30.12.2011

Filmowe podsumowanie roku 2011

Końcówka roku zawsze skłania do robienia różnych porównań i podsumowań. Choć macie okazję przeczytać ich tysiące na różnych stronach, to i ja postanowiłem zebrać filmy zrealizowane w 2011 roku, które oglądałem i ułożyć je na mniej lub bardziej  trafionej liście.

 2011. rok, podobnie jak 2010., nie przyniósł absolutnego arcydzieła - filmu, którym byłbym zachwycony do granic możliwości, jak "500 dni miłości" czy "Bękarty wojny" w 2009 roku. Mieliśmy natomiast okazję oglądać filmy dobre, niektóre z przebłyskami geniuszu. Pojawiły się filmy artystyczne (wspominając choćby "Melancholię" i "Drzewo życia"), mnóstwo wizji końca świata oraz kontynuacje znanych hitów ("Piraci z Karaibów: Na nieznanych wodach", "Mission: Impossible - Ghost protocol"). W bardzo dobrej kondycji jest kinematografia europejska (w przeciwieństwie do waluty) - w tym roku dominują głównie Brytyjczycy. Wśród polskich filmów oczywiście znów było sporo historii - dawnej ("1920: Bitwa warszawska") oraz mniej dawnej, dotyczącej rozliczeń się z komunizmem ("Czarny czwartek. Janek Wiśniewski padł", "Kret"). Dość duży sukces odniosła "Sala samobójców", która jest kontrowersyjna - jedni uznają ją za doskonały film, drudzy będą czuli się poirytowani. Ja należałem do drugiej grupy, ale generalnie poziomem polskich filmów rozczarowani na pewno być nie możemy.

17.12.2011

Jeden dzień: Jeden dzień a tyle emocji

Jeden dzień
RECENZJA

Widziałem ostatnio krótki filmik, w którym młodzi ludzie byli pytani, czy możliwa jest przyjaźń damsko-męska. Mężczyźni reagowali dość szybkim i zdecydowanym „nie”, natomiast kobiety, pięknie się uśmiechając twierdziły, że „tak, to jest możliwe!”. W ich przypadku potrzebne było drugie pytanie – „jak im się wydaje – czy ten przyjaciel nie czuje do nich czegoś więcej?”. Jaka była reakcja? Zakłopotany uśmiech i nerwowe odejście od pytającego albo przyznanie mu racji.

Podobne trudności ze stworzeniem zwykłej przyjaźni są treścią filmu „Jeden dzień” – ekranizacji świetnie sprzedającej się powieści Davida Nichollsa, która z pewnością zagości pod niejedną choinką z okazji zbliżających się świąt. To opowieść o skomplikowanych, "przyjacielskich" relacjach między kobietą i mężczyzną, o niedopowiedzeniach, różnych oczekiwaniach, różnych osobowościach, które jednak z każdym dniem (choć bardziej właściwe byłoby tu słowo „rokiem”) w pewien sposób się przyciągały.

15.12.2011

Feuer frei!

Startuję z pseudo-felietonem (pseudo, bo w sumie nie spełnia kilku wymogów felietonu), który jest dużo luźniejszy, niż to, co do tej pory można tu znaleźć. Ciekawy jestem, jak się przyjmie.

Gdybym zapytał Was o najbardziej znany niemiecki zespół zapewne wielu z Was miałoby problem z wymienieniem nazwy… dopóki nie przypomniałoby Wam się o Rammsteinie – zespole, który dokonuje rzeczy pozornie niemożliwych. Potrafi zagrać i zaśpiewać liryczną piosenkę, która brzmi romantycznie w jednym z najmniej romantycznych języków świata, by po chwili uderzyć mocą elektrycznych gitar i ostrym teledyskiem przedstawiającym anioła rozrywanego zębami przez lidera zespołu. Wreszcie – to banda naładowanych testosteronem facetów, których jeden z teledysków muszę oglądać na redtube. Powiedzcie – jaki inny zespół się tam znajduje? Oczywiście z wyjątkiem tego złożonego z rzeżączki, kiły i AIDS.

5.12.2011

Amy Winehouse: Co tu mAmy?

Amy Winehouse - Lioness: Hidden Treasures
RECENZJA

Wielkie oczekiwania i wielkie obawy - jaki materiał otrzymamy na pośmiertnej płycie Amy Winehouse? Będzie to wyspa skarbów, czy raczej śmieci wyrzucone na brzeg przez morze? Od dziś już wiemy. Każdy może wyrazić swoją opinię i tak jak jedni będą uważać tę płytę za godny „testament” Brytyjki, tak inni będą rozczarowani. Niestety, nie jest to materiał rewelacyjny zawierający perełki, o których marzyli fani.

Na Lioness: Hidden Treasures znajdują się odrzuty z sesji do Frank i Back to Black oraz cztery utwory nagrane na przestrzeni lat. Na temat tego, na ile to wydawanie wszystkiego, co zostało po Amy, a na ile prawdziwe zalążki kolejnej płyty pisałem już tutaj. Po kilkukrotnym przesłuchaniu płyty nadal nie wiem, która z odpowiedzi jest bardziej prawidłowa.

28.11.2011

Głos zza grobu

Czy śmierć artysty może być motorem napędowym rynku muzycznego? Brzmi brutalnie, ale to jedno z praw rządzących show biznesem. Nekrolog często stanowi dopiero początek, po którym następuje nawrót zainteresowania mediów, fanów, wytwórnie płytowe często osiągają niesamowite przychody z tytułu reedycji kultowych płyt, przeróżnych składanek i kompilacji – wydaje się wszystko, do czego ręce przyłożył zmarły artysta. Im wcześniej, tym lepiej.

