30.12.2011

Filmowe podsumowanie roku 2011

Końcówka roku zawsze skłania do robienia różnych porównań i podsumowań. Choć macie okazję przeczytać ich tysiące na różnych stronach, to i ja postanowiłem zebrać filmy zrealizowane w 2011 roku, które oglądałem i ułożyć je na mniej lub bardziej  trafionej liście.

 2011. rok, podobnie jak 2010., nie przyniósł absolutnego arcydzieła - filmu, którym byłbym zachwycony do granic możliwości, jak "500 dni miłości" czy "Bękarty wojny" w 2009 roku. Mieliśmy natomiast okazję oglądać filmy dobre, niektóre z przebłyskami geniuszu. Pojawiły się filmy artystyczne (wspominając choćby "Melancholię" i "Drzewo życia"), mnóstwo wizji końca świata oraz kontynuacje znanych hitów ("Piraci z Karaibów: Na nieznanych wodach", "Mission: Impossible - Ghost protocol"). W bardzo dobrej kondycji jest kinematografia europejska (w przeciwieństwie do waluty) - w tym roku dominują głównie Brytyjczycy. Wśród polskich filmów oczywiście znów było sporo historii - dawnej ("1920: Bitwa warszawska") oraz mniej dawnej, dotyczącej rozliczeń się z komunizmem ("Czarny czwartek. Janek Wiśniewski padł", "Kret"). Dość duży sukces odniosła "Sala samobójców", która jest kontrowersyjna - jedni uznają ją za doskonały film, drudzy będą czuli się poirytowani. Ja należałem do drugiej grupy, ale generalnie poziomem polskich filmów rozczarowani na pewno być nie możemy.

17.12.2011

Jeden dzień: Jeden dzień a tyle emocji

Jeden dzień
RECENZJA

Widziałem ostatnio krótki filmik, w którym młodzi ludzie byli pytani, czy możliwa jest przyjaźń damsko-męska. Mężczyźni reagowali dość szybkim i zdecydowanym „nie”, natomiast kobiety, pięknie się uśmiechając twierdziły, że „tak, to jest możliwe!”. W ich przypadku potrzebne było drugie pytanie – „jak im się wydaje – czy ten przyjaciel nie czuje do nich czegoś więcej?”. Jaka była reakcja? Zakłopotany uśmiech i nerwowe odejście od pytającego albo przyznanie mu racji.

Podobne trudności ze stworzeniem zwykłej przyjaźni są treścią filmu „Jeden dzień” – ekranizacji świetnie sprzedającej się powieści Davida Nichollsa, która z pewnością zagości pod niejedną choinką z okazji zbliżających się świąt. To opowieść o skomplikowanych, "przyjacielskich" relacjach między kobietą i mężczyzną, o niedopowiedzeniach, różnych oczekiwaniach, różnych osobowościach, które jednak z każdym dniem (choć bardziej właściwe byłoby tu słowo „rokiem”) w pewien sposób się przyciągały.

15.12.2011

Feuer frei!

Startuję z pseudo-felietonem (pseudo, bo w sumie nie spełnia kilku wymogów felietonu), który jest dużo luźniejszy, niż to, co do tej pory można tu znaleźć. Ciekawy jestem, jak się przyjmie.

Gdybym zapytał Was o najbardziej znany niemiecki zespół zapewne wielu z Was miałoby problem z wymienieniem nazwy… dopóki nie przypomniałoby Wam się o Rammsteinie – zespole, który dokonuje rzeczy pozornie niemożliwych. Potrafi zagrać i zaśpiewać liryczną piosenkę, która brzmi romantycznie w jednym z najmniej romantycznych języków świata, by po chwili uderzyć mocą elektrycznych gitar i ostrym teledyskiem przedstawiającym anioła rozrywanego zębami przez lidera zespołu. Wreszcie – to banda naładowanych testosteronem facetów, których jeden z teledysków muszę oglądać na redtube. Powiedzcie – jaki inny zespół się tam znajduje? Oczywiście z wyjątkiem tego złożonego z rzeżączki, kiły i AIDS.

5.12.2011

Amy Winehouse: Co tu mAmy?

Amy Winehouse - Lioness: Hidden Treasures
RECENZJA

Wielkie oczekiwania i wielkie obawy - jaki materiał otrzymamy na pośmiertnej płycie Amy Winehouse? Będzie to wyspa skarbów, czy raczej śmieci wyrzucone na brzeg przez morze? Od dziś już wiemy. Każdy może wyrazić swoją opinię i tak jak jedni będą uważać tę płytę za godny „testament” Brytyjki, tak inni będą rozczarowani. Niestety, nie jest to materiał rewelacyjny zawierający perełki, o których marzyli fani.

Na Lioness: Hidden Treasures znajdują się odrzuty z sesji do Frank i Back to Black oraz cztery utwory nagrane na przestrzeni lat. Na temat tego, na ile to wydawanie wszystkiego, co zostało po Amy, a na ile prawdziwe zalążki kolejnej płyty pisałem już tutaj. Po kilkukrotnym przesłuchaniu płyty nadal nie wiem, która z odpowiedzi jest bardziej prawidłowa.