Gliniarz
RECENZJA
Przyznam się od razu – uwielbiam kino kryminalne, które skrzy się od inteligentnego humoru i absurdalnych sytuacji. Wspomnieć tu mogę choćby „Porachunki” i „Przekręt” Guy’a Ritchiego, czy „Najpierw strzelaj potem zwiedzaj” Martina McDonagha.
„Gliniarz” ma kilka punktów wspólnych z ostatnim przywołanym przeze mnie filmem. Jego reżyserem jest brat twórcy „Najpierw strzelaj potem zwiedzaj” – John Michael McDonagh, a główną rolę w obu tych filmach gra Brendan Gleeson.
Akcja filmu dzieje się na irlandzkiej prowincji, gdzie lubiący rutynową pracę, tytułowy gliniarz musi zmierzyć się z przemytnikami narkotyków, młodym, niedoświadczonym policjantem przysłanym do służby z Dublina i agentem FBI, który pojawia się w tym miejscu z powodu przemytu. Codzienna rutyna wydaje się być przeszłością, bo Gerry nie dość, że musi poradzić sobie z przestępcami próbującymi przeszmuglować wartą pół miliarda dolarów kokainę, to jeszcze musi zacząć dogadywać się ze współpracownikami.
„Gliniarz” ma kilka punktów wspólnych z ostatnim przywołanym przeze mnie filmem. Jego reżyserem jest brat twórcy „Najpierw strzelaj potem zwiedzaj” – John Michael McDonagh, a główną rolę w obu tych filmach gra Brendan Gleeson.
Akcja filmu dzieje się na irlandzkiej prowincji, gdzie lubiący rutynową pracę, tytułowy gliniarz musi zmierzyć się z przemytnikami narkotyków, młodym, niedoświadczonym policjantem przysłanym do służby z Dublina i agentem FBI, który pojawia się w tym miejscu z powodu przemytu. Codzienna rutyna wydaje się być przeszłością, bo Gerry nie dość, że musi poradzić sobie z przestępcami próbującymi przeszmuglować wartą pół miliarda dolarów kokainę, to jeszcze musi zacząć dogadywać się ze współpracownikami.