Jakkolwiek brutalnie to zabrzmi – śmierć napędza koniunkturę. Wystarczy spojrzeć na Michaela Jacksona, który nowej płyty nie nagrał od 2001 roku – liczba fanów, jaka wzrosła po pamiętnej dla jego fanów dacie dwudziestego piątego czerwca 2009 roku, czy reedycje jego albumów, nawrót zainteresowania kultowym Thriller, cztery miliony płyt sprzedanych po śmierci – nie da się ukryć, że śmierć jest jednym z najbardziej wywracających rynek muzyczny zdarzeń.

3.11.2011

Coldplay: Nisko, niżej, najniżej

Coldplay - Mylo Xyloto
RECENZJA

Brytyjski zespół Coldplay jest tak dobrze znany, tak często nagradzany, że aż głupio go przedstawiać. 50 milionów sprzedanych na całym świecie płyt, 15 milionów fanów na facebooku, czy frekwencja na tegorocznym Open’er Festival mówią same za siebie – Coldplay to dziś jeden z najpopularniejszych i najbardziej lubianych zespołów muzycznych.

Choć cenię tę grupę, to jednak bardziej jako dostarczyciela kilku dobrych piosenek, a nie zespół, którego płytami się zasłuchuję. Żadnej z płyt Coldplay nie oceniłbym w całości, jako doskonałej – wybieram raczej pojedyncze kawałki, które stoją na wyraźnie wyższym poziomie, niż pozostałe. I tak z Parachutes wziąć można Don’t Panic, Yellow i Trouble. Na A Rush of Blood to the Head mamy takie perełki, jak In my Place, The Scientist czy Clocks. Chyba nawet wierni fani przyznają, że do poziomu dwóch pierwszych albumów ich ulubieńcy nie zdołali się zbliżyć kolejnymi płytami. Na Viva la Vida istnieje dla mnie właściwie tylko tytułowy utwór – reszta poziomem już dość mocno odstaje, natomiast X&Y było już raczej przeciętną płytą, niż czymś wyróżniającym się.

28.10.2011

Florence + The Machine: Idealna doskonałość

Florence + The Machine - Ceremonials
RECENZJA
 
Brytyjski zespół Florence + The Machine miał mocne wejście wraz z wydaniem płyty Lungs w 2009 roku. Album promowany był przez dwa doskonale single, cieszył się uznaniem tak krytyków, jak i publiczności – liderka grupy - Florence Welsch dostała mnóstwo propozycji od studiów nagraniowych za oceanem i amerykańskich artystów, którzy aż palili się do współpracy.

Choć w mojej ocenie Lungs było trochę nierówne – numery absolutnie rewelacyjne, jak Dog days are over, Rabbit Heart (Raise It Up) czy Hurricane Drunk przeplatały się z minimalnie słabszymi, to jednak był to powiew świeżości i naprawdę bardzo dobrej muzyki. Na Ceremonials czekałem więc ze zniecierpliwieniem, jak się okazuje słusznie, bo nowy album Brytyjczyków jest fenomenalny!

25.10.2011

Tom Waits: 44 minuty chrypki

Tom Waits - Bad As Me
RECENZJA

Tom Waits – amerykański bard, artysta do którego określenie „kultowy” pasuje jak do mało kogo po siedmiu latach milczenia uderza z nową muzyką.

Na Bad as Me nie ma muzyki łatwej i przyjemnej. Od pierwszych dźwięków zostajemy przytłoczeni – dysharmoniami, niecodziennymi instrumentami, nieczystym brzmieniem oraz, co najlepsze, zachrypniętym głosem Toma Waitsa. Teoretycznie można włączyć sobie ten album, żeby leciał w tle umilając (?!) pracę nad czymś – tylko po co? To muzyka, której trzeba poświęcić czas, wsłuchać się, aby zrozumieć, choć z drugiej strony wydaje się trochę przystępniejsza, niż ta zawarta choćby na poprzednim albumie artysty - Real Gone.

Jak zrobić karierę?

Wokalistka, której płyty pokryły się platyną w siedemnastu krajach, piosenki utrzymywały się na szczytach list przebojów czterdziestu dziewięciu państw. Nominowana do wielu nagród (w tym sześć razy do Grammy), z których kilka zdobyła (po trzy razy MTV Video Music Award i People’s Choice Award, dwie nagrody MTV Music Award, cztery Teen Choice Award). Jest pierwszą kobietą, która zdołała umieścić na amerykańskiej liście Billboard 100 pięć singli z jednego albumu (wcześniej dokonał tego tylko Michael Jackson). Jednak zanim świat usłyszał I Kissed a Girl, czy Hot n cold artystka znana pod pseudonimem Katy Perry nagrywała zupełnie inną muzykę.

24.10.2011

Ósma strona: Nie warto ufać sąsiadowi?

Ósma strona
RECENZJA

Jestem fanem Jamesa Bonda i filmów szpiegowskich. Lubię patrzeć jak świetnie wyszkolony agent biega, bije się, lata samolotem, prowadzi z zawrotną prędkością samochód, celnie strzela, uwodzi jedną kobietę za drugą, jest zwinny, szybki, zabójczy. Lubię wszystko to, czego nie ma w „Ósmej stronie”. Tu nie doświadczymy nawet jednego wystrzału. Poczujemy za to niezwykle sugestywny klimat brudnych zakulisowych zagrywek politycznych i narastającą intrygę.

