29.06.2012

Iron Sky: Nazistowscy cudotwórcy

Iron Sky
RECENZJA

Czy ktoś potraktuje poważnie film, w którym naziści po klęsce w 1945 roku schronili się na ciemnej stronie księżyca, rozbudowali bazy i technologię, aby po wielu wielu latach powrócić na Ziemię jako czwarta Rzesza i zdominować inne narody? Zapewne nie. I dobrze, to przecież czysta rozrywka!

"Iron Sky" jest tak absurdalnie śmieszny, że uśmiałby się na nim sam Hitler. I to pewnie nawet siedząc w swoim ponurym bunkrze pod koniec kwietnia 1945 roku. Co tu znajdziemy? Parodię słynnej sceny z „Upadku” (tak, tej, której miliony wersji znajdziemy na youtube), kompletny absurd, surrealizm (statki kosmiczne kojarzące się z ufo, które mają na bokach nazistowskie znaki?!), humor momentami przywodzący na myśl filmy z Leslie Nielsenem oraz przede wszystkim – satyrę na Stany Zjednoczone.

26.06.2012

Regina Spektor: Z najtańszych miejsc widok jest piękny

Regina Spektor - What we saw from the cheap seats
RECENZJA

Jeśli wydaje wam się, że kojarzycie Reginę Spektor, ale nie potraficie przyporządkować jej twórczości do żadnego konkretnego gatunku czy wydarzenia, służę pomocą: muzyka w reklamach (jedna z czołówek tvnu), muzyka w filmach ("Opowieści z Narni: Książę Kaspian", "500 dni miłości"). Artystka stara się być obecna w popkulturze, dlatego nie stroni od sprzedawania swoich piosenek do reklamówek, czy filmów.

Próba zdefiniowania jej muzycznego stylu również przychodzi z problemami. Bo jak bardzo wymyślnie brzmią takie określenia jak „anti-folk”, czy „baroque pop”? (źródło – wikipedia) Najprościej chyba powiedzieć, że Regina sama pisze swoje piosenki, większość z nich ma solidną, fortepianową podstawę i obudowana jest innymi, często bardzo różnorodnymi dźwiękami. Na pewno oryginalności odmówić jej nie można. Do tego trzyma bardzo wysoki poziom właściwie na wszystkich swoich płytach – do tej pory mam problemy z wyborem ulubionej.

13.06.2012

Tyranozaur: Gatunek niewymarły

Tyranozaur
RECENZJA
Joseph nie jest facetem, którego chcielibyście spotkać na ulicy, czy w barze. Trochę za głośne zachowanie i już możemy mieć go na karku. A wraz z nim jego ogromną agresję i frustrację. Wystarczy jedno złe słowo, nieodpowiednie zachowanie, aby zajść Josephowi za skórę. Jego furia trwa jednak tylko kilka minut, po czym mężczyzna odpuszcza i wydaje się, że żałuje swojego zachowania. Jest więc raczej zagubionym człowiekiem, niż naładowanym testosteronem facetem, który bicie innych uważa za swoje ulubione zajęcie.

Joseph jest samotny – jego żona nie żyje, a psa sam zabija w przypływie gniewu. Kontakt ma tylko z małym chłopcem mieszkającym niedaleko, którego traktuje jak dobrego kumpla. Jakby tego było mało jego przyjaciel, chory na raka, jest w bardzo złym stanie. Gdy jednak spotyka kobietę, która podchodzi do niego z wrażliwością i pewnym zrozumieniem, stara się do niego dotrzeć, ten bardzo powoli otwiera się przed nią, pozwala zdjąć zewnętrzną skorupę niedostępności i dotrzeć do swojego wnętrza. Choć brzmi to dość banalnie, to poziom aktorski (szczególnie Petera Mullana!) jest tak wysoki, że trudno oderwać wzrok od ekranu. Początkowo Joseph jest zły, opryskliwy i chamski również w stosunku do Hannah, jednak, nie da się ukryć - traktuje ją jako swoisty rodzaj terapeuty i choć doprowadza ją do płaczu wie, że jest mu potrzebna, a on jest potrzebny jej. Także Hannah przeżywa swoje własne problemy – tkwi w związku z tyranem, który ją gnębi i nie szanuje. Oboje więc żyją sami ze swoimi problemami – do czasu spotkania.

