morpork obok człowieka sprzedającego kiełbaski i migającego się od pracy kaprala Nobbsa i prezentować swoje umiejętności. Trzema zdaniami potrafił najpierw wzruszyć, a potem rozśmieszyć.

JAK SIĘ NAZYWA TO UCZUCIE W GŁOWIE, UCZUCIE TĘSKNEGO ŻALU, ŻE RZECZY SĄ TAKIE, JAKIE NAJWYRAŹNIEJ SĄ?
– Chyba smutek, panie. A teraz...
JESTEM ZASMUTKOWANY.

Terry Pratchett zbudował sobie tak ogromny pomnik, że jego wierni fani (do których się zaliczam) nadal mogą z niego czerpać. Została mi co najmniej połowa tego, co jeszcze napisał. Wielu z Was zostało prawie wszystko. Warto sięgnąć i spróbować.

A! I przecież wszyscy wiemy, że Terry Pratchett jeszcze długo nie będzie ostatecznie martwy.

Nikt nie jest ostatecznie martwy, dopóki nie uspokoją się zmarszczki, jakie wzbudził na powierzchni rzeczywistości – dopóki zegar przez niego nakręcony nie stanie, dopóki wino przez nią nastawione nie dokończy fermentacji, dopóki plon, jaki zasiał, nie zostanie zebrany.


zdjęcie: http://www.imugr.com
Cytaty pochodzą z:
Terry Pratchett, Mort (tłum. Piotr Cholewa), wydawnictwo Prószyński i s-ka
Terry Pratchett, Kosiarz (tłum. Piotr Cholewa), wydawnictwo Prószyński i s-ka

12.03.2015

9 zdań o: Lao Che - Dzieciom


To nie jest płyta dla dzieci. To raczej wyraz nostalgii za czasami, kiedy wszystko było bardziej kolorowe. Ale przede wszystkim to obraz zmienionego sposobu patrzenia na rzeczywistość i opowiadania jej z perspektywy rodzica, którego dziecko będzie poznawało świat.

To paradoks, ale mam wrażenie, że „Dzieciom” to jedna z najbardziej zróżnicowanych stylistycznie płyt Lao Che, a jednocześnie jedna z najbardziej spójnych. Od wschodnich, arabskich naleciałości w „Dżinie”, przez czysty rock w „Tu” albo „Legendzie o smoku” (ależ to będą koncertowe hity!), bardziej elektroniczne dźwięki, aż po niespotykany dotąd swing w „Erracie”. Doskonałym pomysłem okazało się zatrudnienie Emade, który zajął się produkcją i zaproszenie do współpracy muzyków z Pink Freud i Kwadrofonik, którzy wzbogacają brzmienie. Wszystko przypieczętowane znakiem jakości, czyli poetyckimi tekstami Spiętego, którego zapas metafor i parafraz wydaje się niewyczerpany.

Gdy wydaje się, że pomysły Lao Che powinny się kończyć, oni serwują nam album „Dzieciom”. Jeszcze bardziej podnoszący poprzeczkę.



zdjęcie: http://www.allaboutmusic.pl