17.10.2011

O północy w Paryżu: O północy wszystko jest możliwe

 O północy w Paryżu
RECENZJA

Nie mam doświadczenia z filmami Woody’ego Allena, oglądałem tylko „Vicky Cristinę Barcelonę”, więc nie będę potrafił odnieść „O północy w Paryżu” do „Annie Hall” czy „Manhattanu”. Mogę natomiast świeżym okiem spojrzeć na jego najnowsze dzieło, bez myślenia o tym, że to przecież człowiek, który wyreżyserował już tak znaczną ilość, tak dobrze przyjętych przez publiczność filmów.

O „O północy w Paryżu” napisano już wiele – że jest to niesamowita podróż w czasie, idealnie odwzorowana poprzednia epoka, wreszcie, że jest to najbardziej kasowa komedia Allena w Polsce (na szczycie Box Office przez pięć tygodni, ponad 600 000 widzów). Skąd wziął się tak ogromny sukces filmu? Nie od dziś wiadomo, że Woody Allen jest w Polsce ceniony, lubiany, ma „stały komplet” widzów, którzy oglądają każdą jego nową produkcję. W tym przypadku do stałych odbiorców jego sztuki dołączają inni, ponieważ „O północy w Paryżu” to film doskonały, zachwycający, wybitnie romantyczny i nie pozwalający się oderwać od ekranu!

9.10.2011

Kret: Jak poradzić sobie z kretem

Kret
RECENZJA

Debiut fabularny Rafaela Lewandowskiego zapowiadał się dobrze. Mógł być dobrym filmem poruszającym problematykę współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa, niejednoznacznym, prezentującym różne postawy, które widzowie mogliby starać się zrozumieć lub je potępić. Mógł być wreszcie filmem, który poruszy skostniałą już strukturę obrazów omawiających różne aspekty komunizmu. Mógł być.

Niestety, "Kret" pod tym kątem zawodzi. Film jest przewidywalny - od początku właściwie wiadomo, jak ta historia się potoczy, kto zaprezentuje jaką postawę i jakie będą tego konsekwencje. Nie znaczy to jednak, że jest to film zły. Jest po prostu poprawny, bez krzty błysku, który - odnoszę takie wrażenie - można było uzyskać z tej tematyki.

Bazyl. Człowiek z kulą w głowie: Życie na złomowisku może być ciekawe

Bazyl. Człowiek z kulą w głowie
RECENZJA

Od Jean-Pierre'a Jeuneta zawsze spodziewam się dobrego filmu. Przed "Bazylem" miałem pewne obawy, ponieważ poprzedni film francuskiego reżysera – "Bardzo długie zaręczyny" – był tylko (a może aż?) niezły. Obawy były jednak bezpodstawne, gdyż najnowszy film twórcy "Amelii" jest pierwszorzędną rozrywką! 

Bazyl ma pecha. Jego ojciec zginął rażony odłamkami podczas rozbrajania miny przeciwpiechotnej, a on sam został przypadkowo postrzelony. Na tyle nieszczęśliwie, że kula utkwiła mu w mózgu. Nie została wyjęta przez lekarzy (w takim przypadku Bazyl nie miałby świadomości życia, byłby jak roślina), więc biedny bohater musiał z nią żyć.

"Bazyl – człowiek z kulą w głowie" to surrealistyczna, dowcipna opowieść o wojujących pacyfistach. Wojujących, dodajmy, w dość niekonwencjonalny sposób, wykorzystując do tego rzeczy znalezione na złomowisku, gdzie cała wesoła gromada mieszka. 

Wielki Mike. The Blind Side: Opiekuńczy futbolista

Wielki Mike. The Blind Side
RECENZJA

Futbol amerykański to jedna z ostrzejszych i bardziej kontaktowych gier, w której najlepsi są wysocy, ogromni, silni, trudni do przejścia, szybcy faceci. Wydawałoby się, że bez siły fizycznej i agresji nie ma szans na dobrą grę w obronie, gdzie trzeba być ostrym, twardym, być skałą, o którą rozbijać się będą przeciwnicy. Przykład Michaela Ohera pokazuje, że - o dziwo - wcale nie trzeba być agresywnym, aby być dobrym obrońcą w futbolu amerykańskim.

"Wielki Mike. The Blind Side" jest filmem opartym o powieść Michaela Lewisa "The Blind Side: Evolution of the game" opowiadającej o życiu Michaela Ohera. Jest to historia o wywodzącym się ze slumsów czarnoskórym potężnie zbudowanym chłopaku, którym zaopiekowała się rodzina Touhy. Na początku szczególnie zaangażowana była matka Leigh Anne (Sandra Bullock) i najmłodszy syn – Sean Junior (Jae Head). Z czasem cała rodzina akceptuje Mike’a i traktuje go, jak syna i brata. Jednocześnie Mike robi ogromne postępy trenując w lokalnej drużynie futbolowej oraz – rzecz jasna – coraz więcej i lepiej się uczy. Z czasem zostaje jednym z lepszych obrońców, którym interesują się zawodowe kluby grające w lidze NFL.

Bracia: Przeleciałeś moją żonę, bracie?

Bracia
RECENZJA

Kolejny z filmów o antywojennej wymowie. Podczas, gdy "The Hurt Locker. W pułapce wojny" zgarnął mnóstwo nagród, film "Brothers" (oparty na duńskim "Brødre") przeszedł praktycznie niezauważony, a moim zdaniem ze wspomnianym wcześniej obrazem Kathryn Bigelow może stawać w szranki, a nawet tę rywalizację wygrać. "Brothers" podobał mi się bardziej od "The Hurt Locker. W pułapce wojny".
Uwaga – recenzja zawiera kilka szczegółów z fabuły, które mogą popsuć przyjemność z oglądania filmu, a które są niezbędne, aby dobrze ocenić różne jego aspekty.

