Czy śmierć artysty może być motorem napędowym rynku muzycznego? Brzmi brutalnie, ale to jedno z praw rządzących show biznesem. Nekrolog często stanowi dopiero początek, po którym następuje nawrót zainteresowania mediów, fanów, wytwórnie płytowe często osiągają niesamowite przychody z tytułu reedycji kultowych płyt, przeróżnych składanek i kompilacji – wydaje się wszystko, do czego ręce przyłożył zmarły artysta. Im wcześniej, tym lepiej.
Jakkolwiek brutalnie to zabrzmi – śmierć napędza koniunkturę. Wystarczy spojrzeć na Michaela Jacksona, który nowej płyty nie nagrał od 2001 roku – liczba fanów, jaka wzrosła po pamiętnej dla jego fanów dacie dwudziestego piątego czerwca 2009 roku, czy reedycje jego albumów, nawrót zainteresowania kultowym Thriller, cztery miliony płyt sprzedanych po śmierci – nie da się ukryć, że śmierć jest jednym z najbardziej wywracających rynek muzyczny zdarzeń.
Jakkolwiek brutalnie to zabrzmi – śmierć napędza koniunkturę. Wystarczy spojrzeć na Michaela Jacksona, który nowej płyty nie nagrał od 2001 roku – liczba fanów, jaka wzrosła po pamiętnej dla jego fanów dacie dwudziestego piątego czerwca 2009 roku, czy reedycje jego albumów, nawrót zainteresowania kultowym Thriller, cztery miliony płyt sprzedanych po śmierci – nie da się ukryć, że śmierć jest jednym z najbardziej wywracających rynek muzyczny zdarzeń.