7.06.2012

Melancholia: Marność nad marnościami

Melancholia
RECENZJA

Koniec świata inspiruje. Ukazanie zagłady ludzkości, zniszczenia znanego nam świata fascynowało od wieków i fascynuje nadal artystów, naukowców, jak i zwykłych zjadaczy chleba. Temat ten zainteresował również duńskiego reżysera Larsa von Triera, który nakręcił najprawdopodobniej swój najlepszy film, po czym pozbawił go jakichkolwiek szans na znaczące nagrody mówiąc, iż czuje sympatię do Hitlera i sam jest nazistą. Koniec świata wyszedł mu jednak naprawdę piorunująco.

„Melancholia” to jeden wielki film-symbol. Już początek to zapowiada – siedmiominutowa sekwencja obrazów-symboli ukazujących apokalipsę lub jej zwiastunów, pozornie bez znaczenia pozwala nam zdecydować – czy „kupimy” taką konwencję filmu, próbując nadążyć za wszelkimi odwołaniami i symbolami, czy pozostaniemy pasywnymi obserwatorami, którzy mogą się nudzić i denerwować przesadnością artyzmu. Ujęcia planety widzianej z kosmosu łączą się tu z iście malarskimi pejzażami – spadającymi z nieba ptakami zwiastującymi apokalipsę, sypiącym się popiołem, czy wreszcie, powtarzającym się w kilku momentach filmu obrazem „Myśliwi na śniegu” Petera Breugla. A wszystko to wzbogacone doniosłą muzyką Wagnera – preludium z „Tristana i Izoldy”, które stanowi doskonałe uzupełnienie katastroficznych obrazów – bo to, że do katastrofy dojdzie wiemy właśnie z tej symbolicznej siedmiominutowej sekwencji wprowadzającej do filmu.

1.06.2012

2012

Od dłuższego czasu cyfry 2012 otaczają nas i są nachalne, jak łysi dżentelmeni w ubraniach z trzema paskami, dbający o to, czy nie mamy żadnych problemów.

W sieciach komórkowych dostajemy 2012 darmowych minut lub smsów – nie ważne, tak naprawdę czego. Mogły by to być darmowe, zwiędłe liście lub litery S. Ważne, żeby było ich 2012. A ponieważ wszystko łączy się w pary, jak młodzież i alkohol lub politycy i kretynizm, tak i tajemnicza liczba ma swojego kompana. Nie jest nim „Anno Domini”, który już dawno temu wyjechał z powszechnie używanego języka polskiego, nie chodzi też o połączenie „udany 2012”. Otóż, towarzyszem trzech cyfr w czterocyfrowej liczbie jest słowo „euro”. A określenie „Euro 2012” jest już jasne, jak to, że James Bond uwiódłby nawet Kazimierę Szczukę.

Co tak ważnego przynosi nam, więc połączenie tych dwóch słów? Same pozytywy – oto wszyscy, całe 2012 milionów Polaków kopie piłkę, przyjmuje ją na klatkę, wszyscy myślami są tylko przy niej – coś w tym może być – w końcu wszyscy mamy okrągłe, jak futbolówka głowy. (jajowato głowi też mają swój odpowiednik w postaci jajowatej piłki do rugby) A skoro bezustannie myślimy o piłce, to i uda nam się kupić musztardę w słoiku o kształcie piłki i zobaczymy, że tułów biedronki, to tak naprawdę kula w czarno-białe łaty.

Szaleństwo na temat Euro i liczby 2012 ogarnia każdą dziedzinę życia, dlatego proponuję pójść na całość i ugotować 2012 różnych smaków bigosu, wyprodukować taką samą liczbę wariantów koloru czerwonego oraz mieć przygotowane 2012 wersji państwowego hymnu. Trzy wersje – normalną, Edyty Górniak i Jarosława Kaczyńskiego już mamy, więc z pozostałymi nie powinno być problemu.

zdjęcie: http://www.eastbook.eu