Tlen: Ile masz w sobie kisloroda?

 Tlen
RECENZJA

Od dawna każdemu, z kim rozmawiam o filmach, powtarzam, że kino rosyjskie jest na bardzo wysokim poziomie, co czasami kwitowane jest to śmiechem, czasami niedowierzaniem.  "Tlen" Ivana Wyrypajewa potwierdza moją opinię. To świetne, autorskie kino, które nie jest może bardzo przystępne, ale gdy widz już się w film wwierci, odpłaca mu się z nawiązką.

"Tlen" właściwie nie ma fabuły. Wiemy, że facet zabił swoją żonę siekierą, ponieważ zauroczył się w dziewczynie z Moskwy. W porównaniu dwóch kobiet żona wypadła zdecydowanie gorzej – mieszkanka stolicy miała takie cechy, zainteresowania, wygląd, że żona w starciu z nią nie miała najmniejszych szans.

Wyspa tajemnic: Enklawa szaleństwa

Wyspa tajemnic
RECENZJA

Jeden z najwybitniejszych amerykańskich reżyserów mający na swoim koncie tak uznane obrazy, jak "Taksówkarz", "Wściekły byk", "Chłopcy z ferajny", "Gangi Nowego Jorku" czy "Infiltracja" powraca z nowym filmem – "Wyspą tajemnic", będącym ekranizacją książki "Wyspa skazańców" Dennisa Lehane. Lata 50. XX wieku.

Dwóch szeryfów federalnych - Teddy Daniels (Leonardo DiCaprio) i Chuck Aule (Mark Ruffalo) - przybywa na wyspę, na której znajduje się placówka dla niepełnosprawnych umysłowo przestępców. Stróże prawa muszą rozwikłać zagadkę zniknięcia jednej z pacjentek – Dolores Chanal. Przy okazji dowiadujemy się, iż Teddy prowadzi swoje prywatne śledztwo, wypytując pacjentów o tajemniczego Andrew Laedissa. Szpitalem zarządza psychiatra – dr John Cawley (Ben Kingsley), który od samego początku przyciąga uwagę widza. Z czasem jednak głównemu bohaterowi – Teddy’emu Danielsowi zaczyna ukazywać się zmarła żona, miewa halucynacje, bóle głowy, śledztwo się rozsypuje, pojawiają się nowe, mylące poszlaki, on sam zachowuje się coraz dziwniej – tak, że widz zaczyna mieć wątpliwości, jakie motywy kierują szeryfem, co jest prawdą, a co nią nie jest.

Wszyscy mają się dobrze: Robert De Niro nadal ma się dobrze

Wszyscy mają się dobrze
RECENZJA

"Wszyscy mają się dobrze" – film Kirka Jonesa będącym remakiem włoskiego "Stanno tutti bene" to jeden z lepszych dramatów, jakie dane mi było ostatnimi czasy oglądać. Nie miałem co do niego większych oczekiwań, więc tym większe było moje zaskoczenie wraz z kolejnymi upływającymi minutami.

Główny bohater – Frank (w tej roli niezawodny Robert De Niro) jest wdowcem, któremu brakuje dobrego kontaktu z dziećmi. Każde z nich odwołuje wizytę w rodzinnym domu wykręcając się wymówkami. Skoro Mahomet nie chce przyjść do góry... Frank decyduje, że odwiedzi każdą ze swoich dorosłych pociech z osobna. W trakcie tej podróży dowiaduje się kilku rzeczy, które zmienią jego sposób patrzenia na relacje rodzinne, dowie się, że nie zupełnie "wszyscy mają się dobrze", że jest sporo niedomówień i kłamstw, o których nie wiedział. 

Pozdrowienia z Paryża: Vincent Vega pozdrawia z Paryża

Pozdrowienia z Paryża
RECENZJA

Po znakomitej „Uprowadzonej” z Liamem Neesonem w roli głównej przyszła kolej na „Pozdrowienia z Paryża” z Johnem Travoltą. Fani „Uprowadzonej” już wiedzą, czego się spodziewać. Czy w związku z tym na filmie będą się nudzić? Absolutnie nie!
Główny bohater – James Reese wiedzie spokojne życie asystenta ambasadora Stanów Zjednoczonych w Paryżu, ma piękną narzeczoną Caroline, oprócz tego wykonuje „tajne” akcje zmieniając tablice rejestracyjne lub instalując podsłuchy. W końcu jednak awansuje i do kolejnej misji zostaje przydzielony mu partner – Charlie Wax – kompletnie nieobliczalny, nieprzystający do Reese’a. W trakcie misji odwiedzają przeróżne miejsca w Paryżu, zabijają średnio jednego człowieka na godzinę i próbują wytropić siatkę terrorystyczną. W tym czasie Reese dowiaduje się ciekawych rzeczy o swojej pięknej narzeczonej.

Odlot: Pixar odlatuje

Odlot
RECENZJA

Ostatnimi czasy w kinach pojawia się sporo filmów animowanych. Wśród ich króluje Pixar, który ma na swoim koncie "Ratatuja" i "WALL-E-ego". Ich najnowsza produkcja – "Odlot" otrzymała nominację do Oscara w kategorii najlepszy film. Czy to efekt otwarcia się Akademii na coś nowego, świeżego? (To dopiero druga nominacja w tej kategorii dla filmu animowanego – wcześniej nominację zdobyła "Piękna i Bestia") Tego nie wiemy, ale jedno jest pewne – "Odlot" to jeden z lepszych filmów kandydujących do Oscara w najważniejszej kategorii! 

Pixar wzniósł się na wyżyny, w lekki i zrozumiały sposób ukazując trudne, życiowe tematy. Główny bohater filmu – siedemdziesięcioletni Carl Fredricksen pokazuje, że w każdym wieku można realizować nawet najbardziej śmiałe marzenia. Widzimy, że nie może pogodzić się ze śmiercią swojej żony, którą wciąż kocha. Historia Fredricksena ukazana jest z niezwykłą fantazją (dom, który lata dzięki wielu doczepionym do niego balonom!), która zainteresuje młodych, a starszym pozwoli podziwiać mistrzowską animację. To, do jakiego poziomu doprowadzona została animacja, jest naprawdę niesamowite.

K-PAX: Film nie z tej planety

K-PAX
RECENZJA

Jak to dobrze, że nasza polska telewizja oprócz emisji kolejnych odcinków seriali sięga jeszcze czasem po tytuły, które są prawdziwą ucztą dla widza. "K-PAX" w reżyserii Iaina Softleya z pewnością jest takim właśnie filmem.

Historia oczarowuje od samego początku. Mamy do czynienia z człowiekiem, który podaje się za przybysza z innej planety – K-PAX z konstelacji Lira (rewelacyjny Kevin Spacey!). Badający go psychiatra, dr Mark Powell (grany przez niezawodnego Jeffa Bridgesa) początkowo sceptycznie nastawiony do swojego kolejnego pacjenta, który mógłby być jednym z wielu ludzi z zaburzeniami psychicznymi coraz bardziej zmienia swoje poglądy na temat Prota – zaczyna żywo interesować się przybyszem z K-PAX, między dwoma mężczyznami tworzy się nić porozumienia i sympatii.

Ładunek 200: Wymiana ładunków

Ładunek 200
RECENZJA

Od dawna powtarzam ludziom, że Rosjanie kręcą świetne filmy, co najczęściej kwitowane jest uśmieszkiem i słowami niedowierzania "taa, jasne…". "Ładunek 200" to kolejne potwierdzenie wysokiej formy współczesnej, rosyjskiej kinematografii. To film porażający, mocny, który bez zbytniej zabawy od razu daje porządnego kopa ciężkim wojskowym butem. Kopa, którego później długo się odczuwa.

"Ładunek 200", film Aleksieja Bałabanowa opowiada o schyłku Związku Radzieckiego. Nie skupia się on na całym społeczeństwie czy mieszkańcach dużego miasta. Wręcz przeciwnie – głównymi bohaterami są ludzie zamieszkujący małą wieś, dyskutujący o Bogu przy kolejnych butelkach wódki, profesor wykładający ateizm naukowy na uniwersytecie w Leningradzie, córka lokalnego sekretarza partii, chłopak lubiący bawić się na dyskotekach i milicjant Żurow. 

Była sobie dziewczyna: Gdy marzenia się spełniają

Była sobie dziewczyna
RECENZJA

Gdy jesteśmy młodzi, żądni wiedzy, zwiedzania świata, poznawania nowych ludzi musimy uczyć się, pracować, aby później wieść w miarę normalne życie i być niezależnymi finansowo. A gdy jesteśmy już na emeryturze i mamy dużo wolnego czasu, rzadko decydujemy się na wyjazdy, na to, aby zrobić coś szalonego, bo to już nie ten wiek, nie ta ciekawość, nie ta sama osobowość.

Jenny wydaje się być dziewczyną, która złapała Boga za nogi. Udaje jej się oderwać od wymagającego ojca, zdominowanej przez niego matki, udaje jej się wreszcie oderwać od nudnej nauki. Przy okazji wyznaje wszystkim wokół co sądzi na ich temat i co myśli o ich życiu. Nie są to rzecz jasna zbyt miłe słowa. Wszystko to za sprawą nowej znajomości Jenny – starszego od niej mężczyzny – Davida, który jest czarujący, miły, potrafi porozumieć się z rodzicami Jenny, a co najważniejsze potrafi także spełniać życzenia młodej dziewczyny. Wszystko jednak jest zbyt udane, zbyt idealne, więc się komplikuje (jak to w życiu...).

Nie martw się o mnie: Gdzie jest loic?

Nie martw się o mnie
RECENZJA

W każdej rodzinie pojawiają się większe lub mniejsze konflikty. Film Phillipe'a Lioreta przedstawia historię jednej z takich rodzin. Jest to bardzo ciekawie zrealizowany dramat z niełatwym do przewidzenia zakończeniem i dobrą grą aktorską.

Dziewiętnastoletnia Lili (w tej roli znana z "Bękartów wojny" Mélanie Laurent) wraca do domu z Hiszpanii, gdzie dowiaduje się o przykrej sytuacji, jaka wydarzyła się między jej bratem, a ojcem. Okazuje się, że mężczyźni pokłócili się, w efekcie czego brat Lili – Loic uciekł z domu. Dziewczynie ciężko jest się pogodzić z tym, że zaginiony nie daje żadnego znaku życia – Lili przestaje jeść, trafia do szpitala. W końcu jednak otrzymuje list od Loica, dzięki któremu powoli odbudowuje się psychicznie i wychodzi ze szpitala. Od tego czasu otrzymuje wiele listów i pocztówek od swojego brata z przeróżnych miejsc, w których aktualnie on przebywa. Lili postanawia udać się na kilka wycieczek po Francji, aby odszukać swojego brata. Dzięki tym podróżom odkrywa w sobie uczucie do człowieka, którego znała już od dawna. Nie staje się to na szczęście głównym wątkiem filmu, stanowi tylko dość atrakcyjny epizod poboczny. Dalszej części fabuły nie będę zdradzał, ponieważ zakończenie naprawdę może niektórych zaskoczyć.

Vicky Cristina Barcelona: Gonitwa za króliczkiem

Vicky Cristina Barcelona
RECENZJA

Na początku przyznam się, że nie znam twórczości Woody'ego Allena – zawsze na horyzoncie pojawiało się coś, co potrafiło mnie zainteresować bardziej, w związku z czym Allen schodził na trzeci, czwarty plan. Wreszcie jednak zdecydowałem się na obejrzenie "Vicky Cristina Barcelona" i...

Niezły erotoman z tego Woody'ego Allena, a główny bohater jego najnowszego filmu – Juan Antonio (Javier Bardem) to naprawdę obrotny facet. Artysta z pasją podchodzący do swojej pracy, namiętny kochanek, który kilkoma słowami potrafi oczarować nawet sceptycznie początkowo nastawioną Vicky (Rebecca Hall), wreszcie – mężczyzna kochający kobiety (fizycznie i psychicznie), dla którego problemem nie jest zaciągnąć do łóżka Cristinę (Scarlett Johansson), następnie uwieść Vicky, a na koniec jeszcze przespać się z byłą żoną – ognistą i namiętną Marią Eleną (Penélope Cruz). Niezła kolekcja.

The Hurt Locker: Jak jesteś w Iraku, to w zasadzie jesteś trupem

The Hurt Locker. W pułapce wojny
RECENZJA

Mówi się o różnych rodzajach uzależnień – od narkotyków, alkoholu, pracy, komputera. Sierżant William James – grany przez Jeremy'ego Rennera główny bohater filmu "The Hurt Locker" jest uzależniony od napięcia i stresu. Uczestniczy w "wycieczkach" organizowanych przez amerykańską armię do krajów, w których coś się dzieje – trwa wojna lub jest już po niej, ale wciąż stacjonują tam wojska USA.

Sierżanta Jamesa poznajemy w momencie, gdy przylatuje do Iraku, aby zastąpić w oddziale saperskim człowieka, który zginął podczas rozbrajania bomby. Od początku widać, że sierżant jest osobliwym przypadkiem – słucha głośnej muzyki, jest wyluzowany, za nic sobie ma niebezpieczeństwo, które grozi mu w stolicy Iraku – w przeciwieństwie do innych stacjonujących tam żołnierzy. Co najciekawsze, podczas wykonywania akcji jest tak samo nonszalancki i – można by rzec – lekkomyślny. Sprawia wrażenie, jakby nie liczył się ze śmiercią, jakby obojętne mu było, czy przeżyje jeszcze 20 lat, czy 15 minut. Jego sposób bycia prowadzi do wielu konfliktów z partnerami, z którymi przyszło mu pracować – sierżantem JT Sanbornem (Anthony Mackie) i Owenem Eldridgem (Brian Geraghty), ponieważ swoją beztroską naraża także ich życie. Mały oddział saperów, w skład którego wchodzi wymienionych trzech bohaterów jeździ po Bagdadzie starając się rozbroić bomby, o których lokalizacji dostał sygnał. JT Sanbodn i Owen Eldridg osłaniają wykonującego "brudną robotę" Williama Jamesa. 

Bękarty wojny: Wściekłe fikcyjne bękarty

Bękarty wojny
RECENZJA

Uwaga - recenzja zdradza sporo z fabuły.
Quentin Tarantino jest bez wątpienia jednym z najbardziej kontrowersyjnych, ale i najbardziej znanych reżyserów Hollywood. Debiutował filmem "Wściekłe psy", później stworzył rewolucyjny "Pulp Fiction", który zdobył nagrodę w Cannes i mocno zamieszał na rynku filmowym. Podobno do swojego najlepszego filmu – "Bękartów wojny" scenariusz zaczął pisać mniej więcej w tym okresie, w którym tworzył "Pulp Fiction" uznawane przez wielu za jego najlepszy film – to się naprawdę czuje!

Tytułowe Bękarty to grupa żołnierzy złożona z amerykańskich Żydów, która z nazistami rozprawiać się chce tak, jak hitlerowcy rozprawiają się ze swoimi wrogami – bez skrupułów i litości. "Nie po to przybyli z Appalachów, przez pięć tysięcy mil oceanu, pół Sycylii, żeby wyskoczyć z pierdolonego samolotu i uczyć nazistów humanitaryzmu" – przywołując słowa dowódcy oddziału porucznika Aldo Raine'a granego przez Brada Pitta. Podczas "podróży" po Francji Bękarty spotykają brytyjskiego komandosa – Archie Hicoxa granego przez Michaela Fassbendera oraz niemiecką aktorkę szpiegującą dla Anglików – Bridget von Hammersmark (w tej roli Diane Kruger).

Nostalgia Anioła: Jesteś córką Jacksona, tak?

Nostalgia Anioła
RECENZJA

Od początku wiadomym było, że "Nostalgia Anioła" nie będzie mogła być porównywana z "Władcą Pierścieni" – nie ten rozmach, nie ta tematyka, nie te realia. Podobieństwo tkwi tylko w osobie reżysera (co jest oczywiste) i efektami specjalnymi. Zastanówmy się więc, jaki poziom prezentuje najnowszy film Petera Jacksona, który szerszej publiczności znany jest wyłącznie z "Władcy Pierścieni".

Susie Salmon w wieku 14 lat zostaje zgwałcona i zamordowana przez swojego sąsiada i teraz snuje opowieść z zaświatów znajdując się pomiędzy niebem a ziemią. (Brzmi znajomo? Owszem – tematyka (i jak się okazuje później także kolorystyka i efekty specjalne) kojarzą się przede wszystkim z filmem "Między piekłem a niebem".) Poznajemy kilka wątków – podróż Susie po zaświatach, cierpienie rodziny po utracie córki i siostry, przygotowania do morderstwa. To wszystko przeplatane wspomnieniami Susie z jej przeszłości.

Głód: Polityczna śmierć

Głód
RECENZJA

"Głód" nie jest filmem dla każdego. Nie jest filmem, na który ludzie tłumnie szli do kina, nie jest filmem, który będzie można obejrzeć w telewizji w godzinach największej oglądalności. Film Steve'a McQueena jest surowym, naturalistycznym obrazem straszliwej śmierci człowieka w męczarniach.

W 1981 roku wszyscy więźniowie-członkowie IRA zaczęli być traktowani przez Anglików jak zwykli kryminaliści, a nie więźniowie polityczni. Zaczęli więc protestować – smarować ściany ekskrementami, odmawiać noszenia ubrań – chodzili owinięci w koce wyrażając swój sprzeciw wobec decyzji "Żelaznej damy" – Margaret Thatcher.

W chmurach: Samotność w chmurach

W chmurach
RECENZJA

"W chmurach" reklamowany był jako film, w którym jedną ze swoich najlepszych ról zagrał jeden z najbardziej znanych amantów współczesnego Hollywood – George Clooney. Wspomina się również o nazwisku reżysera – Jasona Reitmana. Obraz zebrał wiele nominacji, między innymi do Złotych Globów i Oscarów. (skończyło się tylko na Złotym Globie za scenariusz) Czy rzeczywiście nowy film twórcy "Juno" jest aż tak dobry?

Ryan Bingham (George Clooney) potrafi być w podróży 322 dni w roku. Większość czasu spędza w samolocie, a na lotniskach i terminalach czuje się jak u siebie w domu. Każdy ruch ma wyćwiczony, kontrola na lotniskach przebiega szybko i sprawnie, Ryan sprawia wrażenie, jakby to on więcej wiedział o tym, jak ma być skontrolowany, niż funkcjonariusze przeprowadzający to rutynowe działanie. Nie jest jednak agentem supertajnych służb specjalnych. Pracuje podróżując po całych Stanach Zjednoczonych jako ekspert od redukcji kadry - zawodowo zwalnia ludzi. Jest samotny, wiedzie takie życie z wyboru i jest z niego zadowolony – najważniejsza dla niego jest kariera. Pewnego dnia jednak w jego życiu pojawia się młoda, aktywna pracownica – Natalie (Anna Kendrick), która przewraca jego życie do góry nogami i ukaże zalety innego sposobu na życie. 

Walc z Baszirem: Filmy nie mogą być rodzajem terapii?

Walc z Baszirem
RECENZJA

Film Ari Folmana – mało znanego w Polsce izraelskiego reżysera – opowiada o wojnie znanej w historii, jako wojna libańska, w której udział brały wojska izraelskie po jednej stronie i arabskie po drugiej. "Walc z Baszirem" jest fabularyzowanym autobiograficznym dokumentem przedstawiającym obraz tej wojny widziany oczami 19 letniego wówczas Ari Folmana.

Główną osią filmu jest masakra Palestyńczyków w obozach Sabra i Shatila, która była swoistą zemstą za zamordowanie prezydenta Libanu, przywódcy Armii Południowego Libanu współpracującej z Izraelczykami – Baszira Dżemaleja przez prosyryjskiego zamachowca.

Sherlock Holmes: Musimy zająć się sprawą filmu, Watsonie

Sherlock Holmes
RECENZJA

Sherlock Holmes – najbardziej znana i w końcu również najbardziej znienawidzona przez swojego autora postać stworzona przez Arthura Conana Doyle'a. Pisarz stał się niejako zakładnikiem stworzonej przez siebie postaci, nie potrafił napisać nic lepszego, w końcu postanowił uśmiercić swojego bohatera,  zrzucając go z urwiska, ale jak widzimy – i to nie przyniosło efektu – Sherlock Holmes jest wciąż żywy, wciąż zaskakuje nas swoimi torami myślenia w rozwiązywaniu zagadek. Tym razem mamy okazję obejrzeć go w nowym filmie Guya Ritchiego. Wypada świetnie!

Zaczyna się szybko, dynamicznie i mrocznie. Sherlock Holmes, nie czekając na rozkazy policjantów, sam wkracza do akcji, po chwili dołącza do niego niezawodny doktor Watson. Udaje im się przerwać nabożeństwo czarnej magii, a tajemniczym kapłanem parającym się tym niebezpiecznym zajęciem okazuje się być Lord Blackwood, który zostaje skazany na śmierć. Wyrok zostaje wykonany, ale nie stanowi to końca udziału Blackwooda w filmie – przeciwnie – jest on jedną z najważniejszych postaci najnowszego filmu Guya Ritchiego. Dalej mamy do czynienia z mnóstwem akcji, inteligentnego humoru, oraz tropami myślowymi Sherlocka i Watsona, za którymi ciężko czasami nadążyć. 

Parnassus: Wyimaginowana iluzja

Parnassus
RECENZJA

Recenzja pochodzi z dawnych czasów, kiedy jeszcze publikowałem na filmwebie. Napisałem ją po powrocie z kina, ale gdy obejrzałem "Parnassusa" drugi raz, zrobił na mnie większe wrażenie. Zmieniłem mu ocenę na 7. Ale recenzję zostawiam w oryginalnej wersji.

"Parnassus". Wyimaginowana iluzja, iluzoryczna fantasmagoria z umysłu Terry'ego Gilliama. Z ostatnią, niedokończoną rolą Heatha Ledgera, z Johnnym Deppem, Judem Law i Colinem Farrellem. Brzmi nieźle. Niestety... tylko "brzmi" nieźle. 

Dr Parnassus lubi hazard. Właściwie ekstremalną odmianę hazardu (bo jak inaczej nazwać zakładanie się z diabłem o duszę swojej córki?) Otrzymuje od diabła nieśmiertelność, potrafi wprowadzić się w trans, a osoby, które przejdą przez magiczne lustro podróżują po zakamarkach swojej wyobraźni. Parnassus z małą trupą jeździ po Anglii i wystawia przedstawienia. Nie wiedzie im się zbyt dobrze, dopóki nie spotykają na swojej drodze Bezimiennego (jak się później dowiadujemy jest to Tony).

500 dni miłości: Nie każdy dzień w życiu ma znaczenie

 500 dni miłości
RECENZJA

"Większość dni w roku jest nieistotnych, nie niosą za sobą żadnych wspomnień – takie zdanie pada w opisywanym filmie. Są jednak dni, w których dzieją się rzeczy, które na dłużej zapadają nam w pamięć. Pamiętamy dzień, w którym się zakochaliśmy, pierwsze spotkania, wreszcie pamiętamy, kiedy doszło do tej najważniejszej rozmowy i zawiązania związku. Niestety, najczęściej w pamięci zostaje też data rozstania. Ja zapamiętam również dzień, w którym obejrzałem film o sobie, o moim związku, o tym, co przeżywałem" – "500 dni miłości".

Nie wierzcie opisowi dystrybutora, który głosi, że jest to "zwariowana komedia romantyczna o młodej kobiecie, która nie wierzy w miłość, dopóki nie spotyka na swej drodze chłopaka, gotowego na wszystko, by zdobyć jej serce". To duże i krzywdzące uproszczenie. Ten film to coś znacznie więcej, niż "zwariowana komedia romantyczna". Nie zdradzając zbyt wiele z fabuły: rzecz polega na tym, że spotykają się dwie osoby. Dwie różne osoby, chociaż mają też kilka rzeczy wspólnych. Mówiąc w skrócie, ON (Joseph Gordon-Levitt) zakochuje się w NIEJ (Zooey Deschanel) miłością ślepą, nie dostrzega jej wad. Ci z nas, którzy przeżyli coś podobnego, na pewno nie będą dziwili się postępowaniu głównego bohatera.  Do tej pory wszystko brzmi jak w przeciętnej komedii romantycznej, dalej wkracza jednak życie, które pokazuje, że ludzie, jakbyśmy ich nie kochali, mają również swoje wady, których początkowo możemy nie dostrzegać i – niestety – nie zawsze jest tak, jakby człowiek sobie wymarzył. Okazuje się, że konfrontują się inne oczekiwania, inne doświadczenia, inne myśli, co prowadzi do rozstania. I tak właśnie zaczyna się film.

Avatar: Król świata?

Avatar
RECENZJA 

Avatar – słowo, które wywołuje w ludziach na całym świecie drżenie i podniecenie. Gdzie się nie obejrzę, tam słyszę zachwyty nad nową produkcją Camerona – że doskonały, że przełom, że sensacja, że film dekady/stulecia/tysiąclecia etc. Czy więc rzeczywiście reżyser "Titanica" miał rację, gdy odbierając Oscara powiedział, że jest królem świata? Postanowiłem sam to sprawdzić. 

Fabuła, czy raczej "tło dla efektów i grafiki" przedstawia się niezwykle prosto. Główny bohater – Jake Sully, trafia na Pandorę – planetę porośniętą bujną, fluorescencyjną roślinnością. Planetę, z której ludzie pragną wydobyć jak najwięcej drogocennego surowca. Rzecz jasna ta inwazja "ludzi nieba" nie podoba się miejscowej ludności – rasie Na'vi.  Ludzie, nie zwracając zbyt dużej uwagi na tubylców, postanawiają za wszelką cenę się wzbogacić, co prowadzi oczywiście do wielkiej wojny. Główny bohater – były marine, wciela się w awatara (ciało zbudowane z DNA człowieka i przedstawiciela Na'vi, które wygląda dokładnie jak istoty zamieszkujące planetę) swojego brata (naukowca, który zginął) i rusza odkrywać zakamarki Pandory. Przez swoją głupotę, ciekawość i można by rzec – typowe dla wojskowych szarżowanie znajduje się w niebezpieczeństwie, z którego wybawia go przedstawicielka Na’vi – Neytiri. Nasz komandos trafia do wioski nieprzyjaciół i zostaje szpiegiem. Początkowo wszystko układa się wzorowo – lojalnie dostarcza informacje o Na’vi i miejscu ich pobytu pułkownikowi, który dowodzi oddziałem najemników na Pandorze. Później jednak następuje oczywista przemiana bohatera, który zakochuje się (a jakże!) w Neytiri, dostrzega ideały Na’vi i je sobie przyswaja (oczywiście!) i w końcu zaczyna walczyć przeciwko swojej rasie. (a to niespodzianka!)